4 października społeczność akademicka pożegnała śp. Profesora Włodzimierza Wójcika podczas mszy w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach, a następnie odprowadziła do miejsca wiecznego spoczynku na cmentarzu w Będzinie-Łagiszy
Profesor Włodzimierz Wójcik (29 maja 1932 – 30 września 2012)

Pozostanie naszym Przewodnikiem

Na spotkanie można się umówić – uprzednio długo je planując, myśląc o szczegółach. Spotkania mogą też mieć charakter przypadkowy, niespodziewany. Można spotkać kogoś „twarzą w twarz” lub pośrednio; w miejscu uzgodnionym, specjalnie wybranym, albo „po drodze”, w miejscu niemającym dla owego spotkania większego znaczenia. I o tych pierwszych, oczekiwanych, i o tych drugich, spotkaniach „przygodnych” (w obu przypadkach umiejscowionych w przestrzeni Zagłębia Dąbrowskiego, Górnego Śląska, Europy), pisywał Profesor Włodzimierz Wójcik – ceniąc wartość podróży i prywatnego odkrywania miejsc odległych, a jednocześnie swe trwałe zakorzenienie.

Wiele publikacji Włodzimierz Wójcik poświęcił legendzie Józefa Piłsudskiego w literaturze dwudziestolecia. Jego najważniejsze rozprawy dotyczyły także Leopolda Staffa, Jana Lechonia, Kazimierza Wierzyńskiego, Antoniego Słonimskiego, Józefa Wittlina, Stanisława Balińskiego, Zofii Nałkowskiej, Leona Kruczkowskiego, Zofii Romanowiczowej, Marii Kuncewiczowej, Tadeusza Borowskiego, Tadeusza Różewicza. Kolejne szkice naukowe w naturalny sposób formowały książki, m.in.: Zofia Nałkowska (1973), Nadzieje i złudzenia. Legenda Piłsudskiego w polskiej literaturze międzywojennej (1978, wyd. rozszerzone w roku 1987), Estetyzm, realizm, polityka (1981), Skamandryci i inni nad Sekwaną (1995), W Polsce i na obczyźnie. O twórczości Zofii Romanowiczowej (1999), Staff i Różewicz (1999), Powrót do Nałkowskiej (2004), Spotkania zagłębiowskie (2006), Zagłębiowskie impresje (2006), Nasze polskie miesiące. Nasze zagłębiowskie ścieżki (2008), Moje cztery pory roku (2011).

Tropem poetycko-biograficznych podróży i spotkań Profesor podążał od lat. Chętnie o tym opowiadał w murach uczelni, podczas wspólnych wyjazdów na konferencje, w okolicach łagiskiej „hacjendy”, w swoim – jakże troskliwie pielęgnowanym – przydomowym ogródku w Sosnowcu. Czytanie literatury (i obecność „w literaturze”) oznaczała dla niego poznawanie człowieka i rozumiejącą lekturę świata, zgodnie z przeświadczeniem, iż w przekaz artystyczny na trwałe wpisane jest doświadczenie życiowe autora. Jednym z miast, które Go urzekły, był Paryż, jawiący się nam jako miejsce szczególne: długich dyskusji w uroczych kafejkach, spotkań artystów z całego świata, spacerów po bulwarach i okazałych parkach. Nie dziwi więc fakt, iż jedną z książek poświęcił właśnie „francuskiemu fenomenowi” i poszukiwaniu śladów polskiej obecności. Francja stała się ważnym miejscem w biografii twórców związanych z grupą Skamander, których Profesor wysoko cenił. W niepodległym państwie skamandryci dawali wyraz radości podróżowania „turystycznego”, poznawania świata, poszukiwania inspiracji, by we wrześniu 1939 roku doświadczyć aktualizacji sytuacji romantycznego wygnańca. Dla Włodzimierza Wójcika liczyło się poszukiwanie zapisu autentycznego, odkrywanie intelektualnego wymiaru „prawdy osobowości”.

Prace Włodzimierza Wójcika przenika refleksja o trudnym stuleciu, mowa wszak nie tylko o egzotycznych wyprawach, inspirujących wędrówkach na Wschód i Zachód postrzeganych jako fakty jednostkowe, również o doświadczeniu wędrówki jako figury ludzkiego losu. Wędrówki człowieka XX wieku – w ujęciu wcielonego mitu rajskiego wygnania. Włodzimierza Wójcika intrygował obraz dookreślonej „przestrzeni kulturowej”, wpisywanej w utwory literackie i – traktowane na równych wobec nich prawach – dzienniki, notatniki, listy; obserwował ewolucje postaw i „zachowań pisarskich”; myślał o źródłach naszych fascynacji europejskością, nowoczesnością.

