POZABIJAMY SIĘ NAWZAJEM?

Czyli, kto pierwszy zacznie, czym uderzy, jak ugodzi i komu się przy okazji dostanie. Jak w popularnej piosence Agnieszki Osieckiej "Pozabijają się nawzajem, siekierą on zarąbie ją, pozabijają się nawzajem, kto pierwszy zacznie? Ona! On!". W Warszawskim STS-sie akcentowano wykrzyknikami równość szans. W naszych czasach rodzą się same pytania, ponieważ liczba makabrycznych czynów przestępczych przechodzi ludzkie pojęcie, a ich bezsens i absurdalność nie chcą się pomieścić w głowie. Bez udzielenia odpowiedzi na pytanie zasadnicze, dlaczego tak się dzieje, trudno liczyć na skuteczną prewencję.

Dwie skale

Skala zmagania się z przeciwnikiem może być bardzo rozległa: od salonowych pojedynków na słowa i argumenty do chuligańskich wybryków i ulicznych burd, a nawet regularnych bitew. Skala stylów to jedno, a skala zjawiska, któremu na imię przemoc - to drugie. Ta pierwsza kurczy się niepomiernie, zmierzając w kierunku prymitywizmu i brutalności, ta druga - z każdym dniem narasta. Przyciąga uwagę swoją dramatyczną widowiskowością. Rzeczywiście, jest na co popatrzeć, gdy w katowickim Spodku fruwają fotele dla publiczności, gdy rozszalałe w zwierzęcym amoku ciała kibiców tratują się wzajemnie biegając po dewastowanych trybunach. Kto zadaje sobie wówczas pytanie, jaki . związek ma kultura sportową z kultura w ogóle i dla jakich celów został zbudowany ten okazały obiekt w centrum Katowic a pośrednio całego Śląska? Przecież w tej hali nie tak dawno wystawiano"Dziady" Adama Mickiewicza w wyrafinowanej obsadzie, oprawie i reżyserii. Obecnie Spodek kojarzy się z czymś co jest zaprzeczeniem kultury. Sponiewierano nie tylko miejsce w sensie dosłownym, w niszczycielskiej furii, ale i sprofanowano je w sensie głębszym, jako miejsce spotkań ludzi spragnionych strawy duchowej, nawet jeśli jest ona prezentowana w wydaniu najbardziej popularnym i masowym.

Przemoc, czy pomaganie?

Tak, to prawda, rośnie i nabiera impetu podkultura przemocy jakby nie mogąc znieść, że równolegle i równocześnie coraz więcej miejsca i zwolenników zyskuje idea pomocy, tworząc tym samym już nie tyle podkulturę co kulturę we właściwym sensie słowa. Ta pierwsza próbuje nawet ingerować w obszar tej drugiej, czego dowodem są przypadki napadów na dzieci kwestujące na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka. Nasila się rozwydrzenie młodzieży, często prezentowana jest buńczuczna postawa wobec egzekutorów prawa i zdumiewająca bezwzględność w załatwianiu porachunków między gangami i klikami, grupami przestępczymi i "kibicami", nie tylko sportowych klubów. Odpowiedź na to pytanie wymagałaby traktatu moralnego, a przecież nie chodzi o traktat, lecz o skuteczny program zaradczy. Bo mimo całej kontrowersyjności akcji "Małolat" radomska społeczność przejęła we własne ręce problem małoletnich amatorów nocnych wędrówek po mieście. W dobre intencje organizatorów nikt nie wątpił, raczej dyskutowano o sposobach wykonania tego pomysłu.

Przemiany zewnętrzne - przemiany wewnętrzne

Odpowiadając na pytanie, dlaczego tak się dzieje i czy jest to zjawisko nieuchronnie towarzyszące przemianom współczesnego świata, wskazuje się często na przyczyny dwojakiego rodzaju: tkwiące w naturze owych przemian, a przede wszystkim w konfliktowym charakterze dążeń współczesnych społeczeństw, oraz w naturze człowieka jako jednostce. Nie znajdując normalnych dróg zaspokajania swoich słusznych potrzeb sięga ona po środki nieakceptowane społecznie, a nawet ostentacyjnie prowokujące, w podświadomym odruchu protestu i chęci zwrócenia uwagi na swoje istnienie. Transformacja systemu, ' polegająca na wprowadzeniu zasad wolnego rynku, utorowała drogę przemianom wewnętrznym, których istotę stanowi "promocja" postaw i zachowań indywidualistycznych i rywalizacyjnych, gdyż tylko takie zapewniają sukces w biznesie. "Radź sobie sam" - oto hasło dnia. Hasło jest nośne, ale tylko dla zaradnych, którym nie grozi upadek na dno. Zaradność wymaga od jednostki określonych zasobów, sił i środków, w tym także odpowiednich kompetencji poznawczych. A jeśli ona ich nie osiada lub widzi przed sobą bariery utrudniające doń dostęp? Zajmuje postawę biernego oczekiwania, a gdy narasta poczucie frustracji mobilizuje się do jakiejś aktywności, często działając na oślep, chaotycznie, pod wpływem przypadkowego impulsu lub z poduszczenia nieodpowiedzialnego prowodyra.

