STYPENDYŚCI MEN

HENRYKA MOŚCICKA

Studentka V roku Filologii Klasycznej, równolegle studiuje na IV roku prawa. Przewodnicząca Koła Naukowego Młodych Klasyków, organizator konferencji naukowej "Arystofanes i jego recepcja", połączonej z I Ogólnopolskim Zjazdem Młodych Klasyków (1998). Uzyskała stypendium Uniwersytetu w Trewirze (1998), uczestniczyła w kursach "Introduction to English and EU Law", organizowanym w UŚ przez Uniwersytet Cambridge oraz "International Law of Collective Security... " i "Internatinal Human Rights... ", organizowanych przez Civic Education Project. Członkini samorządu studenckiego Wydziału Filologicznego, przewodnicząca Komisji ds. Współpracy z Zagranicą Uczelnianej Rady Samorządu Studenckiego UŚ. Prawdziwa poliglotka, oprócz gruntownych studiów języka łacińskiego i greckiego, biegle operuje j. niemieckim, dobrze zna włoski, angielski i rosyjski, zaliczyła kurs j. hebrajskiego jak napisał opiekun roku, oprócz talentu, pracowitości i rzetelności, cechuje ją AKRYBIA (!).

To tak samo jakoś wychodziło, że zawsze miała dobre stopnie, zawsze lubiła się uczyć, do teraz sprawia jej to przyjemność. I tak jak literaturę czytuje fazami, tak w różnych okresach jej życia, pasjonowały ją różne rzeczy. A dopiero potem okazywało się, że coś jej tam czasem nieźle wychodzi, i w końcu trafiło jej się stypendium. Faktem tym była mocno zaskoczona. Podanie złożyła, bo znajomi składali, potem przyjechała na uczelnię dopiero w październiku i na korytarzu w Rektoracie spotkała pana Marka Piestrzyńskiego kierownika Działu Spraw Studenckich: "Dzień dobry pani Heniu! Dostała pani stypendium ministra!" Skinęła głową, miło podziękowała i poszła sobie dalej. Musiało upłynąć trochę czasu, zanim się zorientowała o co chodzi i co to oznacza.

Status finansowy niestety nie poprawił jej się tak bardzo, jak na to liczyła. Wprawdzie suma stypendium MEN przewyższa dwukrotnie stypendium za wyniki w nauce, ale raptem udało jej się jedynie kupić kilka książek, na które od dłuższego czasu polowała. Nie omieszkała także zrobić sobie prezentu w postaci jakiegoś ciucha ("No przecież jestem w końcu kobietą!). Poza tym usilnie stara się coś odłożyć na wakacje, ale tyle ma różnych wydatków po drodze, teraz musi właśnie zapłacić za egzamin FC.

Sama, gdyby tylko mogła, pozwoliłaby studentom bardziej samodzielnie, autonomicznie konfigurować sobie studia. Uniwersytet to nie szkółka niedzielna, nie ma potrzeby prowadzić każdego za rączkę. Natomiast spotkała na tej uczelni absolutnie fantastycznych ludzi, czego się wcale nie spodziewała. Wydawało jej się raczej, że podobnie jak w liceum, przeżyje spokojnie te pięć lat i jakoś to będzie. A tymczasem zakochała się w Katowicach, w tym zbiorowisku ludzkim. Szczególnie jest wdzięczna swojej współlokatorce z akademika, a zarazem najlepszej przyjaciółce, Anecie, z którą mieszka już pięć lat, i której obiecała pomachać ze stron GU ("Pozdrawiam Cię teraz, pozdrawiam!")

Gdyby mogła cofnąć czas - zabrałaby się do tego wszystkiego inaczej. Nie dałaby się ogarnąć zbiorowej panice charakterystycznej dla pierwszego roku studiów. Lekkie podejście do studiów jest gwarancją co najmniej 10 razy lepszych wyników niż ustawiczne rwanie sobie włosów z głowy. Za nic nie zmieniłaby kierunku studiów. Na filologię klasyczną trafiła dzięki nauczycielce łaciny w szkole średniej. Była bardzo charyzmatyczna i miała niesamowity autorytet, pomimo podeszłego wieku. Kiedy zaczynała mówić - w całej klasie siłą rzeczy wytwarzał się spokój. Także łacina nabrała dzięki temu wyrazu, uroku niesamowitości. Czytanie starożytnych, greckich albo łacińskich dramatów w oryginale to podobno rewelacyjne uczucie, nie wspominając już o tym, jak łatwo zaobserwować, że nic się właściwie nie zmieniło od czasu starożytnego Rzymu, na świecie i między ludźmi.

