(W DWÓCHSETNĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI)

STANISŁAW AUGUST PONIATOWSKI, WŁADCA KONTROWERSYJNY

Podziwiali go odwiedzający Polskę cudzoziemcy. Podkreślali wdzięk osobisty, wykształcenie, umiejętność prowadzenia rozmowy, a także przystępność. Dla turystów z Europy zachodniej, przyzwyczajonych do etykietalnych zachowań tamtejszych władców, bezpośredniość polskiego króla była miłym zaskoczeniem; podbijała ich serca. Na kontynencie głośna stała się reformatorska działalność Stanisława Augusta, której celem było odrobienie przez Polskę cywilizacyjnych opóźnień. Uchodził za króla-filozofa.

Jednak ci, którzy przebywali z nim na co dzień i dobrze poznali jego charakter, mieli wątpliwości, czy nadawał się na władcę. Adam Moszczeński, królewski szambelan, pisał:

"Żeby kto chciał wybrać grzeczniejszego kawalera do wielkiego monarchy dworu dla bawienia kompanii w salonie, metra (mistrza) ceremonii lub sekretarza - równego Stanisławowi Augustowi trudno by znaleźć, ale żadnych przymiotów nie miał, które mieć powinien król, osobliwie w wolnym narodzie, bo był człowiek słaby, rozsądku i objęcia rzeczy nie mający, odwagi żadnej (... )".

Podobnego zdania był Nikołaj Repnin, długoletni ambasador rosyjski w Polsce. Kiedy podczas obiadu, jego uczestnicy zastanawiali się nad zawodem, jaki obraliby w przypadku konieczności podjęcia pracy zarobkowej, zasugerował królowi, uczestniczącemu w tym obiedzie, że powinien wybrać zawód tancmistrza.

Apogeum popularności Stanisława Augusta przypada na okres, w którym uchwalono Konstytucję 3 Maja. Ukute przez tego władcę hasło: "król z narodem, naród z królem" (przerobione w Polsce ludowej przez komunistów) - stało się zawołaniem powszechnym w całym społeczeństwie. Wypisywano je na kokardach, wstążkach, siodłach i dziesiątkach różnych przedmiotów. Wychwalały go wówczas największe osobistości Europy, najtężsi myśliciele. André Chénier, poeta francuski, nazwał "homme-roi" (królem-człowiekiem); Thomas Jefferson, twierdził, iż Stanisław August to "najlepszy obywatel swojego kraju". W podobnym tonie wypowiadali się dwaj sławni Anglicy: Edmund Burke, filozof, i Edward Gibbon, historyk.

Nad Polską i jej władcą zbierały się jednak czarne chmury. W maju 1792r. wybuchła wojna polsko-rosyjska; król stawał wprawdzie na głowie, aby zapewnić wojsku odpowiednią aprowizację, ale nie potrafił wzbudzić w społeczeństwie powszechnego entuzjazmu; nie wykazał stanowczości i zdecydowania; nie wyruszył na czele wojska (rezerw i oddziałów gwardyjskich) na front, co niewątpliwie mogłoby ożywić ducha bojowego; nie wydał odezwy wzywającej naród do walki. Zrezygnowany, za namową współpracowników, zgłosił akces do zdradzieckiej konferencji targowickiej. I wówczas społeczeństwo zaczęło się od niego odwracać.

Nie odznaczał się też heroizmem podczas sejmu grodzieńskiego w 1793r., na którym podpisano traktat sankcjonujący II rozbiór Polski. Jego opór był bierny i bardzo szybko został złamany przez Katarzynę II i ambasadora Jacoba Sieversa, reprezentującego ją w tym sejmie.

Społeczeństwo zaczęło go obciążać, w dużym stopniu, winą za nieszczęścia, lawiny spadające na kraj. W obliczu klęski powoli w zapomnienie szły reformatorskie zasługi króla. Kiedy podczas oblężenia Warszawy przez Rosjan i Prusaków w 1794r. chciał pomóc przy sypaniu wałów, jakaś praczka zakazała mu brać się do tej roboty, gdyż, według niej, wszystko, do czego się przyłożył, kończyło się klęską. Postawa owej praczki odzwierciedla ówczesne nastroje, panujące w społeczeństwie.

Po upadku powstania kościuszkowskiego wydarzenia potoczyły się szybko - 25 listopada 1795r. podpisał akt abdykacji. Stwierdzał w nim (między innymi):

"Nie szukając w ciągu królowania naszego innych korzyści lub zamiarów, jak stać się użytecznym Ojczyźnie, byliśmy także tego zdania, iż opuścić należy tron w okolicznościach, w których rozumieliśmy, że oddalenie nasze przyłożyło się do powiększenia szczęścia współziomków naszych, lub też przynajmniej umniejszenia ich nieszczęścia (... ) postanowiliśmy przeto, z przywiązania do spokojności publicznej, oświadczyć, tak jako też niniejszym aktem ogłaszamy, że wolnie i z własnej woli wyrzekamy się bez akscepcyi (wyjątków) wszelkich praw naszych do korony polskiej, do Wielkiego księstwa Litewskiego i innych należących do nich krajów (... )".

