STYPENDYŚCI MEN

AGNIESZKA PILAWSKA

Agnieszka Pilawska Studentka V roku filologii słowiańskiej na specjalności słowacystyka. Aktywnie uczestniczy w pracach Koła Naukowego Slawistów, bierze także udział w pracach badawczych prowadzonych przez Zakład Teorii Literatury i Translacji, prowadząc badania nad recepcją literatury słowackiej w Polsce. Współpracuje z Uniwersytetem Komenskiego w Bratysławie, gdzie w 1997 roku odbyła staż naukowy. Jest stypendystką CEEPUS w Słowacji (1997). Jest także autorką przykładów literatury słowackiej oraz recenzji i artykułów (w czasopismach "Fa-Art. ", "Żivot", "Arkadia", "Eurostudent"), redaguje także czasopismo studentów slawistyki. Uczestniczyła w konferencjach naukowych: Słowacystów - Warszawa (1996), Dni Polsko-Słowackich - Katowice (1995). Jest zdobywczynią I miejsca w ogólnopolskim konkursie na przekład z literatury słowackiej, organizowanym przez Instytut Słowacki w Warszawie. Dodatkowo studiuje indywidualnie przedmioty nadobowiązkowe: pedagogikę, psychologię i informatykę.

Kiedy zaczęła się wyróżniać? Czy aby nie od niemowlęctwa? Och, nie, nie. Ależ to wszystko jest żenujące. Wszystko zaczęło się tak jakby od działalności samorządowej. Na samym początku została przewodniczącą samorządu szkolnego w swojej szkole podstawowej. Z tego wszystkiego i z rozpędu działała również w samorządzie w czasach licealnych. Miłe złego początki. Ale tak zupełnie naprawdę i zupełnie na poważnie zaczęła traktować swoją wzmożoną aktywność dopiero na studiach. A aktywną lubiła być zawsze. Przede wszystkim uwielbia robić wszystko sama, sama. Nie lubi się nudzić, wprost nienawidzi. A jedyny sposób na zażegnanie tej katastrofie jaki jej zwykle przychodzi do głowy, to sięganie po to, co nie objęte obowiązkowym programem nauczania. Sposób to jak każdy inny, każdy ma przecież jakieś własne wypróbowane metody. Dlaczego ta akurat miałaby być gorsza? A przy okazji można się sprawdzić, udowodnić sobie, że jest się w stanie jeszcze coś zrobić. Jest to jedna z jej podstawowych, życiowych potrzeb, zaraz obok jedzenia, picia i spania.

Poza tym sprawdza się jeszcze wędrując po górach (czy przypadkiem nie stąd wzięło się zainteresowanie Słowacją? ), w ogóle lubi podróżować, choć czyni to przede wszystkim w okresie wakacyjnym i weekendowym. Na dodatek jeszcze czyta dla przyjemności, odkładając co jakiś czas czytanie z obowiązku, zresztą granica jest tu płynna. Tak to bywa, kiedy człowiek upatrzy sobie przyjemność tam, gdzie inni widzą tylko obowiązek. W każdym razie czasu na rozrywkę zawsze jej wystarcza. Receptą jest tutaj po prostu odpowiednie uporządkowanie sobie czasu. Zazwyczaj jest to tak, że życie naukowe układa się jej jakoś od poniedziałku do piątku, i wtedy calutki weekend ma tylko na odpoczynek, rozrywki i rekreację. Prawda, jakie to proste? Kiedy nie może wybrać się w góry - kieruje swoje kroki na basen, za rowerem nie przepada.

