Kiedy dziennikarz jest przyjacielem

Pandemia COVID-19 jeszcze się nie skończyła. I nie wiadomo, kiedy zobaczymy jej kres, choć jest pewne, że wirus, który ją wywołał, będzie już towarzyszył człowiekowi. Eksperci z całego świata kompetentnie w mediach zapowiadają: pandemia i epidemia wygaśnie wczesną jesienią tego roku („Yes! yes! yes!”), będzie jeszcze trwała w 2022 roku, a może i w 2023, choć – nie! – końca można się spodziewać za 7 lat. W tym gąszczu prognozowanych dat uwolnienia się od groźby i dyktatury wirusa czuję się zagubiona. Wolę, kiedy ekspert od spraw epidemii idzie śladem Sokratesa, który odkrył, że droga do wiedzy prowadzi przez świadomość niewiedzy. Oîda oudén eidṓs, choć bardziej adekwatne w tym przypadku będzie zastąpienie nic przez niewiele. Z pewnością wart dodania jest też parametr czasu: dotąd.

Ale w marcu wydarzyło się coś, co pozwoliło milionom ludzi na całym świecie oderwać się od pandemijnej rzeczywistości i zająć uwagę wydarzeniem, w którym udział wzięły trzy osoby. A właściwie: cztery, bo także dziewczynka, która na świat przyjdzie latem. Tak, rodzice podzielili się ze światem, który dotychczas widział mamę z ciążowym brzuszkiem, tą radosną wiadomością: Archie będzie miał siostrzyczkę.

Kto, co ma taką władzę, by przykuć na półtorej godziny widzów do ekranów, a potem treści tego wydarzenia uczynić agendą mediów i tematem rozmów ludzi na całym świecie? Był to program telewizyjny o formule wywiadu, w którym uczestniczyli Oprah Winfrey oraz Meghan i Harry, księżna i książę Sussexu. Może jednak właściwszą kwalifikacją gatunkową byłby talk-show? Przecież prowadząca została ikoną telewizji dzięki autorskiemu programowi The Oprah Winfrey Show, którego gośćmi byli zwykli Amerykanie i największe gwiazdy show biznesu. Tym razem rozmawiała z przyjaciółmi i od niedawna sąsiadami. Zasada rozmów jest niezmienna: bez tabu, całkowite otwarcie, zwierzenia najgłębiej intymne. Empatyczna gospodyni też wielokrotnie dzieliła się z gośćmi i widzami swoimi problemami, a było ich w jej życiu sporo.

Ma opinię „królowej telewizji”, która z gości wyciągnie wszystko. Tym razem abdykowała. Jej gościom odpowiadała formuła zwierzeń, zwłaszcza księżna zdradziła przyjaciółce i nam, widzom, po raz pierwszy (dla mediów to znakomity magnes na odbiorców), swoje bardzo osobiste doświadczenia i przeżycia: trudności w wejściu w życie na dworze rządzonym sztywnym protokołem, któremu musiała się poddać, poczucie uwięzienia w złotej klatce, doświadczanie samotności, braku poczucia bliskości, stany depresyjne, myśli samobójcze. Mało tego, okazało się, że ich pierwsze dziecko dotknął rasizm.

Bliskie relacje między uczestnikami wywiadu przełożyły się na to, że księżna i książę mieli pełną swobodę prowadzenia swojej narracji, a dziennikarka rezygnowała z wpisanej w jej rolę dociekliwości i chyba pominęła ważny etap researchu na temat gości. To inni dziennikarze, już post factum, wskazywali nieścisłości i wewnętrze sprzeczności w wypowiedziach księstwa, niedopowiedzenia, nadinterpretacje. Oprah Winfrey zbyt się zaangażowała emocjonalnie w świat przedstawiony pary. Zresztą emocji tu nie brakowało po obu stronach: dyskretnie ocierane łzy, nieśmiały uśmiech skrzywdzonej dziewczynki, dłoń chroniąca nienarodzone dziecko, czułość małżonków. I reakcja dziennikarki na słowa o padających ze strony tajemniczych „Onych” pytaniach o kolor skóry potomka pary: zaskoczona i oburzona mina, wytrzymane przez chwilę milczenie.

„Cóż piękniejszego, niż nieść pomoc przyjaciołom?” (Cyrus II Wielki). Rozumiem, że to pytanie retoryczne. Ale w kontekście wywiadu: prywatna przyjaźń i etyka dziennikarska nie idą w parze. Uroczo wygląda scenka, kiedy dziennikarka dzień po wywiadzie odwiedza swoich książęcych przyjaciół i w podarku dostaje jajka „prosto od kury”. Bo ogromną przyjemność parze sprawia zajmowanie się kurami uratowanymi z fermy przemysłowej i dzielenie się nią z przyjaciółmi i sąsiadami. Odbiorca oczekuje czegoś więcej. Chociaż może nie: ogromne zainteresowanie wywołał model okrągłego stołu tarasowego, wokół którego toczyła się rozmowa.