LAUDATIO

Stworzył świat skrajnie subiektywny, ale opisując go w terminach największej obiektywności - tak oto Oscar Baum wyraził się o Franzu Kafce i jego twórczości. Myślę, że słowa te równie trafnie oddają istotę pisarstwa Ryszarda Kapuścińskiego. Wszak on sam jednoznacznie zdefiniował się jak podmiot własnej twórczości. Czasami spotykam się z pytaniem - stwierdził - kto jest bohaterem moich książek. Wówczas odpowiadam: ja nim jestem, ponieważ te książki opisują osobę, która podróżuje, przygląda się, czyta, rozmyśla i o tym wszystkim pisze. Tak zdefiniowany bohater musi rzutować na głęboko subiektywny ogląd opisywanego i opowiadanego świata. Ale ogląd ten jest jednocześnie - co niektórym wydać się może paradoksalne - dokonywany w terminach największej obiektywności. Na niepowtarzalną grę subiektywności i obiektywności pisarstwa Kapuścińskiego składa się wiele czynników. Pierwszy z nich związany jest z uczestnictwem w wydarzeniach, o których pisze. Iran - była to dwudziesta siódma rewolucja jaką widziałem w Trzecim Świecie (...). Gdy mam o czymś pisać, z czym nie zetknąłem się bezpośrednio, czuję się niepewnie (...). Odrzuca zatem postawę widza, nacechowaną wyniosłą izolacją czy dbającego o naskórkowy - lecz wyrazisty - ogląd, a staje się uczestnikiem zdarzeń, a przez to ich współtwórcą. Tej obserwacji uczestniczącej - jak się ją określa w metodologicznym żargonie socjologii - towarzyszą głębokie stany empatyczne.

Piękny grecki termin empatheia oznacza w tym przypadku zdolność i umiejętność wczuwania się w role, w dramaty życiowe, radości i porażki interlokutorów pisarza. A ich dobór jest niezwykle staranny, dokonany z premedytacją. Często, tak jak w przypadku Cesarza, R. Kapuściński rozmawia z pierwszorzędnymi aktorami drugoplanowymi, halabardnikami - używając pojęcia z leksykonu teatralnego - po to by ukazać postać bohatera głównego. Z wypowiedzi kukułkowego - strażnika cesarskiego czasu, ściereczkowego - wycierającego psi mocz z dygnitarskich butów, z wynurzeń innych dworzan, tworzy jasny i wyrazisty portret Negusa - Hajle Sellasjego. Co może lepiej ilustrować mentalny profil władcy Etiopii niźli refleksja jego dworzanina utrzymana w takim oto tonie: Cesarz rozpoczynał dzień od słuchania donosów. Noc jest niebezpieczną porą spiskowania i Hajle Sellasje wiedział, że to, co dzieje się w nocy, jest ważniejsze od tego, co dzieje się w dzień, w dzień miał wszystkich na oku a w nocy było to niemożliwe. Czasami Kapuściński odwołuje się do socjologicznego odczytywania dokumentów, artykułów prasowych, fragmentów książek, filmów, zachowanych dagerotypów i fotografii, które lepiej pozwalają zrozumieć satrapizm i jego społeczne uwarunkowania. Zarówno Reza Pahlawi, jak i Negus nie wypowiadają w tomach pisarza ani jednego słowa, a jednak wiemy o nich - po lekturze - niemal wszystko. O Szachinszachu i popełnionym przezeń ciężkim grzechu pychy mówi więcej niźli zbiory prac panegirycznych czy krytycznych relacjonowany przez Kapuścińskiego wywiad z Golamem, burzycielem pomników, weteranem i kombatantem tego typu działalności, niszczącym wcześniej monumenty Mohammeda Rezy, ojca Rezy Pahlawiego, który ustąpił z tronu w 1941 roku.