A jak widzi Uniwersytet? Cóż, to już wszystko zależy, jej zdaniem od indywidualnych uzdolnień i chęci, a także potrzeb. Jeżeli ma się duże potrzeby i takież chęci, to ona nie widzi problemu. A tymczasem studentów niezmiernie trudno jest pod tym względem jednoznacznie ocenić, każdy przypadek jest osobny i taki poszczególny... Wielu sama sytuacja materialna zmusza do podejmowania pracy, a na tym zapewne cierpią studenckie obowiązki, nie mówiąc już o chęciach. Całe to szczęście i łaska Boska, że jeszcze od czasu do czasu znajdują się gdzieś osoby chętne do pracy w kołach naukowych, do wzięcia udziału w konferencjach. Szkoda, że to taka rzadkość, chociaż ona i to jest w stanie zrozumieć przecież i wybaczyć.

Zapytana o plany na przyszłość wyraźnie się przestraszyła, a i zamknęła w sobie jak ślimak. Niezmiernie trudno jest jej się wypowiadać na ten temat, dużo się nad tym zastanawiała, ale nic nie powie choćby z niej pasy darli. Teraz pochłania ją pisanie pracy magisterskiej, a to jest nie byle co i dopiero kiedy upora się z tym wyzwaniem, kiedy udowodni sobie, że potrafi, dopiero wtedy zacznie rozglądać się za następnym wyzwaniem. Na podejmowanie konkretnych decyzji w kwestii swej własnej przyszłości jest jeszcze trochę czasu, teraz jeszcze na to za wcześnie.

Tymczasem inwestuje swoje pieniądze w naukę języka angielskiego (kurs już został opłacony), oczywiście niezmiennie wydaje sporo na książki, w wolnych chwilach myśli o komputerze, byłby pewnie bardzo przydatny w jej poczynaniach.

TATIANA KORZENIOWSKA

Tatiana Korzeniowska Studentka IV roku matematyki, uhonorowana stypendium po raz drugi. Przewodnicząca Koła Naukowego Matematyków w roku akademickim 1997/98. Brała udział w VII Międzynarodowym Konkursie Matematycznym w Ostrawie, w kursach Szkoły Matematyki Poglądowej (Siedlce 1997, Grzegorzewo 1998) oraz w Letniej Szkole Teorii Mnogości zorganizowanej przez koło naukowe Uniwersytetu Warszawskiego (1998). Sprawdza się także jako dobry organizator, od trzech lat jest starostą swojego roku. W 1996 r. zdobyła II miejsce w mistrzostwach UŚ w pływaniu.

Istnieje pewna bardzo ciekawa historia dotycząca początków zainteresowania się Tatiany matematyką, ale już tyle, tyle razy ją opowiadała, że znajomi mogą wreszcie stracić swą anielską cierpliwość, czytając ją po raz kolejny. Znajomi, bądźcie litościwi!!! (dop. aut. ) No dobrze, opowie jeszcze raz, ale już ostatni. ... Otóż w szkole podstawowej miała duże problemy z matematyką, kiedy w drugim półroczu VII klasy przyniosła do domu trzecią dwóję z matematyki w jednym tygodniu, miarka wreszcie się przebrała. "Wstydź się Tatiana" zakrzyknęła groźnie jej starsza siostra i zabrała się do rodzinnych korepetycji. No i udało się! Kłopoty się skończyły, cztery lata liceum minęły bez większych perturbacji, zaraza dojrzewa w ukryciu. Wtedy jeszcze Tatiana nie uważała matematyki za coś szczególnie pociągającego. Nadszedł jednak w końcu ten czas, nie wiadomo dlaczego tak szybko, kiedy trzeba było wybrać jakiś kierunek studiów. Sytuacja była bardzo trudna albowiem świadectwo jej przedstawiało się nudno i bardzo monotonnie, na większość uczelni mogła bez problemu startować. No trochę kujonem to chyba była i chyba nawet do dzisiaj coś jej z tego zostało. Tymczasem myślała o ekonomii, prawie, filologii obcej, a w końcu poszła na matematykę, cały czas jednak nie będąc pewną trafności swojego wyboru. Naprawdę długo siedziała taka rozdarta, wszyscy wokół tymczasem myśleli już o dużych pieniądzach (ach, zarabiać, zarabiać). I tak nadeszły urodziny mamy, tradycyjnie zjechała się cała rodzina i ta rodzina zapytuje, a Tatiana nadal się waha, w końcu rodzina orzekła: "No to idź już na tą matematykę". Tatiana jeszcze tylko jeden dzień strawiła na rozmyślaniach, po czym złożyła papiery.

