Od wielu dziesięcioleci obcuję - podobnie jak tysiące miłośników literatury - z wierszami i poetycką prozą Jana Twardowskiego. Nie tylko stawiałem Go i stawiam nadal - jako historyk literatury - bardzo wysoko. Dziś nie ma Go pośród żywych, ale jestem szczęśliwy z tego powodu, że łączyła mnie z Nim czuła przyjaźń i swego rodzaju powinowactwo w spoglądaniu na człowieka, kształt świata i sferę metafizyczną. Pisaliśmy do siebie, wysyłaliśmy sobie książki z dedykacjami. W tych naszych bardzo zwięzłych słowach dominowało ciepło, dobroć i dobro. Od wielu lat czytam i badam poezję i prozę poetycką Jana Twardowskiego. Kiedyś, gdy chciałem usłyszeć Jego głos, dzwoniłem do Warszawy, lub też kolejny raz przesłuchiwalem kasety z Jego recytacjami. Wymiana listów szczególnie intensyfikowała się w okolicach ważnych świąt, a więc w dniach przed Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą. Wtedy był czas na wspomnienia, refleksje, przypomnienia wielu ważnych spraw ogólnych i osobistych.
O Janie Twardowskim przez wiele dziesięcioleci prawie nie pisano; dobrze jest, że w ostatnich dziesięcioleciach pisze się już bardzo dużo. Ma życiorys prosty, ale jakże szlachetny. Urodził się w Warszawie 1 czerwca 1915 roku. Umiłowawszy przyrodę i literaturę, studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Brał udział w Powstaniu Warszawskim jako żołnierz Armii Krajowej. Po studiach w Seminarium Duchownym, w roku 1948, przyjął święcenia kapłańskie. Pracował wiele lat na prowincji - głównie z dziećmi, które prawdziwie szanował i kochał. Z powołania kaznodzieja, był przez wiele, wiele lat rektorem w kościele Sióstr Wizytek w stolicy.
Motywami przewodnimi tej poezji są wszechogarniające dobro, miłość do dzieci i zrozumienie ich świata, religijne przeżywanie przyrody. Bóg objawia się tutaj bardzo dyskretnie. Jest obecny w świecie dzięciołów i skowronków, wiewiórek i saren, wróbli i chrabąszczów, kaczeńców i macierzanek, w strumieniu z pstrągami. W liryce Twardowskiego wszechobecny Bóg nie niesie strachu i grozy, lecz światło życia, ciepło, łaskę, zrozumienie dla ludzkich ułomności i przywar. Święci Pańscy mają ludzkie oblicze, rozumieją każdego poszczególnego człowieka uwikłanego w swój los, trudzącego się w rytmie dni i nocy. Są tacy swojscy, jakby tyle co przyszli do nieba ze zwykłej chłopskiej chaty.
Profesor Włodzimierz Wójcik i ksiądz Jan Twardowski |
Jan Twardowski po mistrzowsku obchodził się ze słowem. W jego wierszach panuje szlachetna świeżość przywoływanych wyrazów i odkrywczość metafory; czytelnik czuje w nich czystość krystalicznej, życiodajnej wody źródlanej. Dominuje tu zwięzłość wypowiedzi, zaskakująca, niezwykle pomysłowa pointa. Jest tu także pyszna aforystyka, zabawa grą słowa, koncept rodem z baroku, dyskretny humor i komizm. Poeta debiutował w dwudziestoleciu międzywojennym, ale od lat siedemdziesiątych zaowocował bogato tomami, które są dosłownie rozchwytywane przez czytelników. Wymieńmy dla przykładu niektóre: Znaki ufności, Zeszyt w kratkę, Niebieskie okulary, Rachunek dla dorosłego, Który stwarzasz jagody, Nie przyszedłem pana nawracać, Nowy zeszyt w kratkę, Krzyżyk na drogę... W ostatnich dziesięciolecioleciach nowych edycji wierszy ks. Jana Twardowskiego pojawiło się tyle, że - zdaje się - mógłby On obdarować nimi wielu autorów średniego pokolenia. Niezwykła popularność poety nie wpłynęła na zmianę jego stosunku do świata, spotkanie z czytelnikami w wierszu wciąż okazuje się dla niego rzeczą najważniejszą, kontaktem intymnym.
Chciałbym tutaj opisać takie spotkanie z księdzem Janem, jedno z wielu, lecz wciąż obecne w mojej pamięci. W roku 1996 moi magistranci w Zakładzie Literatury Współczesnej kończyli pisanie rozpraw poświęconych twórczości ks. Jana Twardowskiego. Pod koniec kwietnia zaplanowano spotkanie z poetą w Warszawie. Terminy wizyty zostały uzgodnione. I my, i sam poeta - cieszyliśmy się już w okresie przed Wielkanocą na to spotkanie. O tym klimacie oczekiwania warto parę słów powiedzieć czytelnikom Jana Twardowskiego. Przed umówionym spotkaniem w Warszawie Poeta pisał do mnie: "Wielce Szanowny Panie Profesorze, dziękuję za życzliwy list, za informacje o pracach magisterskich. Trudno uwierzyć, że młodych ludzi interesują moje wiersze. Dziękuję również za przesłaną mi książkę z racji Pańskiego jubileuszu. Pamiętam w modlitwach. Życzenia na Wielkanoc - nieśmiało, ale bardzo serdecznie: Ks. Jan Twardowski".
