Cieszyński British Council

Historia The British Council w Cieszynie sięga początku lat 80-tych i jest ściśle związana z osobą już prawie legendarnego Toniego Clarka twórcy instytucji o bardzo długiej nazwie - Studium Intęnsywnej Nauki Języka Angielskiego przy UŚ w Katowicach (po angielsku brzmi to dużo krócej - English Language Centre). W krótkim czasie potem powstały "satelity" w Częstochowie (przy Politechnice Częstochowskiej), Gliwicach (przy. Politechnice Śląskiej) i właśnie w Cieszynie (przy Filii UŚ).

Sytuacja była taka, że jeden nauczyciel (w tej kilkuletniej historii były to najpierw "Two Bożenkas" - po pół roku - a potem moja skromna osoba do dziś) uczył dwie grupy na różnych poziomach zaawansowania. Kursanci składali się głównie z personelu Filii podnoszącego w ten sposób swoje umiejętności językowe (zgodnie z głównym celem tej instytucji).

Po Tonim Clarku przez cztery lata "królowała" w Katowicach Metanie Eliss, a obecnie już drugi rok funkcję "director of studies" piastuje James Forrest. To on właśnie, już po zakończeniu zajęć dydaktycznych zeszłego roku akademickiego, przyjechał po raz kolejny do Cieszyna i przedstawił koncepcję rozbudowy kursów języka angielskiego. Polegać to miało na tym, że The British Council sponsoruje Centra (począwszy od Katowic do wymienionych na początku "satelitów"), które organizują kursy nie tylko dla pracowników danych uczelni, ale też dla wszystkich chętnych - za odpłatnością (czyli wreszcie czysty kapitalizm!). Po uzyskaniu "błogosławieństwa" Pani dziekan Olbrycht i Pana rektora Ślęczki do akcji wkroczył Pan dyrektor Liszka. Spotkania robocze, ustalenia, ogłoszenia w prasie, szukanie pomieszczeń na biura i klasy, noszenie mebli, werbowanie sekretarki, niecierpliwe oczekiwanie na odzew, gorące lato.., uff.

Wstępnie myślano, że utworzenie 2, 3 grup po naście osób byłoby już sukcesem. Zainteresowanie było jednak dużo, dużo większe - na test zgłosiło się lekko ponad 200 osób, nie tylko z Cieszyna ale i z całego regionu od Jastrzębia Zdroju do Wisły, reprezentujących różne zawody, wiek. Oznacza to potrzebę sprowadzenia z Anglii trzech nowych lektorów (tzw. native speakerów).

Zajęcia rozpoczęły się w połowie października. Przedsięwzięcie nabiera rozpędu, zainteresowanie wzrasta. Na koniec pierwszego semestru zostaje zorganizowany (pomysł Stevena Flechera) "wieczór otwarty" czyli spotkanie kursantów, nauczycieli "krewnych i znajomych królika", paru VIP-ów - przy lampce dobrego wina zagryzanego chrupiącym oczywiście chrupkiem. Było miło, sympatycznie, plotkarsko; otwarto księgarnię językową, były wystawy (poświęcona Byronowi i na temat życia w Wielkiej Brytanii); głosowano na plakat placówki cieszyńskiej (konkurs ogłoszono wcześniej - był spory odzew ze szkół, domów kultury), było jakieś wideo. Spotkanie przeciągnęło się do późnych godzin wieczornych.

I w zasadzie jest fajnie tylko szkoda, że główna idea tego typu kursu - uczenie pracowników wyższych uczelni - trochę się zatraciła, gdyż z powodu bariery finansowej stanowią oni coraz mniejszy procent kursantów.

Autorzy: Zdzisław Ciuk