Socjologiczny ogląd ludzi i zdarzeń dokonywany przez R. Kapuścińskiego kojarzy się nieodparcie z koncepcją dwóch - konkurencyjnych i komplementarnych zarazem - podejść metodologicznych: emicznego i etycznego. Terminy te wprowadził Kenneth Lee Pike i zgodnie z jego propozycją ujęcie emiczne, tak bliskie R. Kapuścińskiemu, zakłada stałe badania od wewnątrz systemu, przy uwzględnieniu wysokich stanów empatycznych. Odtwarzany jest tutaj świat społeczny badanych, nie zaś rekonstruowany świat badacza. Ten ostatni jest istotny w studiach etycznych, opartych na zewnętrznej obserwacji i zdystansowanej penetracji badanych ludzi i zdarzeń, obcych autorowi Imperium. Zapewne dlatego to właśnie dzieło jest jednym z najwnikliwszych studiów systemu totalitarnego i zestawiać je można z dwutomowym opus magnum Hannah Arendt Korzenie totalitaryzmu.

Foto: Wojciech Ziółkowski

Twórczość R. Kapuścińskiego, mimo iż lokowana terytorialnie w Trzecim Świecie, ma charakter uniwersalny. Na przykładzie zdawałoby się egzotycznych władców, politycznych drani i nicponi Ameryki Południowej, Afryki czy Azji ukazuje degradację władzy i władcy, jej autorytaryzm i manowce. Teksty te, sytuowane w obszarze socjologii polityki, są wielkim pisarskim ostrzeżeniem przed powtórzeniem błędów już popełnionych i to nie tylko w krajach odległych, ale również w Polsce i - jak to słusznie ongiś nazywano - całym obozie socjalistycznym. Wszak władza pod każdą szerokością geograficzną rodzi liczne i nader zróżnicowane pokusy. Powściągliwość może być zatem - i nierzadko bywa - sokratejską cnotą polityczną i intelektualną. Opinia publiczna jest szczególnie wyczulona na umiarkowane korzystanie z dobrodziejstw władzy i rygorystyczne wypełnianie związanych z nią powinności. Te prostą prawdę zlekceważyło wielu polityków opisywanych i nieopisywanych przez R. Kapuścińskiego, którym władza jawiła się przede wszystkim jako źródło pychy, nieomylności, bogactwa i prestiżu. Nic zatem dziwnego, że czytając książki R. Kapuścińskiego wielokrotnie przywołujemy w pamięci aforyzm Napoleona III. Mąż stanu jest jako kolumna - powiadał francuski władca - dopóki ta stoi, nikt nie może zmierzyć jej wielkości, gdy padnie każdy może wziąć jej miarę. Autor Buszu po polsku bierze trafną miarę zarówno wtedy gdy kolumna stoi, trwa, jak i wówczas gdy pada.

Znacząca część pisarstwa R. Kapuścińskiego dotyczy rewolucji i społecznych mechanizmów ich uruchamiania. Autor obserwując - ad oculus - co najmniej dwadzieścia siedem rewolucji, ukazał jak zróżnicowane, czasem błahe dla zewnętrznych obserwatorów, mogą być bezpośrednie ich przyczyny. Wiele bowiem rewolucji nie wybucha w warunkach dramatycznych i egzystencjalnych zagrożeń społecznych, ale rozpoczyna się często nieoczekiwanie zdarzeniami pretekstowymi, kryjącymi wszakże skumulowany społecznie gniew. I pomyśleć łaskawco, czytamy w Cesarzu, że pośród tej przez naszego monarchę głoszonej pomyślności, dostatniości - nagle wybucha powstanie. Jak grom z jasnego nieba! W pałacu zdumienie, zaskoczenie, bieganie, głowy urwanie, czcigodnego pana pytanie - skąd się wzięło to powstanie (...). A błahe zdarzenie na tym polegało, że amerykański korpus pokoju zrobił na uniwersytecie pokaz najnowszej mody, choć wszelkie zebrania, spotkania były zakazane. Ale Amerykanom dostojny pan nie mógł przecież pokazu odmówić i oto tę pogodną i jakże beztroską imprezę studenci wykorzystali, żeby zebrać się w olbrzymi tłum i ruszyć na pałac. (...). A z tego powodu generał Shibesi włosy rwał, bo nawet jemu nie przyszło do głowy, żeby rewolucja od pokazu mody zacząć się mogła!

