Prof. dr hab. Dariusz Rott, redaktor naczelny „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” w latach 1997–2006

To była przygoda

„Gazeta Uniwersytecka UŚ” to prawie dziesięć lat mojego życia, ale była jeszcze prehistoria... Swoją współpracę z naszym miesięcznikiem uniwersyteckim rozpocząłem bowiem już w 1993 roku, zachęcony przez ówczesnego redaktora naczelnego dr. Franciszka Szpora.

Prof. dr hab.Dariusz Rott
Prof. dr hab.Dariusz Rott

Współpracowałem wówczas także z lubelskim „Przeglądem Akademickim”, który przeistoczył się następnie w „Forum Akademickie”, przesyłając tam dość regularnie wiadomości z naszej uczelni. W 1995 roku zacząłem swoją pracę w administracji rektorskiej i właściwie nie zaskoczyło mnie, dwa lata później, pytanie ówczesnego rektora UŚ profesora Tadeusza Sławka, czy nie chciałbym zająć się redagowaniem naszego uczelnianego pisma. Moja odpowiedź mogła być tylko twierdząca. Czasopismo, które przejąłem od red. Szpora, było w dobrej kondycji. Zdążyło już się ukształtować, dojrzeć, nabrać rozmachu, zgromadzić wokół siebie grono stałych czytelników i krytyków, których w środowisku akademickim nie brakowało. W jego redagowaniu pomagała nieoceniona sekretarz redakcji Aleksandra Kielak (nie wiem, czy bez niej podołałbym temu wyzwaniu). Nie planowaliśmy rewolucji, lecz powolną ewolucję pisma. Wymarzyłem sobie, by nie było typowym miesięcznikiem uniwersyteckim (często o takich pismach mówi się, nieco chyba pogardliwie, „gazetka” uczelniana i nie czyta się ich), lecz czasopismem o charakterze społeczno-kulturalno- akademickim, które oczywiście będzie opisywało i dokumentowało uniwersytecką przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Zaczęliśmy zwiększać objętość, rozszerzać grono stałych współpracowników. Przez długie lata staraliśmy się zachować zgrzebną formę graficzną, aby wyraźnie odróżniać się od powstających wówczas akademickich pism kolorowych, wydawanych na kredowym papierze, będących bardziej folderami uczelni niż miesięcznikami do czytania. „Nowe szaty gazety” w postaci projektów okładek autorstwa znakomitego plastyka Grzegorza Hańderka pojawiły się dopiero w 2003 roku.

Corocznie wielkim bestsellerem wydawniczym był dodatek dla kandydatów na studia zatytułowany „co – gdzie – kiedy”, który ukazywał się w ogromnym nakładzie i bardzo szybko był rozchwytywany przez maturzystów. Spore emocje wywoływały listy osób, które uzyskały nagrody rektorskie. Doczekaliśmy się też wielu stałych rubryk, np. wykazu awansów pracowników, listy publikacji wydawnictwa UŚ, żywo komentowanych i cytowanych nieraz nawet w przemówieniach rektorskich inaugurujących kolejne lata akademickie felietonów (Jerzego Parzniewskiego, Stefana Oślizły i, czasowo, Piotra Żmigrodzkiego). Wielu czytelników miały gazetowe dodatki, które dotyczyły m.in. Jana Pawła II, Ryszarda Kapuścińskiego, Tadeusza Różewicza, Romana Polańskiego, ks. Jana Twardowskiego, Lucjana Wolanowskiego, Archiwum Themersonów czy Spotkań Popiołkowskich. Drukowany później wielokrotnie tekst Ryszarda Kapuścińskiego, który kiedyś nawet odwiedził naszą redakcję, mieszczącą się wówczas w przyziemiu rektoratu, zatytułowany Dlaczego piszę, miał swój pierwodruk właśnie u nas, z czego byliśmy niezwykle dumni. W dodatku dotyczącym Romana Polańskiego znalazł się ostatni wywiad, który tuż przed swoją śmiercią autoryzował telefonicznie Władysław Szpilman. Z radością obserwowaliśmy, jak liczne grono studentów i pracowników naukowych uczelni stało z „Gazetą…” w dłoni w długich kolejkach, by uzyskać autografy Ryszarda Kapuścińskiego czy Tadeusza Różewicza. Dodatkami do miesięcznika było również „Forum Książki” wydawane przez naszych lubelskich przyjaciół z redakcji „Forum Akademickiego” oraz magazyn studencki „Suplement”, wydawany przez studentów UŚ, którym pomagaliśmy w jego dystrybucji. Przez kilka lat ostatnie strony miesięcznika zawierały reportaże podróżnicze. W związku z tym warto opowiedzieć pewną historię związaną z najpopularniejszym na naszych łamach reporterem.

Od lewej: prof. dr hab. Dariusz Rott, Ryszard Kapuściński i Mariusz Kubik w ówczesnej redakcji „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”
Od lewej: prof. dr hab. Dariusz Rott, Ryszard Kapuściński i Mariusz Kubik w ówczesnej redakcji „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”

Na początku lutego 2000 roku redakcja „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” otrzymała list od pana Lucjana Wolanowskiego. Błyskawicznie odpowiedziałem, zapraszając pana Lucjana do współpracy. Od tego czasu wypadki zaczęły następować błyskawicznie – w drugiej połowie lutego dostałem kolejny list:

W uprzejmej odpowiedzi na list z 11 lutego, chciałbym podziękować za miły list, życzliwy tekst poświęcony mej osobie, a także – propozycję współpracy.

Myślę, że byłby tu na miejscu tekst pod roboczym tytułem „Nowe opowieści Mórz Południowych”. Punktem wyjścia byłoby – jak sobie wyobrażam – wyjaśnienie tak zwanego „kultu cargo”, czyli zjawiska zwanego też „John Frum”. Nie jestem naukowcem, ale napisałbym o tych zjawiskach, jako że w epoce odrzutowców – realia Mórz Południowych wyglądają zupełnie inaczej niż za czasów Londona czy Conrada. Gdyby pomysł mój mieścił się w formule redagowanego przez Pana miesięcznika, to proszę o przekazanie mi informacji o objętości, jaka byłaby do przyjęcia. Niestety, nie piszę na komputerze, więc dla mej orientacji proszę o podanie, ile wierszy na stronie no i, ile stron. O ile moja propozycja mija się z oczekiwaniami redakcji to zastanowiłbym się nad innym tematem.

Propozycja ta zdecydowanie nie mijała się z oczekiwaniami redakcji, tym bardziej, że zaczęliśmy wówczas realizować wspomnianą ideę tworzenia miesięcznika akademickiego o charakterze uniwersytecko-społeczno-kulturalnym. Nie było więc jakichkolwiek problemów, by ówczesny rektor Uniwersytetu Śląskiego profesor Tadeusz Sławek, ujawniając swoje zainteresowania, między innymi, Morzami Południowymi, zaakceptował ten projekt.

Nie wiedziałem, nie mogłem wówczas wiedzieć, że będzie to początek kilkuletniej i niezapomnianej przygody intelektualnej – współpracy z panem Lucjanem Wolanowskim, koordynowanej przez Mariusza Kubika, wówczas dziennikarza „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” i bliskiego współpracownika pana Lucjana, a następnie jego sekretarza. Pan Mariusz nie szczędził czasu, aby teksty przepisywać, opracowywać i uzupełniać o materiał ilustracyjny... W latach 2000–2003 w dwudziestu ośmiu numerach ukazały się teksty autorstwa Lucjana Wolanowskiego (wcześniej współpracownika m.in. „Poznaj Świata”, „Świata”, „Dookoła Świata”, „Kontynentów” czy długoletniego korespondenta „Przekroju”), a nasz miesięcznik wzbogacił się o stałe, regularnie czytywane „rasowe” reportaże podróżnicze. Mój pierwszy kontakt z twórczością Wonanowskiego miał jednak miejsce znacznie wcześniej. Jako młody chłopak namiętnie czytywałem „Kontynenty”, a w 1978 roku – w biblioteczce mojego ojca – znalazłem czwarte wydanie klasycznej „australijskiej” książki Lucjana Wolanowskiego – Poczta do Nigdy-Nigdy. Reporter w kraju koali i białego człowieka, liczącej sobie, bagatela, ponad pięćdziesiąt arkuszy drukarskich. Nie stanowiło to przeszkody dla trzynastolatka, który z wypiekami na twarzy pochłonął wówczas tę relację. Do dzisiaj mam przed oczyma zdjęcie parowozu (zwanego przez Wolanowskiego pieszczotliwie „samowarkiem”) ciągnącego pociąg przez pustynny szlak do Alice Springs w samym sercu Australii i znajdujące się na sąsiedniej stronie zdjęcie fragmentu najdłuższej na świecie kolejowej linii prostej, liczącej 530 kilometrów! Być może wówczas wsiadłem na jakiejś stacji do jakiegoś pociągu i tutaj gdzieś tkwią korzenie moich zainteresowań podróżami i podróżopisarstwem, podobnie jak miało to miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej z młodym Lucjanem Wolanowskim, który: „z wypiekami na twarzy [...] w mundurku z niebieską tarczą pochłaniał specjalny numer „Wiadomości Literackich” poświęcony Japonii i pisał o tym:

Mam po dziś dzień przed oczyma zdjęcie wagonu motorowego, uruchomionego przez Japończyków na szlakach Mandżurii. Zachwalany jako „Super Express Asia”, pociąg ten mknął przez moją wyobraźnię [...] . W nieforemnej sylwetce motorowego wagonu widziałem symbol podróży przez dalekie kraje. „Pojechać-Zobaczyć, pojechać- zobaczyć!” – stukały koła pociągu z uczniowskiej lektury*.

