Projekt Shrink Smart na Uniwersytecie Śląskim

Zagłada miast?

W województwie śląskim coraz więcej miast zmaga się z problemami przemian demograficznych i ekonomicznych. Jak radzą sobie włodarze i mieszkańcy w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości sprawdzili naukowcy z Wydziału Nauk o Ziemi.

<p>Pustostany w centrum Bytomia</p>

Pustostany w centrum Bytomia

Są na świecie miasta, których liczba mieszkańców systematycznie maleje, prowadząc je do wejścia w ekonomiczną i socjalną depresję, czasami nieodwracalną. Spadek populacji w niektórych ośrodkach miejskich nie jest oczywiście niczym niezwykłym – zjawisko to można odnotować od początków cywilizacji, kiedy to skupiska ludzkie zaczęły tworzyć miasta. Zarazy, lokalne i globalne konflikty, wyczerpanie się pobliskich surowców mineralnych, kryzysy ekonomiczne, rosnące bezrobocie, migracje, katastrofy ekologiczne – wszystko to potrafiło w drastyczny sposób obniżyć populację miasta, a nawet sprawić, że formalnie przestawało istnieć – czy istnieje osoba, która nigdy nie słyszała o amerykańskich miastach-widmach z okresu gorączki złota? Miasta się wyludniały i było to traktowane jako naturalne zjawisko, ale cywilizacyjny boom ostatnich kilkudziesięciu lat sprawił, że wielu z nas zapomniało o tym zjawisku. Co więcej – zapewne wiele osób by je zakwestionowało, spojrzałoby na ulice pełne samochodów oraz tłumy ludzi na przejściach dla pieszych, i na tej podstawie powiedziało, iż w XXI w. niż demograficzny nie ma prawa bytu. Nic bardziej mylnego – miasta się wyludniają, nawet jeśli tego nie zauważamy. Potwierdziły to liczne badania, na czele z projektem badawczym „Shrink Smart” prowadzonym przez pracowników naukowych europejskich uczelni. Badacze z Katedry Geografii Ekonomicznej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach także mają swój wkład w rozwój projektu. Badania przeprowadzone w województwie śląskim przez prof. zw. dr. hab. Jerzego Runge, dr. Roberta Krzysztofika (kierownik projektu) z Zakładu Gospodarki Przestrzennej i dr Iwonę Kantor-Pietragę z Zakładu Geografii Społecznej na Wydziale Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego stanowią rzetelne i wnikliwe spojrzenie na to zjawisko na terenach konurbacji katowickiej, ale ich wyniki mają także przełożenie na sytuację wielu innych skupisk miejskich na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. Sporządzony przez nich raport w wielu miejscach zaskakuje i daje do myślenia nawet osobom, które na co dzień nie prowadzą dywagacji nad zagadnieniem regresu i „kurczenia się” (pojęcie określane fachowo jako shrinkage) miast.

Raport bez złudzeń

Już na początku raport nie pozostawia nam złudzeń co do obecności zjawiska na terenie konurbacji katowickiej: 17% – o tyle spadła liczba jej mieszkańców w latach 1990–2007. Przemawiając liczbami – z 2 milionów 311 tysięcy populacja spadła do 1 miliona 978 tysięcy. To znaczy, że w tym okresie ubyło aż 333 tysiące mieszkańców. Jest to zastraszające tempo „kurczenia się” skupiska miejskiego, statystycznie największe w środkowej i wschodniej Europie. Ten wynik może szokować, zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż mówimy o największej konurbacji nie tylko w Polsce, ale i w tej części kontynentu.