Straszny szok przeżyła na pierwszym wykładzie, bo to była zupełnie inna matematyka niż ta w ogólniaku, nie było pomiędzy nimi żadnego związku, zamiast słupków - jakieś dowody, czary- mary, abstrakcje, definicje. A tu inni znajomi z sali wykładowej byli już tymczasem całkiem - z tym wszystkim otrzaskani, na przykład taki Radek Czaja, wszystko było dla nich łatwe, trywialne, oczywiste. Ona tymczasem żmudnie, a bezmyślnie, przepisywała z tablicy te hieroglify. Cały czas jednak czuła, że jest coś nie tak, nie była przygotowana do ciągnięcia się w ogonie, postanowiła więc sobie zrozumieć to wszystko jak najszybciej i już. I jeszcze tylko miała duże szczęście do prowadzących, jeden z nich postulował rozwiązanie 400 zadań tygodniowo dla zrozumienia jednego problemu. Całkiem spanikowana zabrała się więc do roboty, pracowała cały weekend od świtu do nocy i... zdążyła rozwiązać zaledwie 100 zadań! Kompletnie ją to załamało. Cały pierwszy semestr wspomina jako niezwykle ciężki: uczyła się, uczyła i uczyła... aż w końcu pewnego dnia dorównała do poziomu Radka i jemu podobnych. I tak nagle się w tym wszystkim rozsmakowała, i zaczęło ją to wciągać. Czuła nieopisany zachwyt, kiedy nagle (!!!), druga w nocy i rozwiązało się zadanie! To fantastyczne przeżycie, nic innego nie jest wtedy ważne. Zaczęła się fascynacja, a dalej to już tak wszystko poszło indukcyjnie. Strasznie się czasem dziwi, dlaczego tak się to wszystko potoczyło, chyba dużo szczęścia w życiu miała, że jej się tak udało trafić w tą właściwą koleinę.

A pociąga ją wiedza, chce wiedzieć więcej, jest ciekawa... no i to uczucie, kiedy coś się uda, to jest właściwie upojenie. Im dłużej się siedzi nad zadaniem, tym radość z jego rozwiązania jest większa. Kiedyś cały tydzień nosiła się z takim jednym problemem, a to były ferie, w końcu doszła do rozwiązania i to było naprawdę piękne uczucie. Ma wrażenie, że jakoś wzajemnie wpływają na siebie z Radkiem Czają, mieli jednak to szczęście nie być nigdy w jednej grupie, nie mieli nigdy okazji do bezpośredniej konfrontacji własnych wiadomości. Ale na egzaminach pisemnych zawsze siedzą obok siebie, to już tradycja. A jak trzeba pójść na ustny to ustalają dni - żeby były różne, żeby egzaminator zdążył zapomnieć jak brzmiała konkurencyjna odpowiedź. Działają jednak w zbyt różnych dziedzinach matematyki, żeby móc ostro rywalizować. To co jest teraz, jest bardzo przyjacielskie. Tymczasem wiele osób użala się nad nią i jej żmudną pracą, a dla niej matematyka jest przede wszystkim wspaniałą rozrywką i zabawą umysłową. A w wolnych chwilach stara się rozrywać raczej fizycznie, wtedy przychodzi czas na rower, jazdę konną, narty, pływanie, spotkania z przyjaciółmi, wyjazdy w góry, spacery po parku...