W jaki sposób może zbudować swoją osobowość istota odtrącona, pozbawiona gwarancji zaspokajania elementarnych potrzeb bytowych, zepchnięta na margines, bezradna z braku kompetencji społecznych, ale za to silna siłą bicepsów i dynamizmem młodości? Frajda walki, uczestnictwo w zadymie, zbiorowej awanturze, starciu ze znienawidzoną policją jest niesłychanie pociągająca. Poczucie uczestnictwa w niezwykłych wydarzeniach, nagłośnione przez media to jeszcze jeden atrakcyjny aspekt młodzieżowej agresji na ulicach. To niewątpliwie swoista rekompensata za stracone szanse bycia kimś. Jakoś nikt nie napisał monografii na temat podmiotowości chuligana. A ona z pewnością istnieje.

Od impulsu do masakry

Obok dynamizmu wynikającego z poczucia upośledzenia i braku szans, istnieje dynamizm tkwiący w samej aktywności jednostki lub zbiorowości. Jak się coś zacznie - to trzeba skończyć. Imperatyw, aby rozpoczętą czynność doprowadzić do końca jest niesłychanie silny, nawet gdyby to był czyn straszny, a może właśnie szczególnie wtedy gdy jest straszny. Myślę, że efekt "niedokończonych zadań" rzadko jest brany pod uwagę w rozważaniach ekspertów od zabójstw i przestępstw kryminalnych, także zbiorowych awantur. Jest w każdym tego rodzaju dramacie jakaś zagadkowa konsekwencja behawioralna, jakaś żelaza logika rządząca przebiegiem zdarzeń mrożących krew samych sprawców, gdy odtwarzają z pamięci ów "film" z nagraniem własnych czynów agresywnych. Wyłania się więc pewna dyrektywa o charakterze prewencyjnym: nie dopuścić do uruchomienia działań, których impetu powstrzymać się potem nie da potoczą się jak żywioł, jak lawina, jak grom.

W czynach okrutnych i gwałtownych jest jakiś mechanizm niebezpiecznej eskalacji, rozpędzania się akcji pod wpływem całkiem nieraz niewinnego impulsu, jak chłopięce "potyczki" w czasie przerwy między lekcjami. U którejś z walczących stron zaczyna narastać złość, a jej eskalacja prowadzi do złowrogiej autonomii czynu, którego finał budzi przerażenie.

Co my na to?

My, obserwatorzy, wielomilionowa telewidzownia, nienasycona, poszukująca wrażeń. Czasem przestraszona, ale nie tak bardzo. Zdezorientowana po lekturze całe "gamy" ocen, od lekceważących rozmiary strat i szkód po miażdżące słowa oburzenia nad stanem państwa i moralnością jego obywateli. W rezultacie chcemy niemożliwego, czyli cudu: by policja była stanowcza i łagodna jednocześnie, żeby nie interweniowała wcale, ale szybko wkraczała do akcji, pałki i broń traktowała jak teatralne rekwizyty lub muzealne eksponaty, ale jednocześnie skutecznie prowadziła pogoń za przestępcą. Jest wszak stróżem prawa i porządku. Nie będzie tak zapewne spostrzegana dopóki nie upłynie czas, w którym zatrą się ślady wspomnień o represyjnym charakterze działalności służb porządkowych dawnej milicji. Ktoś powie - młodzież już tego nie pamięta. Ale pamiętają jej rodzice, ciągle trwa atmosfera nieufności wobec formacji powołanej do utrzymania i ochrony władzy reprezentującej nie tylko interesy własnego państwa. Ciągle jest podział na "my" i "oni". Oni są wszystkiemu winni: prowokują, zaczepiają, niesłusznie legitymują, agresywnie się zachowują wobec zatrzymanych, poniżają i maltretują. Są takie przypadki, ale fakt, że służą one jako podstawa uogólnienia świadczy o niebezpiecznym przedłużaniu się okresu braku zaufania do władzy we własnym kraju i w warunkach pełnej suwerenności.

Nie podzielam opinii, że wzrost agresywności młodzieży wynika z bezradności dorosłych, ich rzekomego postępującego zdziecinnienia, czy niezgody na społeczną rolę rodziców. On wynika między innymi z tego, ale ostatecznie jest wypadkową tak wielu i tak różnych czynników, że wpędzanie w kompleks winy całego pokolenia jest nieuzasadnioną przesadą. Można się niepokoić, że młodzi nas nie lubią, nie chcą słuchać, wymykają się naszej kontroli, ale bez dorosłych się pogubią, ponieważ skazani na nieuchronną transgresję, czyli przekraczanie granic, narażają się na ryzyko pułapek. Ktoś musi być odrobinę mądrzejszy, nawet gdyby miał się narazić na zarzut nietolerancyjności.