Współuczestnictwo w zajęciach daje szansę studentowi na całościowy rozwój

Czy jesteśmy wspólnotą akademicką?

Jak wiemy, w tradycji studiów wyższych, wykład ma ugruntowane, stałe miejsce. Warto więc rozważyć jego zalety. Forma wykładu to nic innego, jak „uczenie się w grupie” poprzez analizę wypowiedzi prelegenta, zadawanie pytań, poszukiwanie odpowiedzi przy założeniu, że istnieją różne punkty widzenia. To też nabywanie umiejętności myślenia krytycznego itp. Jest to specyficzna forma ćwiczenia w procesach myślenia – poprzez przyrost wiedzy merytorycznej z danego przedmiotu, z równoczesnym nabywaniem umiejętności nadawania jej określonego ładu. Dobrze przygotowany wykład to wspólne dochodzenie do uogólnień poprzez dialog, który pozwala studentowi ćwiczyć się w umiejętności konstruowania własnej ścieżki rozwiązywania problemów.

To, co pragnę napisać w tym liście, jest trudno wyrażalne, w pięćdziesiątą rocznicę mojej pracy nauczycielskiej mam bowiem poczucie bolesnej klęski. Mimo to odważam się zabrać głos, gdyż czuję się odpowiedzialna za poziom kształcenia naszej młodzieży. Zobowiązał mnie do tego przed laty mój małżonek śp. prof. Marian Pulina.

Nie czyniąc pochopnie uogólnień, zamieszczam tu kilka własnych obserwacji, które w mojej opinii znamionują narastanie wielce niekorzystnych zjawisk w obrębie wspólnoty akademickiej.

Dzięki uprzejmości władz dziekańskich na Wydziale Nauk o Ziemi UŚ – jako emerytowany pracownik naukowo-dydaktyczny – prowadziłam zajęcia na I roku studiów magisterskich (2013/2014). Był to programowy wykład dotyczący dwóch różnych zagadnień: metodologii nauk geograficznych (15 godz.) i historii myśli geograficznej (15 godz.). Warto podkreślić, iż te dwa tematycznie różne wykłady, kończące się jednym egzaminem, należą do kategorii przedmiotów podstawowych na studiach geograficznych. Jak wskazuje doświadczenie, czas przeznaczony na te wykłady to czas wyjątkowy; czas darowany, podczas którego winien zaistnieć dialog wzbogacający obie strony: studentów i nauczyciela w nieuchwytnej sferze wzajemnego przenikania się myśli, a więc wchodzenia na ścieżkę całościowego rozwoju uczestników spotkania. Od kiedy pamiętam, atmosfera wspólnej pracy zawsze towarzyszyła naszym zajęciom: wymiana tekstów, cytatów, rozmowy po wykładzie. Jak skarb przechowuję dobrze podniszczony skrypt przedmiotowy, opracowany przez grupę studentów – jeszcze w latach dziewięćdziesiątych.

* * *

W semestrze zimowym 2013/2014 zajęcia odbywały się w amfiteatralnej, pięknej sali Eugeniusza Romera, niestety, prawie zawsze pustej, z małą grupą studentów (8–10 procent ogółu słuchaczy) – trochę zakłopotanych, ale z iskrą ciekawości w oczach. Dziękuję Wam, Moi Drodzy, za świadectwo uczestnictwa... I tak, w sali nr 123, wobec portretu Romera1 – symbolu miłości Ojczyzny i pasji poznawczej świata – odbywał się cotygodniowy smutny spektakl bez obecności około stu słuchaczy I roku studium magisterskiego.

Ostatnim spotkaniem z bezimienną dla mnie grupą kandydatów do tytułu magistra geografii był egzamin. Mimo iż od lat miałam wypracowany system ustnego egzaminu oparty na historycznych mapach, ilustracjach, tekstach źródłowych i innych, nie mogłam pójść tą sprawdzoną ścieżką W wielkiej auli dla całego roku zorganizowaliśmy egzamin pisemny (20 zagadnień) zgodnie z wymogami Krajowych Ram Kwalifikacji. Znamienne, iż w zakresie treści merytorycznych szereg wypowiedzi było zredukowanych do skali internetu – informacji wikipedycznogooglowych, stąd często fragmentarycznych, nieadekwatnych do pytań. Nie miejsce tu jednak na szczegółową analizę wyników.

