JAK TO JEST Z TĄ PRZECHOWALNIĄ?

W niektorych srodowiskach panuje przekonanie, ze studia wyzsze staly sie dzisiaj swoista przechowalnia dla ludzi, ktorzy koncza szkole srednia i nie maja co ze soba zrobic. Masowy naplyw kandydatow na studia postrzegany bywa jako znak "ciezkich czasow" (brak pracy dla absolwentow liceow ogolnoksztalcacych i technikow), czasami wrecz jako zjawisko mogace niebezpiecznie obnizyc prestiz tytulu magisterskiego.

Takie kierunki jak prawo czy medycyna od lat ciesza sie nieslabnacym powodzeniem. Niezaleznie od sytuacji gospodarczej kraju spoleczenstwo lokuje prawnikow i lekarzy wysoko w ukladzie stratyfikacji. Wiaze sie to z najbardziej osobista sfera - zdrowia i osobistego bezpieczenstwa. Jestesmy sklonni zaplacic aby czuc sie w tych sferach bezpiecznie, dlatego tez jestesmy przekonani, ze lekarze i prawnicy zarabiaja bardzo duzo. Rzeczywiscie duzo - ci najlepsi. A byc najlepszym wszak kazdy moze (takze na studiach) - nieprawdaz?

Od lat oblegane sa przez mlodziez psychologia, resocjalizacja i nauczanie poczatkowe. Kierunki to dosc "abstrakcyjne", niekonkretne mozna powiedziec. O ich wyborze decyduja zazwyczaj mlodziencze idealy. Przyszlosciowa, chlodna kalkulacja rzadko wchodzi tu w gre. Po ukonczeniu takich studiow trudno znalezc prace, szczegolnie dzisiaj. Jednak bez watpienia daja one okreslona wiedze i trzeba sie nauczyc umiejetnie ja wykorzystywac. I tu wlasnie, a nie w samym fakcie istnienia takich kierunkow tkwi problem. Nalezaloby bowiem - co latwo powiedziec a znacznie trudniej zrealizowac - uzupelnic programy nauczania o przedmioty "techniczne" umozliwiajace operowanie zdobyta wiedza.

W opinii aktualnie studiujacych duze znaczenie ma sam fakt posiadania dyplomu. Jednak jest to uzasadnione o tyle o ile dyplom wiaze sie z umiejetnoscia praktycznego radzenia sobie w zyciu. Dobra ilustracja tej zaleznosci moga byc biznesmeni, ktorzy dorobiwszy sie pieniedzy, chca jeszcze posiasc tytul magistra (obojetnie w jakiej dziedzinie).

Z powyzszych rozwazan wynika, ze studiuje sie z trzech powodow: aby miec pieniadze (i spolecznie uznane), aby posiasc okreslona wiedze (i spoleczne uznanie), aby moc na wizytowce umiescic litery "mgr" (i zdobyc uznanie). Optymalnym rozwiazaniem byloby pogodzenie wszystkich trzech celow. Mlodziez, ktora niedawno rozpoczela lub dopiero rozpocznie studia zdaje sobie z tego sprawe. Automatycznie przyjmuje to do wiadomosci, wiedzac, w jakiej rzeczywistosci zyje. Natomiast ci, ktorzy sa obecnie na czwartym, piatym roku przezyli swego rodzaju szok. Musieli sie przestawic - nikt nie zagwarantuje im pracy, trzeba byc konkurencyjnym, panstwo ma coraz mniej pieniedzy na doplaty do akademikow, na stypendia. Gdy maturzysci gremialnie przystepowali do egzaminow wstepnych, przez starsze roczniki przeszla fala frustracji. Mlodzi juz chcieli sie uczyc, zeby nie "siedziec" na bezrobociu, czegos sie dowiedziec, dostac dyplom i w miedzyczasie pomyslec o zawodowym zyciu. Ich starsi koledzy zwatpili w sens dalszych studiow, zapanowalo wsrod nich powszechne przekonanie, ze liczy sie tylko pieniadz, wyksztalcenie zas jest rzecza co najmniej drugorzedna. Okazalo sie nagle, iz trudno sie wyzywic gospodarujac wylacznie otrzymanymi od rodzicow pieniedzmi, trudno oplacac akademik, nie wystarcza na dojazdy, a studenckie wypady na piwo staja sie gorszacym luksusem. I to - paradoksalne - spowodowalo, ze u wiekszosci frustracja minela. Wzieli sprawy w swoje rece. Zaczeli bardziej sie starac (stypendia za wyniki w nauce), robic dwa kierunki lub dwa lata studiow naraz, szukac mozliwosci zarobku. Jakiegos zajecia, niekoniecznie zwiazanego z kierunkiem studiow, ale na miare ambicji, dajacego dochody i jakas tymczasowa perspektywe. Wydaje sie, iz taka, rownolegla ze studiami praca moze byc tym czynnikiem, ktorego brakuje w programach nauczania - pozwoli "zaczepic sie" w srodowisku, pogodzic wybrane "niepraktyczne" wyksztalcenie z prawdziwym zyciem.

Panujaca w Polsce sytuacja ogolnie nie jest zbyt zachecajaca. Jedno nie ulega watpliwosci - licza sie ludzie z inicjatywa i sila przebicia, ktora daje uzasadnione poczucie wlasnej wartosci. Studiujac i pracujac jednoczesnie takiego poczucia sie nabywa. Czlowiek posiadajacy wyksztalcenie, szersze spojrzenie na swiat a jednoczesnie nie reprezentujacy postaw wlacznie roszczeniowych, jest elastyczniejszy. Latwiej znajdzie cos dla siebie. Niech swiadczy o tym przyklad nauczycieli akademickich, ktorzy nierozpieszczani finansowo przez panstwo, z powodzeniem przyjmuja rozne "fuchy" (np. kursujac z wykladami miedzy Krakowem, Katowicami a Cieszynem). Nie oznacza to, ze tak powinno byc. Ale tak na razie jest. Dlatego tez nazywanie studiow wyzszych przechowalnia nie wydaje sie zbyt szczesliwe. Na studiach zdaje sie egzaminy, wiec ci co maja odpasc, odpadna. A reszta niech sie uczy, jesli trzeba - niech jednoczesnie pracuje. Aby Polska rosla...

Autorzy: Ask