Vivant Professores... oceniani

Zanim ponownie zabrzmi inauguracyjne Gaudeamus, sprobujmy pomyslec o mniej uroczystym, ale, byc moze, nie mniej waznym, sposobie oddania tego, co sie nauczycielom akademickim nalezy. A nalezy sie rzetelna ocena ich kunsztu dydaktycznego. Nikt nie zaprzeczy, ze w ostatnich latach nastapila wyrazna dewaluacja pracy dydaktycznej na wyzszych uczelniach. Nie jestesmy w tym zakresie niechlubnym wyjatkiem. O ile jednak w wielu uczelniach juz podjeto starania o przywrocenie naleznego miejsca dydaktyce w hierarchii zadan akademickich, u nas taka proba wychodzi dopiero z fazy projektow. Oby spotkala sie z zyczliwym zrozumieniem. Bo wiele wskazuje na to, ze pojawi sie opor i niechec, w najlepszym razie obojetnosc.

Senacka Komisja ds. Dydaktyki jednomyslnie zaaprobowala kwestionariusz Ankiety, ktora spelnia wszystkie warunki stawiane tego rodzaju "instrumentom": zawiera zestaw pytan dotyczacych najwazniejszych aspektow pracy dydaktycznej, jest jasna, krotka, pozwala w sposob wymierny okreslic dziedziny, w ktorych nauczyciel akademicki "celuje", a w ktorych "kuleje". Nie tu miejsce na szczegolowe omawianie metodologicznej strony owego narzedzia. Jej Autorka, dr hab. Wladyslawa Luszczuk, prodziekan Wydzialu Pedagogiki i Psychologii wraz z dr Michalem Kalitowskim z Wydzialu Prawa i Administracji i dr Teresa Pyzik z Wydzialu Filologicznego obszernie przedstawili wszystkie zalozenia tak skonstruowanej ankiety. Komisja po dlugiej i rzeczowej dyskusji ankiete zaaoprobowala. Niebawem zostanie ona przekazana poszczegolnym wydzialom. Uf ! Wszystko zdaje sie byc na dobrej drodze. Komisja, glosowanie, demokracja, poprawnosc metodologiczna ankiety itp. Ale co bedzie w praktyce?

Chodzi bowiem tym razem (po raz pierwszy w naszej Uczelni na taka skale) o ocene nauczycieli akademickich przez studentow ! Zdaje sobie sprawe, ze wielu z nas moze zareagowac alergicznie odnoszac sie z nieufnoscia do tego typu innowacji. Niewykluczone, ze wytoczy sie najciezsze armaty w rodzaju... ze " to jest sprzeczne z konstytucja". (Jeszcze nie ma ankiety a juz kraza takie opinie). Latwo zdyskredytowac sama idee, znalezc pretekst by cala sprawe oceny studenckiej jesli nie odlozyc ad acta, to przynajmniej odroczyc.

Jak to - byc u studentow na cenzurowanym? A gdzie respekt wobec stopnia i tytulu naukowego? Skad studenci moga wiedziec czego maja byc nauczani? Oczywiscie, nie zawsze wiedza czego, ale bardzo czesto wiedza jak. Do porownan sluzy mi szkolny standard i mysla sobie: "na uczelni powinno byc przeciez inaczej, lepiej, ciekawiej. A bywa, ze jest bardziej po szkolnemu, mniej ciekawie i bardziej rutynowo".

Inny rodzaj "armaty" ma charakter ekonomiczny. Ktos powie: strata czasu i pieniedzy, bo papier kosztuje, a czas to takze pieniadz. Ktos musi wprowadzic dane do komputera, ktos inny czuwac nad udostepnieniem danych tylko zainteresowanym osobom i nikomu innemu.

Powstaje uzasadnione pytanie

JAKIE KORZYSCI Z OCENY ?

Mysle, ze korzysci sa wielorakie. Powiem o dwoch. Przede wszystkim zapewnienie w przyszlosci (nie tak znowu odleglej) wiekszych dotacji z budzetu na realizacje dydaktyki. Ocenianie jakosci zajec przez studentow uwazane jest juz obecnie za jeden z podstawowych warunkow akredytacji wydzialu, czy kierunku studiow (zarowno przez MEN jak i Rade Glowna). Czy nie warto zatem samemu przygotowac procedure oceniania, by uniknac nieuchronnego przymusu administracyjnego?