RADOSŁAW CZAJA

Radosław Czaja Student IV roku matematyki, uhonorowany stypendium po raz drugi. Przewodniczący Koła Naukowego Matematyków w roku akademickim 1996/97. Brał udział w Międzynarodowych Konkursach Matematycznych w Ostrawie (1997 i 1998), zajął II miejsce w Wojewódzkim Konkursie Matematycznym w Katowicach (1992) i także II miejsce w Ogólnopolskim Sejmiku Matematycznym (1992), laureat Ogólnopolskiego Konkursu Gier Matematycznych i Logicznych (1993). Brał także udział w finale konkursu matematycznego Dziennika Zachodniego "Złoty ułamek" oraz w XXI Szkole Matematyki poglądowej w Siedlcach (1998).

W zasadzie to jest prawie pewien, że już wcześniej Tatiana zdążyła na jego temat dużo powiedzieć, jeżeli nie wszystko. A tak sam z siebie zaczął się interesować matematyką już pod koniec nauki w szkole podstawowej, kiedy nauczycielka matematyki zaczęła się interesować właśnie nim samym. Spędzali razem sporo czasu, co zaowocowało udziałem w olimpiadzie matematycznej. Jako jej laureat mógł sobie wybrać dowolną szkołę średnią. Cóż było robić, wybrał oczywiście klasę z poszerzonym programem matematyki. Potem to już wszystko potoczyło się bardzo szybko. Matematyka ani na chwilę nie straciła dla niego swego uroku. Sam nie wie, kiedy znalazł się z tym wszystkim na studiach. A tam z przyzwyczajenia zaczął się od razu wybijać, cóż właściwie innego miał robić, kiedy inaczej już nie potrafił. Wyjeżdżał sobie oto na różne spotkania. Swoim prowadzącym wdzięczny jest przede wszystkim za to, że udało się reaktywować Koło Naukowe Matematyków. Wcześniej istniało ono bardzo, bardzo dawno i chyba bardzo, bardzo krótko. A tymczasem to, które istnieje - teraz to już chyba ze dwa lata, jeżeli nie trzy, sam już się trochę w tym wszystkim pogubił. Ale tylko trochę.

Najbardziej na świecie lubi poznawać sensowne teorie, uważa to za zajęcie niezmiernie ciekawe i absorbujące. W ogóle lubi czasem posłuchać kogoś, kto mówi z sensem, konkretnie. Wprost nie może ścierpieć lania wody, rozczulania się na temat rzeczy, których w żaden sposób nie można zmierzyć. Dlatego lubi też czasem sprawdzać, czy osoba, która właśnie mówi, wie o czym mówi. I jeszcze lubi się uczyć tego, czego się właśnie uczy.

A co z czasem? Ano ma go jeszcze trochę wolnego, można to tak nazwać. Poza matematykę istnieje jeszcze przecież jakiś świat. Można się wtedy spotkać z dziewczyną, czasem można sobie gdzieś pojechać, czasem coś ciekawego zobaczyć. Nienawidzi jeździć na rowerze - zupełnie przeciwnie niż wszyscy stypendyści do tej pory, a to w związku z tym, że w zamian uwielbia załamywać wszelkie pochopne teorie, lubi być wyjątkiem. To ma swój urok, no nie?

Jedynym pomysłem na przyszłość jest dla niego Uniwersytet, tak mu się przynajmniej wydaje, a sporo nad tym przemyśliwał. Chyba po prostu za dużo by stracił nie biorąc udziału w pracach na uniwersyteckim poziomie, pewnie brakowałoby mu tego... chociaż owszem, jakiś roczny wypad, odcięcie się może i dobrze by mu zrobiło. Chętnie zobaczyłby i poznał coś nowego, a potem zrobiłoby mu się pewnie tak jakby trochę tęskno. Tego co się teraz dzieje nie można sobie tak ot przerwać, to już niemożliwe. Przez Uniwersytet rozumie nie mury i budynki, ale przede wszystkim ludzi. To dzięki nim każda uczelnia może stać się czymś lepszym albo gorszym. Wystarczy się tylko trochę uprzeć i zawziąć, bo jeżeli ktoś chce coś zrobić, to na pewno tego dokona. Samozaparcie jest u niego w cenie. To jest trochę jak z nauką języków obcych, jeśli się nie ma ochoty to nawet szkoda zaczynać. Trzeba samemu chcieć coś osiągnąć, to podstawa. Nie ma co się oczywiście zmuszać do bycia najlepszym we wszystkim, ale warto znaleźć tę chociaż jedną, nawet wąską działkę, swoją jedyną i ulubioną i starać się być po prostu dobrym.