Państwo polskie przestało istnieć. Król, obarczany za to winą przez wielu mu współczesnych, zszedł do grobu 12 lutego 1798r., w niecałe trzy lata po abdykacji.

Kontrowersyjność opinii na jego temat, jaka towarzyszyła mu już za życia, z większą jeszcze siłą ujawniła się po jego śmierci i, z różnym natężeniem, ciągnie za nim do dnia dzisiejszego.

I tak Walerian Kalinka, aczkolwiek świadom wad Stanisława Augusta, lansował w swoich erudycyjnych dziełach pogląd, iż za tragedię Polski u schyłku XVIIIw. odpowiedzialność ponosi całe społeczeństwo i że nie można obarczać nią wyłącznie tego władcy. Przeciwną tezę głosił Tadeusz Korzon w swojej monumentalnej rozprawie pt. Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta 1764-1794 (1882-1886), w której opisał króla jako odrażającą marionetkę, uzależnioną całkowicie od carycy Katarzyny II.

Wśród współczesnej generacji historyków - obrońcę Stanisław August znalazł, między innymi, w osobie Emanuela Rostworowskiego, autora rozprawy pt. Ostatni król Rrzeczypospolitej (1966). Rostworowski zaakcentował w niej przede wszystkim zasługi tego władcy w przeprowadzeniu cywilizacyjnej modernizacji państwa i społeczeństwa. Pisał:

"Stanisław August swoją misję cywilizacyjną spełnił".

Nieprzejednanym polemistą Rostworowskiego okazał się Jerzy Łojek, którego Andrzej Zahorski, znany historyk, uznał za: "najzacieklejszego wroga Stanisława Augusta wśród historyków powojennych". Łojek podejrzewał (bo nie mógł tego przekonywująco udowodnić) króla o zdradę narodową; oskarżał o przedkładanie spraw osobistych nad dobro społeczeństwa. Stwierdzał:

"Wskutek tych sentymentów rodzinnych Rzeczpospolita poniosła wielokrotnie ogromne straty, a interesy narodu zostały przez królewską prywatę niejednokrotnie poważnie naruszone".

Ostatni ważny głos w toczącej się polemice, jak dotąd, należy do Adama Zamoyskiego, którego jeden z przodków - Andrzej - piastował za panowania Stanisława Augusta (w latach 1764-1767) urząd kanclerza wielkiego koronnego. Zamoyski swoją monumentalną monografię opublikował w Londynie w 1992r. - w języku angielskim. (Polski przekład ukazał się 1994r. ) Zamoyskiego należy niewątpliwie zaliczyć do wybitnych apologetów ostatniego króla. W zakończeniu monografii pisze on:

"Stanisław August należał do najinteligentniejszych ludzi, jacy kiedykolwiek zasiadali na polskim tronie, a z pewnością był z nich najpracowitszym i najbardziej oddanym krajowi. (... ). W swojej epoce inteligencją i pracowitością przyćmiewał większość rodaków, a i wszystkich braci-monarchów. Był też dla nich przykładem postawy moralnej. A jednak, w pewnym sensie, zawiódł jako król. Powinien był zostać kanclerzem, a nie królem - zauważył raz do Thomasa Wroughtona, i uwaga dotyka sedna problemu. To właśnie jego wyczucie polityczne, demokratyczny instynkt nakazujący mu reprezentować naród i pozostawać w zgodzie z jego dążeniami, sprawiały, że wciąż zbaczał z ustalonego kursu polityki. gdyby przyjął postawę monarchy odpowiedzialnego jedynie przed sobą samym i Bogiem, przylgnąłby niczym pijawka do rosyjskiej protektorki, bezwzględnie karząc barzan i patriotów - i niemal na pewno ocaliłby królestwo. Taka postawa była jednak niemożliwa do przyjęcia dla króla obranego drogą elekcji, i ani surowy Stefan Batory, ani silny Jan III Sobieski nie radzili sobie lepiej pod tym względem".

Argumentów przemawiających za tą bardzo pozytywną opinią, sformułowaną przez Zamoyskiego, można by przytoczyć wiele; ale równie wiele wydaje się przemawiać przeciwko niej.

* * *

Stanisław August, jeszcze jako stolnik Poniatowski, w roku 1756 (miał wówczas 24 lata) nakreślił swój autoportret. ("Była to zabawka towarzyska modna" - jak pisze Józef Ignacy Kraszewski). W owym autoportrecie stolnik Poniatowski zanotował:

"Wyborne wychowanie, jakie odebrałem, wiele mi pomogło do pokrycia niedostatków postaci i umysłu, a umiejętnego popisu z obojgiem, tak że się mogę lepiej wydawać, niż warte".

O tej sugestii stolnika Poniatowskiego, jak i innych, zawartych w owej "zabawce towarzyskiej modnej", nie należy (chyba) tak całkowicie zapominać.

Autorzy: Janusz Ryba