Drugi rodzaj korzysci wiaze sie z motywacja calkowicie autoteliczna: wywolac tworczy ferment wsrod nauczycieli akademickich, sprowokowac wlasne srodowisko do refleksji nad warsztatem pracy dydaktycznej. Ocena studencka moze byc najwlasciwszym impulsem do takiej refleksji. Nie jest wykluczone, ze pewna liczba naszych kolegow podejmie decyzje odejscia z uczelni. No coz, moze to nie bedzie najgorszym rozwiazaniem dla obu stron? Na uczelni pozostanie wystarczajaco liczna grupa nauczycieli "z powolania", a najwybitniejsi i utalentowani uwydatnia swoje wartosci. Mysle, ze nastapi proces dowartosciowania znakomitych dydaktykow, ktorzy od kilku lat sa pomijani w przydziale nagrod i wyroznien. Nierzadko wsrod nich sa doswiadczeni adiunkci. Tak wiec, jednych ocena studencka byc moze skompromituje, innych - pozytywnie wzmocni. I o to wlasnie chodzi.

PROSZE PANSTWA DO GALERII...

... do wyimaginowanej galerii obrazow. Jest ich wiele, ale zatrzymamy sie przy czterech. Beda to "cztery portrety i jeden pejzaz".

- Profesor (nauczyciel akademicki) wymagajacy i pomagajacy.

Zawsze starannie przygotowany do zajec, nigdy sie nie spoznia. Erudyta, pedant i spec duzej klasy. Nie szuka taniej popularnosci, nie znalazlby jej zreszta. Moze nie byc lubiany. Jest tylko ceniony, zwykle po uplywie lat. Gotow odpowiedziec na kazde pytanie studenta, drzwi do gabinetu ma jesli nie szeroko otwarte, to przynajmniej uchylone.

- Profesor duzo merytorycznie dajacy, pozornie malo wymagajacy.

Najczesciej wybitny badacz, wzor do nasladowania dla poszukiwaczy prawdy i amatorow intelektualnej przygody. Wykladac nie umie i nie lubi. Kontaktuje sie najlepiej w gronie swoich wielbicieli na zasadach kolezenskich. Egzaminy to czysta formalnosc. Uczony w najprawdziwszym znaczeniu tego slowa. Bez uczonych nie ma uczelni. Nadaja oni jej swoisty koloryt, swiadcza o jej oryginalnosci. Czesto chodzi za nim opinia genialnych cudakow, lokalnych Einsteinow.

- Profesor bardzo wymagajacy, lecz niewiele dajacy z siebie.

Sprawdza obecnosc i straszy egzaminem. Wykladajac - nudzi, egzaminujac - oblewa, kontrolujac - nie sprawdza wiedzy, lecz stosuje sankcje. Maja one mobilizowac, a w rzeczywistosci paralizuja. Moze miec ogromna wiedze, ale nie potrafi jej "sprzedac". Moze sam odczuwa lek przed studentami, moze ma trudnosci z nawiazaniem z nimi kontaktu?

- Profesor, ktory malo daje i tylez wymaga.

Czasem "pajacuje" na katedrze, sypie anegdotami, niekiedy nawet porywa, ale tylko przez chwile. Szybko wyczerpuje mu sie watek, jakby mial uboga "baze danych". Egzamin staje sie farsa, gdyz wszyscy otrzymuja oceny "dobre" i "bardzo dobre". Nie egzekwuje wiedzy, bo jej nie wylozyl, a moze nie posiadl? Jest lubiany, ale popularnosc ta nie przysparza mu slawy.

Powyzsza typologia nie jest wyczerpujaca. Z pewnoscia jest wiele typow posrednich. Sa typy i typki. A tak prawde mowiac, kazdy z nas moglby pretendowac do oprawienia w ramki. Jakaz bogata galeria portretow! Tylko czy w glowie jakiegos dowcipnego studenta nie mogloby sie pojawic skojarzenie o pewnym dialogu, o tym, jak ktos "przemowil do obrazu" i co z tego wyniklo? Oprawic w ramki - to nie znaczy - obrazic.

A co do pejzazu psychologicznego? No wlasnie. Kazdy z tych "typowych" wizerunkow moze inaczej zareagowac na ocene studentow. W duzym stopniu bedzie to zalezalo od samooceny, doswiadczenia i kompetencji interpersonalnych. A wiec chodzi tu o leki, obawy i niepokoje, czyli

CZEGO SIE BOIMY ?