A co do Tatiany, to przede wszystkim liczy na to, że w przyszłym roku będą mogli razem odebrać stypendium ministra. Czyż nie byłoby niezmiernie sympatycznie? A jak jest między nimi... ano pewna konkurencja, tego chyba już nigdy nie da się uniknąć, ale to jest właśnie zdrowe. Tak to już jest na studiach, cały czas porównujemy, swoje oceny, wyniki, chce się być lepszym i lepszym, nie da się na to tak zupełnie nie zwracać uwagi i już. Ale nie można też mówić o żadnej walce, to by zupełnie popsuło atmosferę, przyjaciółmi trzeba być. Najważniejsze jest, żeby mieć z kim wymieniać doświadczenia, człowiek nie może zostać tak zupełnie sam.

Ze stypendialnych funduszy zamierza sobie przede wszystkim dofinansować wakacje, bo niestety lubi podróżować, a to wymaga jednak sporych zasobów pieniężnych. No i jeszcze te książki, to też jest rzecz kosztowna. A wracając do podróży - gdyby tylko mógł, to bardzo chciałby zobaczyć Singapur i sprawdzić, czy rzeczywiście jest to najczystsze miejsce na świecie.

JAROSŁAW POLAK

Jarosław Polak Student V roku filozofii i również V roku psychologii. Uczestniczy w pracach Koła Naukowego Filozofów oraz Akademickiego Koła Higieny Psychicznej, redaktor czasopism wydawanych przez Koła: "Ponad-to" oraz, jednorazowo "Ibidem", gdzie zamieszcza również swoje publikacje z zakresu filozofii i psychologii. Bierze udział w pracach badawczych prowadzonych na uczelni w zakresie filozofii transcendentalnej oraz dotyczących zjawiska ubóstwa. W ramach pracy w Akademickim Kole Higieny Psychicznej nawiązał współpracę z Polskim Stowarzyszeniem Studentów i Absolwentów Psychologii. Brał udział w konferencjach i seminariach naukowych: "Myśl systematyczna i historyczna w uprawianiu filozofii", "W kręgu myśli Kantowskiej" oraz w VI Ogólnopolskim Zjeździe Filozoficznym w Toruniu.

Jest za tym, aby swoją przeszłość podstawówkową i licealną zaliczyć do szeroko rozumianej przeciętności. Dopiero na studiach coś zaczęło powoli z niego wynikać. Chociaż tak naprawdę to on oczywiście nigdy nic specjalnego nie wyczyniał, starał się być tylko w miarę dobrym studentem w swoich własnych oczach. Pomysł na filozofię wynikł z długotrwałych perswazji nauczycielki historii w ogólniaku, dał się nawet namówić na olimpiadę, w której na dodatek nic szczególnego nie osiągnął. Przez studia rozumie jakiś sposób na poszerzenie swoich horyzontów, myślowych i w ogóle, dlatego chciałby w jak najkrótszym czasie jak najwięcej wyciągnąć z sytuacji, w której się znalazł. Wszystko zaczęło się od organizowania jakichś spotkań w Kole na Filozofii, gdzie właśnie rozpoczął był swoje studia, zaraz potem zainteresowała go istniejąca tam gazeta "Ibidem" (strasznie filozoficzna). Jeżeli już na horyzoncie pojawiły się na horyzoncie jakieś konferencje, to starał się w nich jakoś uczestniczyć. Szczególnie miło wspomina jednak ten VI Ogólnopolski Zjazd Filozoficzny w Toruniu, zjechały się tam albowiem setki filozofów, to taka perwersja trochę, ale było bardzo sympatycznie. Kiedy postanowił wybrać się jeszcze na Psychologię chodziło mu tylko o zagospodarowanie wolnego czasu, poza tym - w przeciwieństwie do Filozofii - miała mu ona zapewnić jakieś godziwe warunki życia w przyszłości. Nie interesuje go psychologia w ogóle, nienawidzi popularnonaukowych prac zawierających prawdy objawione na temat tego jak wyzwolić się spod presji, zwalczyć stresy, uwierzyć w siebie i osiągnąć sukces.