<p>Urząd Miasta w Bytomiu</p>

Urząd Miasta w Bytomiu

Raport badawczy dokładnie wyjaśnia przyczyny zaistniałego problemu, prezentując go w głównej mierze na przykładach dwóch miast, których dotknął on w znaczącym stopniu – Bytomia i Sosnowca. Zestawienie obu miast jest nieprzypadkowe. Początki Bytomia sięgają średniowiecza, podczas gdy Sosnowiec to prawdziwe miasto XX w. Różnice na tym się nie kończą, podkreślić należy jeszcze odmienności w wewnętrznej ekonomii oraz polityce miast. Mimo to po II wojnie światowej dokonano pewnego zespolenia ich w jeden modelowo socjalistyczny monolit. Raport właśnie tu dostrzega zalążki kryzysu, już widoczne w latach 70-tych, który jednak rozpętał się na dobre pod koniec lat 80-tych, kiedy ten monolit pękł wraz z systemem politycznym, który go stabilizował i napędzał. W latach 90-tych oba miasta skierowały swoje drogi rozwoju w całkiem odmienne strony, a jednak łączy je problem kryzysu demograficznego. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy w większości miast jest wysoki poziom bezrobocia – w tym przypadku jest inaczej. Badania ukazują, że problem osób niezatrudnionych w Bytomiu oraz Sosnowcu nie jest wcale większy, niż w innych częściach kraju. Gdzie więc znajduje się korzeń niżu demograficznego? Według raportu jest nim transformacja ekonomiczna, jakiej poddano większość miast przemysłowych, które dawniej znajdowały się po czerwonej stronie żelaznej kurtyny. Prywatyzacja, powrót do systemu wolnego rynku, ponowne odkrycie problemu bezrobocia, a przede wszystkim zmiana modelu inwestycji miejskich – to wszystko doprowadziło do niżu demograficznego w większych konurbacjach. Lata 90-te rozpoczęły się dla konurbacji katowickiej depresją gospodarczą. Szczególnie na ekonomii miast odbiło się zamknięcie kolejnych kopalń. Znów skalę zjawiska najlepiej oddają statystyki: w 1988 r. w górnictwie zatrudnione było aż 50% mieszkańców konurbacji katowickiej, podczas gdy obecnie ten odsetek wynosi „zaledwie” 12%. A to tak naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej, podobny kryzys dotknął pozostałe gałęzie przemysłu: na przykład przemysł odzieżowy uległ niemal całkowitemu załamaniu. Dla potwierdzenia tego faktu wystarczy przytoczyć sytuację sosnowieckich fabryk odzieżowych. Jeszcze w 1988 r. istniały trzy zakłady, zatrudniające ponad 1000 pracowników. W latach 90-tych wszystkie uległy zamknięciu. Pozytywnym aspektem zmian było utworzenie Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, która zdynamizowała rozwój gospodarczy regionu. Dodatkowo sektor przemysłowy został uzupełniony branżą usługową, co w wielu przypadkach powstrzymało problem ekonomicznej degradacji konurbacji. Niestety – to, co dla jednych miast było błogosławieństwem, przyczyniło się do dalszej depopulacji pozostałych. Najlepszym przykładem jest tu Bytom nieznajdujący się w Katowickiej SSE, nie jest obecnie w stanie konkurować z miejscowościami przez nią objętymi.

Bytom i Sosnowiec
– „kurczące się” miasta

Nie bez znaczenia przy rozpatrywaniu problemu „kurczenia się” miast jest też ich reputacja, duża część miast śląskich znajduje się wysoko w rankingu najbardziej odpychających miast Polski. Bytom i Sosnowiec piastują wysokie lokaty na tej niechlubnej liście. Nie dziwi więc fakt, że ludzie przeprowadzają się do miast, bardziej spełniających ich wizję idealnego miejsca do życia. Wielu ludzi za takie właśnie uznaje stosunkowo blisko położony Kraków lub inne większe miasta takie jak Warszawa, lub Wrocław, co wywołuje migrację na wielką skalę. Szczególnie problematyczne jest tu przesiedlanie się osób młodych, wykształconych oraz wyspecjalizowanych, ich odpływ negatywnie wpływa na zarządzanie regionem oraz strukturę społeczną, co tylko motywuje kolejnych ludzi do opuszczenia swoich miejsc zamieszkania. Często jednak nie mają wyboru, nie znajdując w konurbacji katowickiej pracy będącej w zgodzie z ich wykształceniem, ambicjami czy oczekiwaniami finansowymi. W ostatnich latach odnotowano także duży spadek pracowników wyspecjalizowanych. Stał się on szczególnie widoczny w chwili, gdy otwarły się dla nich rynki pracy krajów Europy Zachodniej, po wejściu Polski w struktury Unii Europejskiej. Choć spowodowało to spadek poziomu bezrobocia, nie poprawiło to perspektyw dla regionu. Spadek liczby osób młodych i pracujących prowadzi do kolejnego problemu – grupą najmniej migrującą są osoby już nieaktywne zawodowo, emeryci i renciści. Stosunek ich liczby do liczby osób pracujących wywołuje w pełni uzasadnione obawy, odnośnie przyszłości funkcjonowania systemu ubezpieczeń społecznych.