Ryszard Kapuściński jest znakomitym analitykiem procesów rozwojowych. Liczne jego myśli winny stać się źródłem refleksji dla wielkich aktorów polskich przeobrażeń ustrojowych, demiurgów społecznej rzeczywistości rodzimego chowu. Rozwój to zdradliwa rzeka, pisał w Szachinszachu, o czym przekona się każdy, kto wstąpi w jej nurt. Na powierzchni woda płynie gładko i wartko, ale wystarczy, żeby sternik ruszył swoją łodzią beztrosko i z nadmierną pewnością sibie, a wnet zobaczy, ile w tej rzece groźnych wirów i rozległych mielizn. Autor pokazuje jak wiele trzeba wysiłku, drakońskich wyrzeczeń, aby po czasie kontentować się owocami rozwoju. Pokazuje także i przestrzega przed rozwojowymi iluzjami. Ludzie z biednego kraju - pisał dalej - chodzą i rozmyślają: Boże, żebyśmy mieli ropę. Myśl o nafcie doskonale wyraża odwieczne ludzkie marzenie o bogactwie osiągniętym przez szczęśliwy przypadek, przez łut szczęścia, a nie drogą wysiłku, potu, męki i katorgi. W tym sensie ropa jest bajką i jak każda bajka - jest kłamstwem. Te mądre słowa towarzyszyły mi wielokrotnie podczas wysłuchiwania debat choćby nad rolą kapitału zagranicznego i zagranicznych inwestorów w polskiej transformacji. Czasami odnosiłem wrażenie, iż rejestr oczekiwań wobec zagranicznych kapitałów jest tak duży, iż niemal zwalnia z lokalnego potu i wysiłku, o których wspominał Kapuściński. Teraz, kiedy emocje już powoli mijają, znowu wraca świadomość, iż bardzo wiele zależy od trudu samych obywateli, ich przedstawicieli i władz, a kapitał obcy, niezwykle w Polsce potrzebny, wszelako czasami nazbyt zmitologizowany, może sukces jedynie przyśpieszyć, ułatwić i uczynić bardziej widocznym. I tyle, i aż tyle.

W profetycznej księdze Eklezjasty znaleźć można symptomatyczny zapis: gromadzić wiedzę, to gromadzić ból. Dzieło Ryszarda Kapuścińskiego, Dostojnego Doktoranta, choć pomnaża intelektualny ból, inspiruje wielu z nas i utrwala nawyk przyjaznego myślenia, odruch współczulności i wrażliwości, zarówno wobec ludzi najbliższych, jak i przestrzennie czy społecznie odległych, przeżywających jednak sytuacje opresji i niezawinionego upośledzenia. To właśnie grupa najuboższych, tworzących zręby underclass, społecznej podklasy - jak się ją określa w nieznośnym żargonie naukowym - uwikłanych w błędne koło nędzy, marnego wykształcenia i roszczeniowych postaw wobec systemów pomocy, stanowi temat główny w socjologicznych pejzażach i freskach autora Wojny Futbolowej. Temat kapitalny i godny wielkiego humanisty. Nic zatem dziwnego, iż z najgłębszym przekonaniem odczytuję akademicką formułę zamykającą laudację:

W UZNANIU DLA TWYCH WYBITNYCH ZASŁUG I OSIĄGNIĘĆ PRZEŚWIETNY SENAT UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO W KATOWICACH, POSTANOWIŁ PRZYZNAĆ I NADAĆ TOBIE DOSTOJNY DOKTORANCIE PRAWOMOCNĄ UCHWAŁĄ Z DNIA 24 CZERWCA 1997 ROKU TYTUŁ DOKTORA HONORIS CAUSA UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO.

Marek S. Szczepański

Ten artykuł pochodzi z wydania: