Gimbusy zdobywały jesień

Witam, witam! Skąd akademicy wracali? Gdzie ich losy wakacyjne rzuciły? Zapewne nie wy- pada takich pytań zadawać, bo to przecie sfera, rozumiesz pan, budżetowa, a studenci też biedni. Dla dobra sprawy nie można więc za bardzo drążyć sprawy urlopów, bo jeszcze się wyda, że jednak wydajemy, chociaż wydaje się, że nie ma czego. W każdym razie ludzie wolą mówić,, nad morzem'', chociaż już dawno przestało być oczywiste, że to synonim Bałtyku, albo,, w górach'', chociaż równie dobrze mogą to być Góry Świetokrzyskie albo Skaliste. Jak było, gdzie było, za ile było - nie pytajmy, pozostając w nadziei, że społeczność nabrała sił i ochoty do całorocznego narzekania na ciężkie i o pomstę do nieba wołające wyroki niebios, które skazały nas na rządy profesorów nie rozumiejących żywotnych potrzeb uczelni wyż- szych. Mam nadzieję, że wśród niezadowolonych nie pojawi się szkoła utrzymująca, że Lepper rozumiałby te potrzeby lepiej, ale jak wiadomo intelekt chodzi czasem krętymi drogami. Chociaż jednak są w uczelniach rachunki krzywd, których obca dłoń też nie przekreśli, to komu jak komu, ale właśnie uczonym wypada przyjrzeć się sytuacji,, sine ira et studio''. Latem przeczytałem, chyba w,, Forum akademickim'' opinię prof. Łukasza Turskiego, nie- przejednanego skądinąd orędownika lepszej pozycji nauki w Polsce współczesnej. Prof. Tur- ski, nie rezygnując z walki o znacznie wyższe finansowanie nauki w Polsce, przypomniał ko- legom widzącym jedynie czarne strony ostatniej dekady, że coś się wszakże zmieniło. I to nie tylko w sferze ducha, wpływającej na wolność badań i samych badaczy. Również z material- nego punktu widzenia, polskie uczelnie zmieniły się znacznie. Wystarczy zresztą przejść się po instytutach, katedrach i pracowniach: komputery, kserografy i inne urządzenia, których na wszelki wypadek nie nazywam, żeby nie strzelić głupstwa, zastąpiły z powodzeniem maszyny do pisania, jeszcze niedawno zamykane na kłódkę (żeby uniemożliwić wrogowi dostęp do technicznych środków rozpowszechniających; nawiasem mówiąc chyba jeszcze nie zostało odwołane zarządzenie rektora z lat osiemdziesiątych w sprawie kłódek na,, Łucznikach''). Również siermiężny wygląd pomieszczeń ulega powolnej ewolucji. Akurat te przyjemności zawdzięczamy nie tyle budżetowi państwa, co studentom zaocznym. Dowiedziałem się nie- dawno, że mogą nam wyschnąć źródełka alternatywnego finansowania, ponieważ opłaty za studia nie są kompatybilne z Konstytucją RP - ma to rozstrzygnąć (może już rozstrzygnął? ) Trybunał Konstytucyjny. Gdy dzisiaj mówi się o politycznych koncesjach świadczonych sobie wzajemnie przez koalicjantów, to dobrze czasem wspomnieć, iż zapis o bezpłatnych studiach zawdzięczamy tym wszystkim posłom, którzy chcieli przypodobać się PSL-owi. No i teraz prawnicy będą kombinować nad tym, co prawodawcy uwarzyli. Akurat na naszym uniwersy- tecie skasowanie odpłatności najbardziej dotknęłoby prawników, co przeczy nieco popularnej tezie, że prawo jest tworzone głównie po to, żeby prawnicy mogli długo żyć i żeby im się do- brze powodziło.

Gdy w nieodległej dali gromadzą się czarne chmury bezpłatnych studiów, to spoza nich nie widać innych wyzwań. 1 września ruszyła reforma edukacyjna. Na razie najciekawsze dla mediów okazały się,, gimbusy'', bo to i kolorowe i jest się do czego przyczepić, oraz pod- ręczniki, których nie ma wystarczająco wiele i to od razu. Z opisów dziennikarskich, w których niewiele można wyczytać o istocie reformy, wynika, że wszyscy świetnie wiedzą o co w tej reformie chodzi - dlatego mogą sobie pozwolić na luksus zajmowania się akcesoriami. Trochę przypomina to owego studenta, który przekonywał egzaminatora, iż doskonale poznał już teorię całki; nie wie tylko co ten wężyk na początku znaczy. Szukając gimbusów, pod- ręczników oraz niezadowolonych nauczycieli łatwo przeoczyć, że reforma nie dotyczy wy- łącznie szóstej klasy. Wiele miesięcy temu, gdy toczyła się dyskusja na ten temat, ministerstwo przedstawiało wizję edukacji od zerówki po doktorat. Chociaż działalność uniwersytetu pozostaje w ścisłym związku z całym procesem edukacyjnym (miejmy nadzieję, że wyższe, ,, magisterskie'', wykształcenie uniwersyteckie będzie niezbędnym warunkiem przyjęcia do pracy w szkole), to zwłaszcza ostatnie etapy wspomnianej wizji powinny nas szczególnie za- interesować. Jeszcze trochę czasu upłynie zanim podjadą,, doktobusy'' dowożące młodych adeptów nauki z odległych siół, więc można by przemyśleć system kształcenia doktorów. Sa- ma zresztą ta koncepcja,, systemu'', wcielana obecnie w życie poprzez studia doktoranckie, powoduje zmianę, a właściwie erozję dotychczasowego znaczenia stopnia doktora. Widocznie tak musi być: na oczach naszych dziadków upadło znaczenie matury, rodzice oglądali dewa- luację tytułu magistra, nam przyjdzie pożegnać wyjątkowość doktoratu. Organizacja studiów ,, na doktora'', a co za tym idzie ich umasowienie, może prowadzić do znacznego obniżenia poziomu doktoratów. Brutalnie mówiąc, nieubłagane wymogi rynku (trzeba doktoryzować, bo algorytm, bo awans promotora, bo to, bo tamto) spowodują zanik mechanizmu selekcji. A mimo sprawności opiekunów, studia muszą potrwać i doktor jest o kilka lat starszy od magi- stra, gdy staje przed pytaniem: co dalej? Odpowiedź może być bardzo trudna, zwłaszcza, że niekiedy rozprawa doktorska powinna pozostać jedynym osiągnięciem typu naukowego dane- go osobnika. Chyba, że pożegnamy się z myślą, iż doktorat jest wstępem do pracy naukowej i stanie się on jedynie kolejnym szczeblem szkolnym, zastępującym maturę z dawnych, mrocz- nych czasów, kiedy była ona najpoważniejszym egzaminem dla młodego człowieka.

W związku z reformą edukacji oraz trudną sytuacją na wsi, gdzie potrzeba edukacji jest w tej chwili tyleż paląca, co nieuświadomiona, warto by może pomyśleć o współpracy Uniwersytetu z jakimś gimnazjum, położonym daleko od szosy. Gdyby się np. okazało (a pe- dagodzy powinni umieć to rozstrzygnąć), że wizyty uczonych tam, a uczniów tu, albo meryto- ryczna pomoc dla nauczycieli, albo lotne brygady poszukiwaczy diamentów w powiatowym popielniku; gdyby się okazało, że to wszystko nie zaszkodzi, to może mogłoby pomóc? Może to byłby element misji uniwersytetu: nauka pod gruszą, agroedukacja.