Rozmowa z Ingmarem Villqistem, pracownikiem Wydziału Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego i Wydziału Filologicznego UŚ

Spełniam się i wyżywam artystycznie

„Mam wielkie szczęście, że mogę się zajmować wyłącznie sztuką i podporządkować jej swoje życie” – mówi Ingmar Villqist, doktor sztuk teatralnych, artysta, uznany dramatopisarz, pedagog i wykładowca na dwóch wydziałach Uniwersytetu Śląskiego.

Ingmar Villqist, artysta, dramatopisarz, pedagog i wykładowca
Ingmar Villqist, artysta, dramatopisarz, pedagog i wykładowca

Kim jest Ingmar Villqist?

–– Z pierwszego zawodu jestem historykiem sztuki. Myślę jak historyk sztuki i taki też mam warsztat metodologiczny. Poprzez filozofię historii sztuki postrzegam teatr. Nie wiem, czy teraz jest to mój główny zawód, ale historykiem sztuki po prostu się czuję i nadal m.in. wykładam historię sztuki XX i XXI wieku na Wydziale Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego UŚ. Piszę pod pseudonimami recenzje z różnych wystaw, wstępy do katalogów. Może kiedyś wrócę do historii sztuki w pełni. Kto wie? Ale przede wszystkim jestem dramatopisarzem. Napisałem ponad 40 dramatów. Wszystkie były wystawione w wielu teatrach w Polsce i za granicą, tłumaczone na wiele języków. Zajmowałem się realizacją filmów fabularnych według własnych scenariuszy. Pracuję w Teatrze Polskiego Radia, zrealizowałem kilkanaście słuchowisk na podstawie swoich dramatów. Reżyserowałem operę, musical. Wszystkie moje wyobrażenia o byciu w sztuce się spełniły. Łączę to jednocześnie z pracą pedagogiczną – od 1984 roku. Byłem wykładowcą na rożnych uczelniach artystycznych: ASP w Krakowie, w Katowicach i przez wiele lat w Warszawie, w Katedrze Teorii i Historii Sztuki. Od 2004 roku pracuję także na Wydziale Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego i od kilku lat wykładam dramatopisarstwo i pisanie scenariuszy filmowych na Wydziale Filologicznym UŚ w Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej na kierunku sztuka pisania. Spełniam się i wyżywam artystycznie. Jestem od 2017 roku dyrektorem artystycznym Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej INTERPRETACJE w Katowicach. Wykorzystuję moje wcześniejsze doświadczenia na stanowiskach dyrektorskich w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach, długie lata spędziłem na stanowisku wicedyrektora w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie. Dyrektorowałem Teatrowi Miejskiemu w Gdyni, gdzie realizowałem dwie edycje Festiwalu Współczesnej Polskiej Dramaturgii. To niezwykle ważne, że można w pewnym momencie swojego życia stwierdzić, że marzenia o byciu w sztuce mogą się zrealizować. W moim przypadku tak się stało. Daje mi to poczucie wewnętrznego sensu.

Czyli wybór kierunku historia sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim był wstępem do realizacji zawodowych marzeń?

–– To była decyzja, którą podjąłem w drugiej klasie liceum. Wynikała z tradycji rodzinnego domu, kolekcji obrazów na ścianach mojego mieszkania, na które patrzyłem od dziecka, potężnej biblioteki rodzinnej. Sztuka była dla mnie ucieczką od świata, na który nie było mojej zgody. Tak to postrzegam. Pewnie „dziadek” Freud byłby bardzo zadowolony. Dla mnie jest to budowanie i tworzenie przestrzeni, która rekompensuje wiele deficytów. Sztuka jest całym moim światem.

Na Pana ścieżce zawodowej pojawił się moment przejścia ze sfery sztuk wizualnych w sferę teatru.