Charakterystyczna wydaje mi się dziś książka o opowiadaniach i powieściach Zofii Romanowiczowej. W składających się na nią szkicach dostrzeżemy przede wszystkim etapy podróży w mikroprzestrzeni poszczególnych powieści, dzięki czemu autor oznaczał punkty ważne dla panoramicznego ujęcia tego dorobku. Zrazu sięgał po wiersze obozowe, odkrywał ślady sprzed lat, które wpłynęły na formułę prozy Romanowiczowej, i obserwował pokłady biografii – z przeświadczeniem, iż choć przechowująca ślady cierpienia pamięć wiedzie ku kresowi, odkryć może jednak „wymiar humanistyczny”. Nieprzypadkowo więc, gdy wskazywał światopoglądowe „pęknięcia”, psychiczne załamania bohaterów i konsekwencje wyborów, powracały nazwiska pisarzy różnych, doświadczonych przez wojnę, generacji.

Również w książce o Staffie i Różewiczu przedmiotem zainteresowania okazują się – na przykład – ślady włoskie i liryczne podróże pierwszego z nich, fascynacje literaturą i myślą Wschodu. Pamiętam, że Włodzimierz Wójcik bardzo cenił Wiklinę, zbiór odkrywający nowe oblicze liryki Staffa (prywatność, odczucie mijających chwil, radosne rozbłyski i refleksyjne „wyciszenia”). Chętnie odkrywał sploty biografii i literackich dialogów, sploty „światowości” i swojskości, egzotyki i – jak w przypadku Staffa – rodzimego, wiejskiego pejzażu.

Publikacje i wykłady (uniwersyteckie czy popularnonaukowe) Profesor przygotowywał jako wnikliwy czytelnik, który nie skrywa swoich emocji, i jako historyk literatury, który ocala zjawiska życia literackiego, nie stroniąc od sądów wartościujących. Jego prace wynikały z konsekwentnej obecności pośród ludzi pióra, z wieloletnich obserwacji i przedsięwzięć badawczych. Wynikały z życia pośród ludzi wędrujących w przestrzeni świata i przestrzeni języka, poszukujących indywidualnego tonu. Ta odrębność była dla Włodzimierza Wójcika ważna, wszak ona decyduje ostatecznie o obliczu artystycznym. Istnieje też jeszcze jedna strona twórczej obecności: uchwytna w artystycznej kreacji „przestrzeń człowieka”. O niej Włodzimierz Wójcik nigdy nie zapominał.

Istnieją takie obszary literatury, które – z rozmaitych powodów – odwiedzamy niezmiernie rzadko. Są też inne, które opuszczamy na krótko, wciąż odczuwając ich bliskość i swojskość. Bywa, że w nich właśnie możemy się „zadomowić” i do nich powracać. Z upływem lat mapy takich miejsc i okolic bliskich literaturoznawcom stają się coraz bardziej czytelne. Na mapie Włodzimierza Wójcika od wielu lat istotny punkt orientacyjny wyznaczało dzieło Zofii Nałkowskiej – od niego wszak zaczynał naukową podróż. Pojawiały się potem teksty krótsze, innym razem „pojemniejsze”, ujmujące aktualnie nurtujący badacza problem. We wspomnianej już książce Powrót do Nałkowskiej autor podążył w stronę eseistycznej swobody. Przybliżał powieściopisarkę młodą i dojrzałą, zrazu pewną swych estetyzujących sztukę przekonań i zmieniającą się, poszukującą „form adekwatniejszych”. Powroty do określonych motywów i myśli nierzadko przemieniają się tutaj w notatki na marginesie dziennika Nałkowskiej, a przy tym – co zawsze intryguje czytelnika – pozostawiają ślady niezwykłego temperamentu piszącego. Ważne są dla Wójcika-monografisty owe punkty odniesienia, interesują go bowiem wątki przewodnie, ale i tematy pojawiające się gdzieś „z boku”, choć nie będące zwykłym marginesem. Uchwycenie zasady pisarskiej obecności w zmieniającym swe oblicze świecie oraz rozumne zbliżanie się do dramatycznych splotów życia i artystycznego świadectwa uznać przyjdzie za istotne znamiona badawczych i edukacyjnych przedsięwzięć Włodzimierza Wójcika. Odkrywając indywidualny tekst biografii, możemy precyzyjniej odczytać wspólny tekst kultury.