<p>Sosnowiec, dzielnica Sielec. Budowa hotelu uwzględniająca rewiatalizowany obiekt dawnej elektrowni kopalnianej</p>

Sosnowiec, dzielnica Sielec. Budowa hotelu uwzględniająca rewiatalizowany obiekt dawnej elektrowni kopalnianej

Nieatrakcyjność konurbacji katowickiej jest ściśle związana z kwestią zanieczyszczeń. Uprzemysłowienie miast doprowadziło do emisji szkodliwych pyłów, siarki oraz metali ciężkich do powietrza oraz skażenia wody na wielką skalę. Do tego dochodzą ogromne połacie ziemi, niezdatne do użytku ze względu na szkody górnicze. Należy jednak zauważyć, że wraz z restrukturalizacją przemysłu, kwestia ochrony środowiska uległa wyraźnej poprawie. Niestety, dekady destrukcyjnego użytkowania natury pozostawiły na niej trwałe i nieodwracalne piętno. Wywołuje to negatywne wrażenie na potencjalnych migrantach oraz, co chyba ważniejsze, na inwestorach, szczególnie zagranicznych. W najgorszej sytuacji jest tu ponownie Bytom – poza opisanymi wcześniej problemami, liczne szkody zostały wywołane przez wstrząsy sejsmiczne oraz podtopienia. Władze miast czynnie podejmują próby rewitalizacji zdegradowanych terenów, głównie poprzez zalesianie nieużytków, jednak jest to czasochłonny i często na dłuższą metę nie przynoszący efektów proces.

Pozornie mniej znacząca w porównaniu z powyższymi jest kwestia hałasu, głównie dlatego, że nie istnieją jednak jeszcze żadne wymierne dane na ten temat – nie stworzono bowiem „map hałasu” omawianego regionu. Pomiary na mniejszą skalę wskazują jednak, że na chwilę obecną pod tym względem najgorzej wypada Sosnowiec ze względu na ogrom ruchu ulicznego w centrum miasta oraz przez szczególnie mocno ograniczone publiczne środki transportu. Jest to pewne błędne koło, ponieważ ograniczenie transportu publicznego ma ścisły związek ze spadkiem liczby mieszkańców miast – coraz mniej ludzi w nich mieszka, coraz mniej ludzi korzysta z transportu publicznego, a transport publiczny bez pasażerów coraz trudniej utrzymać. Jak w wielu przypadkach jeden problem napędza następny, co prowadzi do jego ciągłej eskalacji. Regres publicznego transportu jest szczególnie widoczny w odniesieniu do kolei – likwidacja kolejnych torów odcięła wiele miast od dostępu do tego środka transportu. Warto jednak przy tych wszystkich negatywnych aspektach zwrócić uwagę na niezły rozwój i stan techniczny infrastruktury drogowej regionu.

Po-przemyśle

Walka o zahamowanie odpływu populacji Bytomia i Sosnowca wciąż trwa i dla tego drugiego miasta może istnieć szczęśliwe zakończenie – w ciągu ostatnich lat, dzięki polityce władz miasta i nowym inwestycjom problem stracił na sile. Nie bez znaczenia jest tu odpowiednie spożytkowanie funduszy przyznanych przez Unię Europejską oraz przynależność do wspomnianej wcześniej Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Znajdujący się poza nią Bytom pozbawiony jest środków do ustabilizowania sytuacji odpływu mieszkańców i nic nie wskazuje na to, aby problem został rozwiązany w najbliższym czasie. Czy stanie się on współczesnym miastem-widmem? To raczej wątpliwe, mimo wszystko miasto nie zostało całkowicie zahamowane w swoim rozwoju. Grozi mu jednak jeszcze większa marginalizacja regionalna i społeczna. Powszechnie wiadomym faktem jest bowiem wpływ inwestycji i rozwoju miasta, na jego strukturę społeczną i poziom życia mieszkańców.

<p>Salzgitter Mannesmann - nowa inwestycja na terenach dawnej KPP „Maczki-Bór” w Sosnowcu</p>

Salzgitter Mannesmann - nowa inwestycja na terenach dawnej KPP „Maczki-Bór” w Sosnowcu

Zarysowana w projekcie badawczym historia demografii Sosnowca i Bytomia jest przykładem na to, w jakiej sytuacji znalazły się setki innych miast przemysłowych i poprzemysłowych, które po przemianie systemowej musiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości, odnotowując wyraźny i w wielu przypadkach ciągle trwający spadek liczby mieszkańców. Są też dwoma całkiem różnymi przykładami na to, jak mogą się potoczyć losy takich miast. Badania naukowe na ten temat, poza rzuceniu nowego światła na problem, są także wnikliwą analizą możliwości rozwiązania go, a wysnute z nich wnioski mogą pomóc w planowaniu działań polityki lokalnej regionu i określania nowych jej celów, by powstrzymać niebezpieczny w skutkach spadek populacji konurbacji katowickiej. Miejmy nadzieję, że dojdzie do tego w najbliższej przyszłości.
 

Autorzy: Maciej Mielus
Fotografie: J. Runge, R. Krzysztofik, J. Kantor-Pietraga