Najbardziej boimy sie oceny nieslusznej, tendencyjnej i niekompetentnej. Czy ryzyko takiej oceny przez studentow jest duze? Watpie. Jesli sami nie mamy sobie zbyt wiele do zarzucenia, a poczujemy sie dotknieci wynikiem oceny - to znaczy, ze jest cos nie w porzadku z naszym "Ego". Nadmierna drazliwosc, czule odciski", brak odpornosci na krytyke? Tak. Ale jesli nie usuniemy leku - niemozliwe bedzie skorygowanie samooceny, a to z kolei utrudni decyzje o jakichkolwiek zmianach. Niektorzy nie chca sie zmieniac, inni nie moga. Aby nastapily zmiany w czlowieku musi on jednoczesnie chciec i moc. Niezagrozone "Ego" wzmaga potencjal intelektualny i chec doskonalenia sie, a wiec i checi i moce. Ale takze boimy sie pogorszenia relacji z innymi, zwlaszcza nielaski szefa, ktory ma wladze by utrudnic, ale tez by ulatwic nam prace. Chodzi o przydzial ciekawych zajec, lepszych pomieszczen, lepiej platnych godzin zleconych, delegowania za granice w ramach wymiany itp.

Moze czai sie w nas obawa przed definitywnym rozstaniem z zawodem nauczyciela akademickiego, zawodem, ktory przy wszystkich obciazeniach, jest bardzo atrakcyjny.

Jest wreszcie cos, co mozna nazwac sumieniem dydaktycznym. Moze boimy sie glosu tego sumienia? Siebie sie wiec boimy?

Bez wzgledu na to jaka jest natura naszych obaw, jesli nie dokonamy zmian na polu dydaktyki (a podniesieniu jej jakosci sluzyc ma studencka ocena) - to - prosze darowac mi to ponure proroctwo - przyjdzie czas i ockniemy sie patrzac nie bez zdumienia, ze zamiast uniwersytetu mamy jego atrape i szyld. Owszem, beda jak co roku cieszyc oko widowiskowe ceremonie, inauguracyjne uroczystosci, juwenalia, malownicze procesje. Sa one integralnym i waznym skladnikiem kultury akademickiej. Coz z tego, jesli obnizy sie jakosc ksztalcenia, a rynek pracy jak kazdy rynek, zareaguje repulsja, wysylajac grozny sygnal "jestescie malo przydatni, wasze dyplomy sa fikcja, nie odpowiadaja poziomowi wspolczesnej wiedzy a kwalifikacje waszych absolwentow traca myszka".

SYMETRYCZNA ASYMETRIA

We wspolczesnych cywilizowanych spoleczenstwach obyczaj wzajemnego oceniania sie jest powszechnie stosowanym instrumentem doskonalenia kompetencji zawodowych, zwlaszcza gdy polegaja one na wzajemnym oddzialywaniu na siebie ludzi. Zwykle ma to miejsce w sytuacjach szkolnych, w srodowisku pracy, ale takze w sporcie i w instytucjach sluzby zdrowia. Mamy tu do czynienia z relacjami asymetrycznymi: nauczyciel ma wiekszy wplyw niz uczen, przelozony goruje nad podwladnym, trener nad zawodnikiem (ale do czasu), a lekarz nad pacjentem. Ale nikt nie zaprzeczy, ze w kazdej z tych relacji odbywa sie nieustanny proces ewaluacji "oddolnej", bowiem o jakosci nauczyciela swiadczy poziom wiedzy ucznia, o trenerze - wygrany mecz jego podopiecznych, o lekarzu - stan pacjenta, a o jakosci kierowania - wyniki w pracy podwladnych. Zablokowanie owego "oddolnego" wplywu uniemozliwia procesy samoregulacji i wyrownywania wplywu. Czasy sa ciezkie. Trzeba sie wzajemnie wspierac, przywracajac przy tym symetrie stosunkom miedzyludzkim. Partnerstwo, dialog, klimat zaufania. Takie piekne slowa. Czy moga stac sie rzeczywistoscia? Ocena studencka moze przyczynic sie do wyrownania owej asymetrii, choc nie od razu i nie do konca.

O ilez wiecej sensu bedzie w rozmaitych "rankingach", konkursach popularnosci, "orderach usmiechu" i tym podobnych probach dania satysfakcji nauczycielom!

Kto ufunduje nagrode "dla najlepszego szkolarza"? Najlepszego na wydziale, w katedrze, zakladzie? Kto sie upomni o najlepszych dydaktykow? No wlasnie. Moze studenci? Ale przed tym zechciejcie, Drodzy Panstwo Studenci wypelnic "Arkusz Oceny Nauczyciela Akademickiego", bez uprzedzen i bez pospiechu. My takze przyjmijmy studenckie werdykty bez emocji i bez uprzedzen. Na zasadzie wzajemnosci.