IMPREZOWANIE

IMPREZOWANIE

Sa trzy okolicznosci odpowiedzialne za dobra koniunkture IMPREZ w akademikach. Po pierwsze - karnawal, po drugie - ferie, po trzecie /zdecydowanie na pierwszym miejscu/ - chorobliwa wrecz sklonnosc studentow do takich rozrywek. Slabosc do biesiad ubarwia pozaszkolne zycie i nadaje sens akademickiej rzeczywistosci. Imprezy maja utarty schemat, nieskomplikowana forme, prosta oprawe i niewymagajaca obsade. Sa miernikiem popularnosci ludzi w studenckiej spolecznosci i katalizatorem w integrowaniu srodowiska. Obowiazkowe, plynne specjaly - dla kurazu rzecz jasna - wprowadzaja w rozrywkowy nastroj i przyjazny klimat. Pelni animuszu i podekscytowani imprezowicze odczuwaja nieposkromiona potrzebe rozmowy, zywej polemiki, goraczkowej wymiany pogladow. Epatuja intelektem poprzez jezyk. Dlatego wlasnie na imprezach pelne werwy towarzystwo wpada w wartki nurt akademickiej dyskusji. Tematyke, jakosc i poziom okresla zwykle kondycja umyslowa i stan trzezwosci imprezowiczow, ale jakkolwiekby je ocenic, jakkolwiek podwazyc sens quasi - prawd mijajacych nieraz zasady logiki jest to arena popisow demagogow, dyplomatow, zlosliwcow. Mobilizuje do szlifowania umiejetnosci precyzyjnego wyrazania mysli , westernowych ripost /tzn. celnych i blyskawicznych/, obliguje do oryginalnej taktyki, by uzyskac pochlebstwa zebranych. Akademickie dyskusje traca swoj urok bez biesiadnego klimatu. Wdziek studenckich rozmow blednie, pozbawiony "jupiterow" halasliwej imprezy. Pokojowe polemiki nie roszcza sobie przeciez pretensji do traktowania ich jak cyt. "nosnikow zrozumialych prawd i wielkich idei". Sa wykladnikiem kazdej studenckiej imprezy, bo sa niezwykle skuteczne w zrobieniu wrazenia, daja pretekst do autoreklamy i towarzyskich popisow. Od lat te same, "sztandarowe" tematy - filozofia, polityka, religia, sex - angazuja licznych amatorow konfrontacji, gniewnych konca wieku ale tez chytrych pozorantow. Totez czesto stosowane sa chwyty maskujace powierzchowna wiedze, czy wrecz dyletanctwo mowcow. Obawa przed demaskacja i smiesznoscia zarazem, wyzwala niegrzeczne formy dialogu - dominuje cynizm, ironia, przesmiewczosc. Pewnosci siebie dodaje zywa gestykulacja i stanowczy, podniesiony ton glosu.

Prowadziloby to niewatpliwie do konfliktow, rozlamu, animizji, gdyby nie nastepne kolejki, zbawczo rozcienczajace intelektualne zapedy i blokujace percepcje biesiadnikow. Nieustannie malejaca zdolnosc koncentracji pozbawia mozliwosci mowienia na temat. Na przyslowiowe manowce prowadza teraz dygresje, wtracanie, luzne skojarzenia. Wytracaja z rytmu i blyskawicznie ulatuja ze swiadomosci. Utrzyamnie rownowagi rozmowy staje sie wiec niemozliwe gdy problemy nabieraja plynnego skupienia.

Na tym etapie towarzyskiego spotkania pozostaje na polu chwaly - nurtujacy wszystkich - temat stosunkow damsko-meskich. Jako jedyny doczekuje sie wielu zawsze prawdziwych, jedynie slusznych, choc zwykle sprzecznych konkluzji. Byloby ich wiecej, gdyby nie zaczely dokuczac braki w zaopatrzeniu, ziszczona prawda, ze nie ma studni bez dna. Ta przykra niedogodnosc odwraca uwage od rozmow, kierujac ja na organizacje solidarnej zrzutki /popularnej: sciepy/, albo, co spotyka sie z ogolnym aplauzem - cwaniakow zwlaszcza - poszukiwaniem bogatego sponsora /popularnie: jelenia/. Kwestowanie z reguly wprowadza zamieszanie, zakloca atmosfere dialogu, uspokaja gorliwych dyskutantow i dopingujacych kibicow.

Kolejna fala kontrowersji nie wyplywa juz z roznicy pogladow, czy sprzecznych opinii. Jest inna, prozaiczna przyczyna, sygnalizujaca kolejne stadium towarzyskiego spotkania, w ktorym juz uspiony sarni sluch jednych i nieposluszny - ongis gietki - jezyk drugich, zakloca powaznie kanal komunikacji. Powloczyste spojrzenia polpijanych nie rokuja nadziei na porozumienie. Meczaca i klopotliwa sytuacje rozwiazuje na szczescie proces "naturalnej" selekcji uczestnikow dyskusji. Wielkie tematy - gwozdzie kazdej imprezy - przerastaja mozliwosci aktywnej resztki szarych komorek. Na polu zarliwego pojedynku na slowa zostaja nieliczni, majaczacy Mohikanie. Walcza heroicznie o minimalny akcent zainteresowania. Krzykiem wymuszaja krotkotrwala uwage paru sluchaczy.

Z czasem wszyscy przechodza na terapie slowna. Nie ma odbiorcow, sa tylko nadawcy. Zwracaja sie przyjacielsko do siebie, zalewajac sie wzajemnie potokiem z trudem wypowiadanych slow. Z tego zametu, wrzawy i chaosu wylania sie ostatni obrazek studenckiej imprezy: rozmowa i zabawy w podgrupach. O tej porze aktywni i zalotni juz sa sparowani /cel/, wytrwali flirtuja nadal /blisko celu/, zawiedzeni, odrzuceni spuszczaja ciezkie powieki, ulegajac chandrze bez reszty /pudlo/. Z mina cierpiacych ofiar ponosza konsekwencje blednej polityki personalnej.

Bez towarzyskiego przydzialu pozostaja uciazliwi, dla sasiadow zwlaszcza, goscie z objawami morskiej choroby. Z wyzyn intelektualnych rozmow goscie spadli w depresje brutalnej fizjologii. I tak oto rownowaga imprezowych doznan zostaje wzglednie zachowana. Euforie i blogostan jednych, rownowazy zwatpienie i rezygnacja drugich.

A w kaganek swiatlych, akademickich dyskusji dmuchaja do konca nieliczni szafaze slowa /bywa, ze jeden/. Nie znalazlszy zadnego, wiernego sluchacza, desperacko przemowia do milczacego dna kieliszka. Studenckie, zywe dyskusje skarlowacieja w tym osobliwym monologu - belkocie niedorzecznosci. Nie na dlugo jednak. Tylko do nastepnej imprezy. Potem mili imprezowicze skoncza studia i pojda w swiat. Oprocz patentu inteligenckosci poniosa sztuke inteligenckiego imprezowania. Niektorzy moze nawet zostana profesorami. Prawo Greena glosi:"Wszystko jest mozliwe pod warunkiem, ze nie wiesz o czym mowisz". Pozdrowienia i serdecznosci

- Wasz Ciec