Co zrobić z rozbitą filiżanką?

Wyrzucić! Bo to przecież już tylko skorupy, wyszczerbione, okaleczone, niedoskonałe. Te, jeśli są dostatecznie stare, wartość mają tylko dla archeologów. Z zainteresowaniem ogląda się je w muzeum, ale nie ma dla nich miejsca w domu. To, co popsute, zniszczone, zdefektowane, niepotrzebne, także niemodne, ma zniknąć z pola widzenia użytkownika: żyjemy w społeczeństwie jednorazowym. Związek między człowiekiem i rzeczami rozluźnia się, zmienia się sposób korzystania z przedmiotów, ale też myślenia o nich: trwanie przestało być jedną z najważniejszych dotąd cech obiektów materialnych. Disposable culture natomiast zachęca do zmiany, do kupowania nowych rzeczy: idealnych, mających krótki czas użytkowania, by nie powiedzieć: życia. Nowe jest zastępowane nowszym, a to z kolei najnowszym – tyrania nowości. Nie ma w niej miejsca dla przywiązania, a tym bardziej dla naprawiania, reperowania, regeneracji.

Czy zmieni los filiżanki, która się rozpadła, to, że jest pamiątką po prababce, ocalałą z pożogi wojennej? Nawet jeśli była uszkodzona, stanowiła przecież fragment intymnej historii rodzinnej. Rozbite naczynie staje się niepotrzebne? Powinno przestać istnieć?

Podróże po świecie i lektury pomogą uratować uszkodzoną filiżankę, uchronić ją od niebytu. Od Japończyków nauczymy się kintsugi (dosł. złote łączenie), zwanej też kintsukuroi (dosł. naprawiać złotem), czyli techniki łączenia rozbitej porcelany – brzmi to banalnie, trochę jak „zrób to sam”. Spoiwem jest laka zmieszana z metalami szlachetnymi, w tym złotem. Zebrane pieczołowicie kawałki są równie troskliwie przechowywane do momentu decyzji przywrócenia ich do bytu. Ale ponieważ nie da się scalić fragmentów w nieskazitelną całość, bez śladu destrukcji, jakiej doświadczyły, rysy eksponuje się, by zamiast rozbicie maskować, uwydatniały je, obecne w nowej już formie, zawierającej jednak ślady przeszłości. W kolejnym „życiu” filiżanka przechowuje swoją przeszłość, swoje blizny i zmarszczki – nie jest „jak nowa”, jest nowa. A w złotych żyłkach – bliznach zawiera się ponadczasowe piękno.

Kintsukuroi jest znakomitym sposobem ratowania tradycyjnej japońskiej ceramiki, ręcznie formowanej, wypalanej w niskiej temperaturze, dzięki czemu naczynie ma porowatą fakturę, z pozostawionymi, przynajmniej we fragmentach, nieszkliwionymi powierzchniami; z pieca za pomocą szczypców wyjmowany jest gorący przedmiot stygnący potem niespiesznie na trawie lub wkładany do chłodnej wody. Czy do dzisiejszych wyrobów ceramicznych można zastosować kintsugi? Transfer kultury może zakończyć się fiaskiem.

Przedmiot, który decydujemy się naprawić, ma dla właściciela szczególną wartość – zwykle emocjonalną. Dla Japończyka technika kintsukuroi oznacza postawę szacunku, dzięki któremu rzeczy zyskują nową jakość. Naprawianie uszkodzonej ceramiki staje się okazją do naprawiania siebie – ten proces leczenia ran przedmiotu i człowieka kreśli Joanna Bator w swojej powieści Purezento (2017). To też dobra okazja, by uczyć się doświadczania nietrwałości i ulotności życia, cenienia niedoskonałości, a doskonały stało się chyba słowem kluczem dzisiejszej kultury europejsko-północnoamerykańskiej, wypierającym wszelkie przejawy braku perfekcji.