W styczniu 2001 roku miałem okazję – po kilku rozmowach telefonicznych i wymianie korespondencji – odwiedzić pana Lucjana w jego mieszkaniu przy ulicy Odolańskiej w Warszawie. Pięć lat później – 20 lutego 2006 roku – Lucjan Wolanowski udał się w swoją ostatnią i najdłuższą Podróż. Nigdy nie zapomnimy tej znakomitej współpracy.

Wspomniane już wcześniej przyziemie rektoratu to druga siedziba miesięcznika. Poprzednio zajmowaliśmy malutki pokoik w budynku w pobliżu rektoratu. Gdy w jednym z felietonów Jerzy Parzniewski, opisując naszą redakcyjną siedzibę, napisał, że ogromny korek wywołało pojawienie się w redakcji mężczyzny z fajką i kobiety z dużym biustem (nasz pokój odwiedzili wówczas przedstawiciele zaprzyjaźnionej redakcji miesięcznika AWF we Wrocławiu), otrzymaliśmy... nową siedzibę w budynku rektoratu UŚ.

Nasza redakcja po raz pierwszy pojawiła się też na V Zjeździe Redaktorów Gazet Akademickich w 1998 r., którego gospodarzem było Opole. Wówczas postanowiliśmy zagrać va banque i zaprosić redaktorów do Katowic. Okazją był jubileusz trzydziestolecia UŚ. I... udało się. Zaufano „debiutantom” i redakcja „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” była od 9 do 12 września 1998 r. gospodarzem VI Zjazdu (wcześniej odbywały się one w Gdańsku, Toruniu, Wrocławiu, Lublinie i Opolu). Uczestników zaprosiliśmy najpierw do Katowic, aby m.in. zaprezentować niezwykle interesujące periodyki kulturalne „Opcje” i „FA-Art”. Dzięki życzliwości dyrektora Biblioteki Śląskiej prof. zw. dr. hab. Jana Malickiego, nasi goście mogli przedpremierowo zwiedzić nowy gmach Biblioteki Śląskiej na długo przed oficjalnym otwarciem. Potem pojechaliśmy do Cieszyna, by kontynuować obrady i w kolejnych dniach spotkać się z rektorem UŚ prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Sławkiem, redakcją miesięcznika „Śląsk”, ówczesnym burmistrzem Cieszyna dr. Janem Olbrychtem. Zaplanowaliśmy kilka dyskusji panelowych na temat rzecznika prasowego uczelni, roli i miejsca gazet uniwersyteckich w systemie informacyjnym szkół wyższych oraz spotkanie warsztatowe, podczas którego dzieliliśmy się doświadczeniami w redagowaniu naszych periodyków. Nie zabrakło czasu na zwiedzanie Cieszyna (i Czeskiego Cieszyna) oraz – to już w drodze powrotnej – Muzeum Prasy Śląskiej i Artystycznej Oficyny Drukarskiej w Pszczynie. Do legendy przeszło już spotkanie w „Czarcim Kopycie” na Równicy, gdzie zgubiło się dwoje redaktorów: Basia i Andrzej. I choć odnaleźli się prawie po dwóch godzinach, do dzisiaj nie wiemy, gdzie byli, ani co się stało...

„Gazety Uniwersyteckiej UŚ” nie byłoby, gdyby nie znakomita redakcja w osobach Aleksandry Kielak, Katarzyny Bytomskiej, Agnieszki Sikory, Patrycji Mrowiec, Mariusza Kubika, gdyby nie skład wykonywany m.in. przez Zbigniewa Kantykę i Piotra Gorzelańczyka, druk (w drukarni Mariana Wioski), opracowywanie wersji internetowej przez pracowników ówczesnego Centrum Technik Obliczeniowych UŚ. Wszystkim Wam oraz ogromnemu gronu współpracowników jestem ogromnie wdzięczny, bardzo dziękuję i chylę czoła. Dużo dobrych myśli kieruję również ku obecnej redakcji „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”.

* L. Wolanowski, Westchnienie za Lapu-Lapu. Reporter na najdalszym Dalekim Wschodzie. Wyd. 2. Warszawa 1976, s. 13.

Autorzy: Dariusz Rott
Fotografie: Agnieszka Sikora, Łukasz Adamczyk