Wydziału Prawa i Administracji z Wydziałem Filologicznym nie da się zestawić ze sobą w żaden sposób. Są to skrajnie różne światy. Na prawie wszyscy są nieskończenie praktyczni, trzeźwo patrzą na świat, zimno oceniają rzeczywistość. Wystarczy jednak przenieść się kilka ulic dalej, żeby trafić w świat skrajnych marzycieli, którzy czytają poezję i pływają w chmurkach.

Samorządowo Henia działała już w liceum, potem zaangażowała się w kole naukowym, potem, dzięki ludziom, których spotkała na swojej drodze, znalazła się w samorządzie wydziałowym, i w uczelnianym. Jako przewodnicząca Komisji Spraw Zagranicznych ("Brzmi bardzo poważnie, a nic takiego strasznego!) stara się, aby ludzie byli lepiej poinformowani o stypendiach, co się jednak bardzo ciężko wciela w życie. Ilekroć tylko może, zawsze bardzo stara się pomóc, jednak gdyby co poniektórzy choć trochę postarali się sami, sprawy mogłyby przybrać o wiele lepszy obrót. Ludzie sobie nie uświadamiają, jak bardzo są mogliby pomóc sobie sami, czasem dają się niepotrzebnie przytłoczyć całej tej procedurze administracyjnej.

Najbardziej na całym świecie Henia kocha podróżować. Jeśli już siedzi na miejscu dłużej niż tydzień, to znajomi pytają, czy wszystko z nią w porządku. Za swój największy, prywatny, życiowy sukces uważa swój udział w ubiegłorocznej, prawdziwej, "szczerej", wyprawie do Ameryki Południowej. Na ten rok planuje jakąś chyba Afrykę Północną: Maroko, Marakesz... Przy odrobinie szczęścia i odrobinie zebranej gotówki powinno się udać.

Pytań o plany na przyszłość Henia nie lubi najbardziej na świecie. Odpowiada jej bardzo życie uczelniane i chętnie by tu została, ale jeżeli się nie uda, to chętnie wyjechałaby również na studia podyplomowe za granicę, żeby dorobić do swojego wykształcenia coś z całkiem innej beczki. Ostatnio fascynują ją terroryści. Swoją prace magisterską pisze o terroryzmie międzynarodowym na przykładzie sprawy Lockerby ("To o najciekawszych terrorystach na świecie, o Libijczykach").

EWA NOWAK

Studentka IV roku filologii polskiej, członkini koła naukowego, działającego przy Zakładzie Współczesnego Języka Polskiego UŚ. Brała udział w LVI Zjeździe Naukowym Polskiego Towarzystwa Językoznawczego (Kielce 1998). Współpracowała z zespołem redakcyjnym "Słownika polskich zwrotów werbo-nominalnych w ZWJP UŚ, kierowanym przez prof. Ewę Jędrzejko, samodzielnie przygotowała nawet kilka haseł do słownika. Swoje teksty publikowała w "Poradniku Językowym" oraz w "Śląsku".

Bardzo lubi spać do południa, wszelkie swoje osiągnięcia przypisuje więc raczej ludziom, którzy z niewiadomych przyczyn chcą jej pomagać i patronować. W Olimpiadzie Języka Polskiego brała udział już w szkole podstawowej, udało się zająć pierwsze miejsce w województwie. Jednocześnie uczestniczyła też w olimpiadzie matematycznej, miała więc spory problem z wyborem profilu w liceum: humanistyczny czy mat. - fiz. ? W liceum dostała nagrodę dla najlepszego absolwenta, przyznawaną corocznie jednej osobie, głównie ze względu na średnią ocen. Było to wszystko bardzo miłe, wszelkie nagrody niezmiernie mobilizują ją do działania. Jakaś nagroda od czasu do czasu naprawdę dobrze robi.