I oto mamy 27 kwietnia - sobotę. W ten cudowny słoneczny dzień, nie za ciepły, nie upalny, spotkałem się z moimi seminarzystami na dworcu centralnym w Warszawie o godzinie 10.30. Mamy pewność, że wizyta nie jest niespodziewanie odwołana. Pozwalamy sobie na spacer. Ogród Saski, Grób Nieznanego Żołnierza, Stare Miasto, Plac Zamkowy. Miłe, swojskie miejsca. Lokujemy się w kawiarence przy Placu Zamkowym przy oknie tak, aby spoglądać na barwny korowód turystów. Pokrzepieni, wędrujemy po księgarniach, by przed czternastą przygotować się do wejścia w rejon ogrodów Sióstr Wizytek. Jeszcze rzut oka na pomnik Bolesława Prusa i Księdza Prymasa, Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Punktualnie o 14.00 wita nas ksiądz Jan Twardowski. Serdeczny, energiczny, ciepły i rzeczowy. Wchodzimy po drewnianych schodach na pięterko. Pokój jest skromnie urządzony. Przy oknie, za którym pełno drzew, krzewów, kwiatów i ptactwa - skromne, lecz gustowne biureczko. W kącie wysoki piec kaflowy z malunkami ptaków, dzieci, zwierzątek; przy nim skromne łóżko. Klęcznik do modlitwy. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Na ścianie zegar z kukułką. Portrety najbliższych. Na parapecie okna - drewniane i gliniane ptaszki a na szybach - wycinanki motyli. Podłoga z żywego drewna z ładnie rysującymi się wzorami sęków. Dotykam podłogi ręką. Jan Twardowski uśmiecha się ze zrozumieniem. On wie, co to znaczy kochać drewno, podziwiać jego słoje.
Foto: Archiwum Autora |
Tej rzeczowej i miłej rozmowie wcale nie przeszkadza fakt, iż spotkanie jest filmowane. Studenci wyciągają tomiki wierszy Jana Twardowskiego. Ostatnio wyszło ich sporo. Poeta każdej z osób wpisuje miłe dedykacje. Wręczam mu moją książkę Skamandryci i inni nad Sekwaną z dedykacją: "Siewcy miłości, ks. Janowi Twardowskiemu - z miłością - Włodzimierz Wójcik". Jest wyraźnie wzruszony. On, w ofiarowanym mi tomiku Niebieskie okulary, pisze: "Profesorowi Włodzimierzowi Wójcikowi - nieśmiało, ale bardzo serdecznie, z podziękowaniem za życzliwość - ks. Jan Twardowski". Do tego dodaje unikalny już egzemplarz "albumu-kalendarza" Dzień po dniu.
Jeszcze krótka wymiana zdań. Pytania rzeczowe - i rzeczowe odpowiedzi. Wzruszenie. Zbieramy się do wyjścia. Gospodarz odprowadza nas na parter. Serdeczne podanie ręki. A więc "do zobaczenia". O godzinie 15.30 opuszczamy swojską, cichą, pełną kwiatów i krzewów enklawę spokoju i miłości. Wchodzimy w obszar gwarnej Warszawy. W ekspresie zmierzającym do Sosnowca, Katowic, Bielska, czytamy łapczywie wiersze Jana Twardowskiego. Ja przepowiadam sobie w myślach wiersz pod tytułem Na dobranoc:
Rozgadana wiedza
wymowna poezja
przez radio Szopen mówić do mnie będzie
całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy
bo milczy tylko prawda i nieszczęście
I tym wierszem wypadnie zakończyć wspomnienie o tym naszym spotkaniu z Księdzem Janem Twardowskim, Jego poezją i filozofią, pięknym słowem formującym dobro i ludzki kształt świata. Rzecz znamienna. W księgarence na parterze budynku Wydziału Filologicznego przy Placu Sejmu Śląskiego 1 w Katowicach tomiki z wierszami Jana Twardowskiego szybko znikały i nadal znikają. Studenci i pracownicy akademiccy - w większym niż dotychczas stopniu - obcują z lirykami poety, których jest dosłownie tyle, co - trawestując Kazimierza Wierzyńskiego - w "korcu maku".
W czerwcu 1996 roku wszyscy moi studenci piszący rozprawy o twórczości ks. Jana Twardowskiego zostali magistrami polonistyki. Mój kontakt z tą poezją jest coraz ściślejszy. Korespondencja nasza cechowała się tyle serdecznością, co jednocześnie systematycznością.
***
Jeden z listów ks. Jana Twardowskiego do prof. Włodzimierza Wójcika |
Kiedy dowiedziałem się o Jego odejściu, bolało mnie serce... Wiem jednak, że przyjaźń Jana Twardowskiego - jakiej doznałem - nie ma zwyczajnej ceny. Chodzę z moim bólem, ale postać Poety przywołuję patrząc na drzewa, chmury, na ludzi - zwłaszcza tych "małych", nieporadnych.
WŁODZIMIERZ WÓJCIK
Prof. zw. dr hab. Włodzimierz Wójcik (ur. 1932 r.) - historyk literatury polskiej, krytyk literacki, eseista i edytor. Współzałożyciel Wydziału Filologicznego UŚ. Od 1973 r. prodziekan i dziekan tegoż Wydziału; założyciel i kierownik Zakładu Literatury Współczesnej (1980-2002). Książki i artykuły m.in. o literackiej legendzie Piłsudskiego, Nałkowskiej, Różewiczu, Staffie, Balińskim, Romanowiczowej, Kuncewiczowej, ks. Twardowskim i innych twórcach XX i XXI wieku. Od 1973 roku wypromował 980 magistrów polonistyki i bibliotekoznawstwa i 20 doktorów... Odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. |