Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...
Jednym z największych wierszy Goethego jest "mały" wiersz napisany prawdopodobnie wieczorem 6 września 1780 roku na drewnianej ścianie myśliwskiego domku, w czasie odpoczynku wędrowca...
Über allen Gipfeln Ist Ruh, In allen Wipfeln Spürest du Kaum einen Hauch; Die Vögelein schweigen im Walde Warte nur, balde Ruhest du auch. |
Wierzchołki wzgórz Spowite w ciszę; Drzew żaden już Wiew nie kołysze; Śpi las I ptaki w gęstwinie. I tobie ninie Spocząć już czas. [tłum. L. Staff]
|
Kiedy czytam moje stare utwory, odtwarzam w myślach czas i okoliczności, w których zostały "poczęte". Ta lektura męczy mnie, nudzi i pasjonuje.
Zapytałem kiedyś profesora Tadeusza Kłaka, czy mogę t e r a z przerabiać moje dawne wiersze... Odpowiedział z uśmiechem: "poeta - póki żyje - ma prawo wprowadzać zmiany, poprawki, ale... nie powinien". - Czemu? - zapytałem - przecież pierwotne teksty istnieją i są dostępne dla naukowców i czytelników... oraz tropicieli, sędziów i oprawców... Czytam np. wiersz Pożegnanie - jeden z moich ulubionych wierszy (napisałem go w roku 1945 albo 1946):
Myślała
że świat jest smutny
dokoła
że kwiaty są smutne i deszcz
że smutek się zagnieździł
w szorstkiej wełnie
pachnącej rezedą
(chodziło tam nie o "wełnę" ale o wełniane ubranie). W ciągu lat zmieniałem rezedę na lawendę..., robiąc ten wybór - skreśliłem rezedę, wpisałem lawen- dę, ale po kilku miesiącach skreśliłem lawendę i przywróciłem rezedę... Ten nikły kwiatek o słabym zapachu lepiej "pasuje" do atmosfery wiersza... Cza- sem poeta, który jest czarodziejem, musi zmienić się w "aptekarza" i ważyć słowa po aptekarsku. Bieda w tym, że można utwór "poprawić" i zmienić na gorszy.
Może czas zakwestionować nienaruszalność, nietykalność wiersza - póki jego twórca żyje. Nie wiem... Często na wieczorach autorskich skracam swoje wiersze, w czasie czytania opuszczam jakieś słowa, które mi dokuczają, opuszczam całe zwrotki... Wiersz często wydaje mi się za długi... Ogarnia mnie dziwne uczucie, że w "tym miejscu" skończyła się poezja, ale nie skończył się wiersz... więc milknę. Moje przeżycia na "spotkaniach" i "wieczorach poetyckich" są zawsze dla mnie przygodami. Zauważyli to już przyjaciele-tłumacze. Czasem dziwią się moim tajemnym praktykom.
Kiedy - przed wielu laty - robiłem "wybór" wierszy Leopolda Staffa, dążyłem do zagęszczenia materii poetyckiej - do przemiany ilości w jakość. Wydawało mi się, że z ogromnego dorobku Staffa wydobywam pierwiastki trwałe, żywe, że, zderzając biegunowo różne wiersze, doprowadzam do iskrzenia i eksplozji form i treści. Oczyszczałem dorobek Staffa z "wierszy", aby ukazać poezję żywą. Był to karkołomny eksperyment. Chciałem pokazać Staffa nowego, Staffa, który przeskoczył "awangardę" (Peiper, Przyboś, Brzękowski, Kurek... ) i znalazł się nagle w krainie destrukcji. Staff udał się w "nieznane"... Los zrządził, że Staff stał się moim towarzyszem podróży do poezji "postmodernistycznej". Ten zabieg na poezji Staffa przeprowadziłem w wyborze Kto jest ten dziwny Nieznajomy. Wybór spotkał się z zainteresowaniem krytyków i czytelników. Wyka i Jastrun uznali wybór za odkrywczy, wartościowy i ożywczy dla Starego Poety.
Już w młodości poetyckiej oddzielałem poezję od wierszy. Ciałem poezji jest wiersz, ale co jest duszą poezji, nie wiem... uczucie, myśl? Zdawało się, że bez wiary, nadziei i miłości Człowiek nie może żyć... ale pod koniec XX wieku rodzi się w nas podejrzenie, że ten ssak może rozmnażać się bez miłości, może żyć bez wiary i umierać bez nadziei. Wydobył się z głębiny, zyje na powierzchni. Nie żyje, ale konsumuje. Poeta zrozpaczony odkryciem tej prawdy... zmienia się w działacza, polityka, felietonistę; zamiast tworzyć poezję, poszczekuje przez sen.
Przed wielu laty mówiłem o wierszach-organizmach żywych, oddychających... mówiłem o martwych częściach, fragmentach utworów poetyckich... o umieraniu wierszy i o życiu poezji... "forma wewnętrzna jest czymś żywym, pulsująco-żywotnym, organicznym i zarazem aktywnym". W wielu wierszach, od lat najwcześniejszych, dotykałem tego problemu... Jednym z tych utworów jest Na powierzchni poematu i w środku. Interesowała mnie nie forma końcowa, ale "forma formująca", nie wiersz "doskonały", ale forma w ruchu i asymetria formy. "Niepokój", który ogarnął mnie w młodzień- czych latach, trwa do dnia dzisiejszego. Co sprawia, że wiersz staje się poezją w rękach twórców? Co sprawia, że wiersz o wolności i miłości może być płytki i kiepski, a wiersz o szklance wody tragiczny i głęboki? Poeci starożytności i renesansu mogli pisać wspaniałe wiersze i dramaty o władcach i "mecenasach" - jeszcze poeci romantyczni pisali niezwykłe wiersze o Bogu, miłości, wolności... Utwory współczesnych poetów o władcach i "mecenasach" stały się dla ich autorów przeważnie porażką albo klęską... Polityka zjada poezję i poetów... Słowo dziennikarza i działacza jest martwe, to język zombi. Problem ludzi "martwych", ale niesłychanie aktywnych, żywych-umarłych, stał się tematem wielu moich poematów i opowiadań. Martwe słowa, martwe idee, martwi ludzie coraz częściej przejawiają - w naszych czasach - aktywność, są agresywni, podstępni, niezwykle ruchliwi. Przed wielu laty dotknąłem tego problemu w opowiadaniu Nowa szkoła filozoficzna. Wspominam te tytuły, aby ułatwić czytelnikom wędrówkę po ogrodach, śmietnikach, świątyniach, cmentarzach - po drogach i bezdrożach mojej twórczości.