W kręgu zainteresowań Profesora sytuowały się literackie mity, związki sztuki słowa z polityką, artystyczne osiągnięcia ludzi pióra pozostających na obczyźnie. Równocześnie z tym nurtem badań liryczno-prozatorsko-dramaturgicznego pejzażu „ojczyzny i obczyzny” łączyły się dociekania regionalistyczne. W książkach Spotkania zagłębiowskie i Zagłębiowskie impresje zestawił szkice związane właśnie z konkretnym regionem, ale nie zamykał się w wąsko pojętej formule opisu regionalistycznego – „dośrodkowego”, egocentrycznego, z powodu zaborczej „wsobności” zmieniającego perspektywę rzetelnego oglądu. Włodzimierz Wójcik podjął niegdyś wyzwanie systematycznego i konsekwentnego zestawiania sprawozdań z życia kulturalnego Zagłębia Dąbrowskiego: analizował teksty literackie powstające tutaj i tego miejsca dotyczące, komentował wydarzenia związane z przyjazdami znanych ludzi pióra, spotkaniami autorskimi, prezentował sylwetki. Ale też raz jeszcze dodać trzeba, iż owe świadectwa wynikały bezpośrednio z aktywnej obecności w kulturze regionu ich autora – uczestnika, współtwórcy, obserwatora. Co ważne: pisarz nie był dla Profesora autorem wybranych, pojedynczych książek, lecz autorem wszystkich książek, które wyszły spod jego pióra. Zarówno wyjątkowych, jak i świadczących o regresie, dobrych i przeciętnych. Stąd rejestry tytułów i konsekwentna datacja, pozwalająca uchwycić rytm pisarsko-wydawniczy. Dopiero później, ze strefy ponawianych odczytań, wyłania się ocena i zarys hierarchii. Dla Profesora liczył się efekt literacki dzieła wpisanego w tekst biografii. Szkice stawały się niekiedy małymi panoramami, innym razem portretami. Nigdy nie zapominał o tych, którzy odeszli. Gdy przybywało bolesnych rozstań, z którymi próbuje dramatycznie mierzyć się nasza pamięć, przybywało jego wspomnień.

Autor Spotkań zagłębiowskich nie należał do grona archiwistów izolujących się w przestrzeni bibliotecznej. Owszem, poruszał się w książnicy, która swoimi zbiorami wymownie świadczy o przeszłości: gwarantuje obecność autorom i dziełom sprzed lat, ewokuje myśli o historycznym continuum, pozwala dostrzec współbrzmienia i dysonanse tekstów dawnych i nowych. Wciąż jednak, unikając sporządzania laboratoryjnych preparatów, poszukiwał znaków prywatności regionu w przestrzeni uniwersum. Troszczył się o przyszłość regionalistyki, jak notuje w jednym z felietonów zagłębiowskich – „regionalistyki nowoczesnej”. Rozsądnej i rozumnej. Snując myśli o centrum i peryferiach, granicach prowincji realnej i mentalnej, przypominał jakiś czas temu: „Kiedy pierwszy raz przybyłem do Londynu, to nie moi przyjaciele ciągnęli mnie do British Museum, mimo że byli w angielskiej stolicy zadomowieni od 1945 roku. To właśnie dzięki mojej inicjatywie – przybysza z Kraju – po raz pierwszy ujrzeli oni w całej okazałości zbiory tej przebogatej placówki. Ja byłem ich przewodnikiem. Czyż to nie paradoks...?”. Profesor Włodzimierz Wójcik pozostanie naszym Przewodnikiem, z troską rozwijającym przez lata swą narrację o miejscu oraz czasie, niezacierającym śladów własnego doświadczenia i charakterystycznych tonów iście sarmackich emocji. Bywał człowiekiem w podróży, ceniącym wiedzę o świecie i kulturowych osobnościach, pozostawał Przewodnikiem stąd, człowiekiem Uniwersytetu i ukochanej „małej ojczyzny”.

Autorzy: Paweł Majerski
Fotografie: Agnieszka Sikora