Na studiach miała szczęście od razu trafić na zajęcia do doktora Żmigrodzkiego, który jest teraz jej promotorem. Na pierwszym roku jest się w sumie całkiem anonimową osobą, niewielu jest wykładowców, którzy mają ochotę zapamiętać choć imiona studentów. Dr Żmigrodzki był inny. Tak zaczęła się działalność Ewy w Kole Naukowym Językoznawców. Jednym z pierwszych jej osiągnięć był udział w zjeździe PTJ w Kielcach. Bardzo to ciekawe przeżycie móc zobaczyć na żywo i poznać autorów własnych podręczników. Są to zresztą bardzo różni ludzie, ale większość z nich jest rzeczywiście bardzo sympatyczna. Nazwiska z okładek zaczęły w końcu coś znaczyć.

Ją akurat zajmuje ostatnio kwestia analityzmów werbo-nominalnych. Generalnie interesuje ją właśnie językoznawstwo i pewnie od tego powinna była zacząć. Myślała o studiach w Krakowie lub Toruniu. Toruńska filologia mieści się bowiem we wspaniałym budynku i otoczeniu zarazem. Nasz wydział katowicki jest na pierwszy rzut oka dość niestety zniechęcający. Czuje się jednak rodowitą Ślązaczką i strasznie żal byłoby jej jednak opuszczać na dłużej ukochany Bytom, środowisko, przyjaciół, rodzinę. Wybierając kierunek studiów myślała między innymi nad leśnictwem i ogrodnictwem, co zawsze bardzo ją pociągało, ewentualnie turystyka, która zresztą i tak zajmuje jej dużą część życia. Ostatnio zapisała się właśnie na kurs przewodników beskidzkich, w związku z czym co drugi weekend spędza poza domem.

Góry lubi szczególnie, choć ten sentyment wiąże się niejednokrotnie z dość sporym wysiłkiem fizycznym. Przyjemność sprawia jej sam fakt bycia w podróży, możliwość przenoszenia się z miejsca na miejsce daje ogromne poczucie wolności. Góry maksymalizują to wrażenie. Są piękne o każdej porze roku. W całym tym zachwycie udało jej się ostatnio nabawić lekkich odmrożeń twarzy - to podczas wyprawy na Babią Górę w nieprzeniknionej mgle i porywistym wietrze. Góry uczą pokory, wytrwałości i cierpliwości, a poza tym dają możliwość poznania ludzi takimi, jacy są naprawdę. Najmniejszy gest życzliwości, łyk herbaty czy kostka czekolady urastają tam do niebywałej rangi.

Dosyć dużo podróżuje po Polsce i za granicą, najczęściej z grupą znajomych, choć często bardzo nieliczną. Podróżuje najczęściej pociągiem lub autostopem. Takim że to sposobem udało jej się ostatnio zajechać przypadkowo aż na Węgry. W założeniach mieli tylko wędrówkę pieszą czerwonym bieszczadzkim szlakiem. Wędrując po przygranicznych terenach postanowili odwiedzić sobie jeszcze Słowację, a stamtąd było już tak nieprzyzwoicie blisko na Węgry... Jako stypendystce MEN nie wypada jej chyba przyznawać się publicznie, że rodzice zostali o fakcie umiędzynarodowienia wyprawy poinformowani dopiero po jej szczęśliwym zakończeniu, o spaniu w miejscach absolutnie do tego nie przeznaczonych, niedostatkach jedzenia i pieniędzy, kłopotach z celnikami nie wspominając.

Czasem jednak zdarza jej się również zwiedzać świat w bardziej cywilizowany sposób - wtulona w mięciutkie siedzenie turystycznego autokaru. Często wyprawia się w ten sposób do Taizé, przy okazji udało jej się zobaczyć miedzy innymi Paryż, Włochy, Rzym, Wenecję, którą zresztą wspomina szczególnie miło, bo śpiewał tam dla niej pięknie gondolier. Teraz wybiera się do Antwerpii i Berlina.

Pieniądze stypendialne zamierza przede wszystkim wydać, najprawdopodobniej większość na podróże i książki. Ostatnio dokonała właśnie zakupu dwóch słowników. Nie sądzi, żeby udało jej się cokolwiek zaoszczędzić, ale przydałby się także komputer.

Plany na przyszłość? Zamierza skończyć studia.