Dużo bardziej woli coś z pogranicza psychologii i filozofii, na przykład z zakresu psychologii poznawczej, problemów świadomości. Sam właściwie nie wie, co go motywuje do działania. Po prostu nie wiadomo jak i skąd bierze się postanowienie, że coś powinno powstać. Wtedy wystarcza już jedynie zabrać się do jego realizacji. Twierdzi uparcie, że źle by się czuł tak kompletnie nic nie robiąc, choć ogólnie to uważa się za lenia: mógłby ot leżeć sobie na polance kontemplując chmury, ale tylko do pewnego momentu, całego życia by tak nie wytrzymał. Ktoś tam kiedyś powiedział mu, że ma potrzebę osiągnięć, ale czy on wie, przecież, chyba każdy ją ma, nie?

To tylko ulotna złuda to twierdzenie, że jak się studiuje dwa kierunki jednocześnie to już kompletnie nie ma na nic czasu, a to jest wręcz przeciwnie, jeszcze jeden można by wziąć, ale nie o to przecież chodzi. Ostatnio za to straszliwie wciąga Go świat Internetu. Poza tym stworzył i redaguje gazetę, czuje się przede wszystkim niezmiernie zachwycony tym, że trwa to już rok i udało się utrzymać w kupie zespół redakcyjny. Właśnie "Ponad-to" uważa za swoje największe osiągnięcie, swoje i oczywiście grupy związanej z tym ludzi. Kocha wręcz jazdę na rowerze, razem z równie niezmordowanym kolegą zjechali całą Polskę, ćwiartka po ćwiartce, szkoda, że zima wyklucza rower z użycia.

Mimo swojej rowerowej fascynacji zupełnie nie może pojąć idei kolarstwa górskiego: po co mianowicie pchać się na rowerze tam, gdzie człowiek na własnych nogach ledwie się wlecze. Poza tym lubi się bawić, ale to też podobno każdy lubi a poza tym to nie temat na poważny wywiad: bar, impreza.

Ze swojej własnej, prywatnej perspektywy ocenia UŚ jako miejsce przyjazne dla studenta, wystarczy tylko umieć znaleźć odpowiednich ludzi i odpowiednio do nich podejść, przemówić. Wszelkie mielizny należy zgrabnie omijać, a dziękować należy wszystkim tym, którzy nie przeszkadzają. Prawda jest taka, że każda w miarę interesująca propozycja, odpowiednio przedstawiona odpowiedniej osobie, zawsze znajdzie chętnych i życzliwych. Niestety tak niesamowicie niewielu wokół jest ludzi, którym chce się coś robić. Wszyscy natomiast zgodnie narzekają, że nic się nie dzieje. To jest najgorsze rozwiązanie. A co się stanie ze stypendialnymi pieniążkami? Ano rozbuduje się komputer, który oczywiście zdążył się już zestarzeć, zmodernizuje się mieszkanie, kupi się jakieś książki i zaspokoi inne codzienne potrzeby, ale to już nie jest temat na poważny wywiad.