–– Od czasów licealnych pisałem dramaty, jednoaktówki. Jedni piszą wiersze, inni prowadzą pamiętnik, a ja zapisywałem różne historie dialogami. Skąd to się wzięło? Pewnie z lektur wspaniałych dramatopisarzy. Ma to swoje źródła również w samotności, wielu godzinach przesiedzianych przed telewizorem i oglądaniu wspaniałych w owym czasie spektakli Teatru Telewizji z lat 70. i 80., wysłuchiwaniu w radiu fantastycznych słuchowisk, cudownie czytanych najważniejszych powieści XX wieku. Miałem 38 lat, kiedy moje dramaty zupełnie przypadkowo zaczęły funkcjonować w Polsce. Najpierw w przestrzeni teatru amatorskiego, potem profesjonalnego. No i postanowiłem, że zostawię funkcję wicedyrektora Zachęty i ten, na moją skalę oczywiście, luksus bytowy, by zająć się sztuką, pisaniem, reżyserowaniem i pedagogiką. Był to bardzo ryzykowny krok, ale opłaciło się. Cała moja przygoda z teatrem mogła skończyć się po roku, bo w tamtych czasach w Polsce dramatopisarz nie był traktowany jako ważna postać życia teatralnego. Był pewnego rodzaju dodatkiem, postacią odległego planu. Ja wiedziałem, że z moim pisaniem dramatów nie uchowam się w polskim teatrze, w tej specyficznej przestrzeni, peryferyjnej względem głównych ośrodków teatralnych w Europie i na świecie. Późny debiut może mieć dobry finał. Znamy wielu pisarzy rozpoczynających tworzenie w wieku 60 lat. Ale w teatrze rzeczywiście jest trudniej. Teatr jest jak zakon. Należy zaczynać wcześnie, powoli nasiąkać tym światem, jego językiem, tradycjami. Ja wskoczyłem raptownie do tej fascynującej przestrzeni, ale jednocześnie bardzo jadowitej. Bliskie jest mi modernistyczne rozumienie funkcji artysty. Taki musi być bezwzględnie oddany swojej wizji, konsekwentnie ją realizować i jednocześnie zdawać sobie sprawę, że będzie poddany radykalnej krytyce. Żeby przetrwać, musi być sam, poza środowiskiem, koteriami. To bardzo trudne, ale daje siłę, by przetrwać mimo wszystko. Wchodzenia w skórę celebryty nie wyobrażam sobie.

W Pana przypadku, artysty, ale również nauczyciela akademickiego, ważnym obowiązkiem jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem.

–– Dla mnie uczenie to powołanie, daje mi ogromną satysfakcję. Robię to bardzo długo i lubię to. Specjalizuję się w sztuce XX wieku, przede wszystkim w malarstwie pierwszej połowy XX wieku, również w przedmiotach zawodowych na kierunku reżyseria i realizacja obrazu. Mogę tam wykorzystać doświadczenie pracy reżyserskiej i dramatopisarskiej. Parę lat temu odkryłem zajęcia na kierunku sztuka pisania na Wydziale Filologicznym UŚ, podczas których dzielenie się doświadczeniem z własnej twórczości jest bardzo ważne. Studenci tego kierunku są predestynowani do tego, by tworzyć historie konstruowane dialogami. To jest dla mnie przyjemność i satysfakcja zapoznawać się z efektami ich pracy. Nie jest dla mnie problemem działanie w tak wielu dziedzinach, mogę próbować przekazać praktyczną wiedzę o funkcjonowaniu pewnych mechanizmów. Robię to z pokorą i zrozumieniem dla młodego człowieka, pełnego pasji, marzeń. Ważne jest umiejętne pomaganie studentom w rozwijaniu ich talentów, jednocześnie nie przytłaczając swoim ego. To jest delikatna materia. Należy być ostrożnym i subtelnym, bo to działanie na młodzieńczych wyobrażeniach o kreowaniu własnej wyobraźni. Trzeba swoje przejść w sztuce, by móc o tym rozmawiać i tego uczyć.

Trudnym momentem jest zakończenie studiów i zmierzenie się z rzeczywistością.

–– Tak. Dlatego w przypadku reżyserów filmowych czy teatralnych istotne są predyspozycje psychiczne. Jednocześnie trzeba być silnym psychicznie, zorganizowanym, zdeterminowanym w realizacji swoich projektów i pozostać delikatnym, czułym na drugiego człowieka, wrażliwym. W trakcie zajęć z pisania scenariuszy filmowych mówię o tym, jak trudna jest ta profesja, że jest się wciąż krytykowanym. Zaznaczam także problemy pracy w dużych zespołach. Przygotowanie artysty na zderzenie z rzeczywistością jest obowiązkiem. Trzeba o tych problemach mówić wprost. Sam doświadczyłem wielokrotnie, jak różnie jest oceniana moja praca. Dużym problemem jest przyjmowanie krytyki. Nikt tego nie lubi. Widzowie czasami biją brawo, czasami po prostu wychodzą. Recenzje mogą być pełne zachwytów albo miażdżące. Ludzie różnie to przeżywają, odreagowują czasami w wyniszczający sposób. Jak sobie z tym radzić? Trzeba wielu lat, żeby się z tym oswoić i uświadomić sobie, że artysta zawsze wchodzi w relacje z odbiorcą. Na krytykę zawsze należy zwracać uwagę, nie można zapominać o czytelniku, widzu, wpadać w stan nieomylności etc. Z jednej strony trzeba mieć w sobie pokorę, a z drugiej bezwzględną determinację w realizacji swoich artystycznych wyobrażeń. Uważam, że im bardziej artysta jest obity przez krytykę, środowisko, tym lepiej dla niego. Wszystkim studentom życzę odwagi w dążeniu do spełniania swoich marzeń, jakiekolwiek by one były, nie tylko te twórcze, bo nigdy nie wiadomo, kiedy łaskawy los da szanse na ich realizację. Wtedy temu wyzwaniu trzeba sprostać i to jest najtrudniejsze w tym wszystkim. Sprostać marzeniom.

Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Agnieszka Niewdana
Fotografie: PS Studio Patrycja Sawicka