Przyznaję, iż po raz pierwszy w mojej pracy zawodowej wyszłam z opisanych tu zajęć poraniona obojętnością młodzieży i zanikiem podstawowych norm współbycia w przestrzeni uniwersytetu. Przez cały semestr brak mi było gwarnej Sali, brak w twarzach słuchaczy tzw. motywu lustra w budowaniu wspólnoty myśli – dopiero takie wzajemne sprzężenie pozwala na obopólny rozwój.

Wobec tej sytuacji tłuką mi się po głowie różne pytania do naszych studentów: Czy ktokolwiek z Was pomyślał, że nieobecność na wykładzie upokarza wykładowcę? Czy odczuwaliście potrzebę przeproszenia za nieobecność? Czy w ogóle taka potrzeba zrodziła się w Waszych myślach? Spróbujcie też odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy jesteśmy WSPÓLNOTĄ AKADEMICKĄ?

Warto w tych zmaganiach sięgnąć do indeksu studenta i od czasu do czasu w samotności zamyślić się nad tekstem ŚLUBOWANIA... Polecam Wam też, Droga Młodzieży, zagubiony w stertach papierów, a niezwykle ważny dokument naszego Senatu: MISJA UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO („Gazeta Uniwersytecka UŚ”, czerwiec 1997). W poczuciu „misji” rozdaję kserówki tego dokumentu podczas konsultacji.

Opisałam tu jednostkowy przykład z mojego doświadczenia. Niestety, nie jest on odosobniony; niechętnie jednak rozmawia się w środowisku o dyscyplinie studiów. Na zadane pytanie o absencję w zajęciach, jeden z kolegów odpowiedział: „W zasadzie jesteśmy bezradni; studenci mają prawo nie przychodzić na wykłady...”.

* * *

Czas na szerszą refleksję

Jak wskazują obserwacje, od dwóch, trzech lat zakorzenił się studencki zwyczaj luźnego stosunku do wykładów. Niekiedy przybiera on formę rozpaczliwie niskiej frekwencji. W rezultacie tworzy się niezdrowy układ – studenci udają, że studiują, nauczyciel boleśnie przeżywa ten stan, godząc się na pracę pozorną... Przykładów takich znamy wiele. W ostatnim słowie istnieje potrzeba spojrzenia na całość naszego czasu w skali globalnej. Jedno jest pewne: niepostrzeżenie znaleźliśmy się „na krawędzi epoki”2. Towarzyszy temu rozpad tradycyjnych struktur na wszystkich poziomach organizacji społeczeństw. Do szkolnictwa wchodzą liberalne hasła – „wolność jako całkowite wyzwolenie jednostki”. Na rzecz uczącej się młodzieży formalnie przekazywane jest szerokie prawo dokonywania wyborów. Cóż rzec w tej sytuacji? Na wyższych uczelniach w Europie (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii) zanikają tradycyjne rytuały; szybko tracimy niepowtarzalny klimat budowania autentycznych wspólnot akademickich. Dziś już wyraźnie zarysowuje się odmienne od tradycyjnego oblicze wyższej uczelni jako urzędu, gdzie niegdyś bakałarz- -pracownik naukowy, a dziś – państwowy urzędnik, świadczy usługi petentom, dawniej żakom, studentom.

___________________________

1 Portret ten sama wykonałam na uroczystość inauguracji sali wykładowej. Na WNoZ – nowa aula i jej patron, w: „Gazeta Uniwersytecka UŚ”, nr 4 (22) styczeń 1995.

2 Na krawędzi epoki. Red. J. Rudniański. Warszawa 1985.