Rozmowa z dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej prof. UŚ dr hab. Jolantą Tambor oraz dr. hab. Romualdem Cudakiem, byłym dyrektorem

20 lat Szkoły Języka i Kultury Polskiej

- Czy jubileusz Szkoły nastraja państwa do podsumowania jej dotychczasowej pracy, czy raczej skłania do myślenia o przyszłości?

Jolanta Tambor: Mnie do jednego i drugiego. Podczas uroczystości jubileuszowych chcemy przypomnieć tym osobom, z którymi współpracowaliśmy, naszą dotychczasową historię. Może nie wszyscy pamiętają o pewnych sprawach. My, dysponując zdjęciami i kronikami, pragniemy im o tym przypomnieć. Ponadto mamy zamiar opowiedzieć o tych wydarzeniach osobom młodszym, z którymi niedawno rozpoczęliśmy pracę, wskazać na rozwój naszych działań. Przyjrzyjmy się chociażby ewolucji „Postscriptum” - to niegdyś ośmiostronicowe, tworzone za pomocą powielacza pismo, spełnia obecnie wszystkie kryteria, by móc je nazwać naukowym. Na pierwszej letniej szkole były trzydzieści dwie osoby, teraz latem gościmy stu pięćdziesięciu cudzoziemców. To pokazuje, że warto wcielać w życie Szkoły nowe koncepcje, nawet te, które teraz mogą wydawać się błahe lub dziwne. Często to właśnie one urastają do rangi wielkich.

Romuald Cudak: Zgadzam się. Obok myśli dotyczących przyszłości należy pochylić się nad tym, co już było. Szkoła to przecież nie tylko inicjatywy, ale i pracownicy, a więc nasi znajomi. Niedawno rozmawiałem z profesorem Kłosińskim, który brał udział w naszych pracach w latach 90. Powiedział mi, że nadal przechowuje zdjęcia z wyjazdów i bardzo mile wspomina swoją współpracę ze Szkołą. Podczas spotkania jubileuszowego osoby z mojego pokolenia będą zapewne wspominać swoje młodzieńcze czasy i nasz ówczesny wyjątkowy entuzjazm do działania, natomiast panie i panowie, którzy pracują tutaj od niedawna będą już pewnie myśleć o kolejnym dwudziestoleciu.

- Szkoła oferuje swoim potencjalnym studentom szereg inicjatyw, wśród których pojawiają się kursy, studia, warsztaty, a także zajęcia prowadzone w ramach letniej szkoły języka, literatury i kultury polskiej. Która z tych propozycji cieszy się największym zainteresowaniem odbiorców?

J. T.: Każda z nich skierowana jest do innego grona osób. Letnie szkoły organizowane są dla wszystkich, którzy mają ochotę uczyć się języka polskiego i dysponują odpowiednią ilością wolnego czasu. Wśród zainteresowanych przeważają studenci, ale pojawiają się także osoby na emeryturze. Osoby pracujące nie zawsze mają możliwość przyjazdu na całe cztery tygodnie, więc czasem ich pobyt jest skrócony, seniorzy mówią nam często, że marzenie o nauce polskiego towarzyszyło im przez wiele lat, ale niegdysiejsze obowiązki przeszkadzały im w jego realizacji. Kursy semestralne kierowane są przede wszystkim do studentów, gdyż mało która pracująca osoba mogłaby sobie pozwolić na półroczny urlop spędzony w Polsce na nauce języka. Niektórzy z kursantów pracują w naszym kraju, a w zajęciach uczestniczą późnymi popołudniami. Odpowiedź na to pytanie jest zatem tylko jedna - wszystkie kursy cieszą się powodzeniem, ale przyciągają do siebie różnych odbiorców.

- Wspomniała pani, że zainteresowanie ofertą szkoły stale wzrasta.

J. T.: Zwiększa się ono z roku na rok. W pierwszym zorganizowanym przez nas kursie semestralnym brało udział pięć osób, w tej chwili mamy trzystu – trzystu pięćdziesięciu uczestników w ciągu roku. Nadzwyczajnym zainteresowaniem cieszą się kursy z programu Erasmus, adresowane do studentów. Pierwszy kurs wrześniowy, który zorganizowaliśmy na zlecenie Agencji Narodowej, przygotowywały wówczas cztery ośrodki w Polsce, na mocy wygranego przetargu ofert. Obecnie takich ośrodków jest już dziesięć, widać więc od razu, że zainteresowanie uczeniem się języka polskiego i studiowaniem w Polsce rośnie.

Podobnie dużym powodzeniem cieszą się nasze Studia Podyplomowe Nauczania Kultury Polskiej i Języka Polskiego jako Obcego skierowane do przyszłych lektorów i nauczycieli polskiego jako obcego. Piętnaście lat temu znajdowało się na nich dwadzieścia pięć osób, obecnie prowadzimy je regularnie już nie tylko w naszym kraju. Czterokrotnie uczyliśmy w Niemczech, raz na Białorusi, Ukrainie oraz na Węgrzech, niebawem zaczniemy prowadzić zajęcia we Włoszech. Jest to duże udogodnienie dla naszych studentów, na Ukrainie uczyliśmy osiemdziesiąt osób, do których co miesiąc przyjeżdżało dwóch wykładowców, zajęcia odbywały się przez cały weekend.

Prowadzenie studiów za granicą zaczęło się od Budapesztu. Samorząd polski na Węgrzech zwrócił się do nas z prośbą o pomoc w dokształceniu osób, które mogłyby uczyć języka polskiego w Ogólnokrajowej Szkole Polskiej na Węgrzech. Aby taka szkoła mogła powstać, nauczyciele musieli mieć odpowiednie kwalifikacje, poświadczone oficjalnym dokumentem. Wszystko się udało. Polska Szkoła na Węgrzech istnieje i rozwija się.

Studia prowadzone poza naszym krajem są bardzo atrakcyjne dla środowisk polonijnych, inicjatywy te wspiera sporymi sumami Senat RP, którego zadaniem statutowym jest opieka nad Polonią i Polakami za granicą. Wsparcie finansowe jest szczególnie ważne dla osób ze Wschodu. Proszę sobie wyobrazić, że w zajęciach, które odbywały się na Ukrainie uczestniczyli ludzie, którzy pokonywali co miesiąc 1100 kilometrów, żeby do nas dotrzeć.

- Przeglądając kartę zgłoszenia skierowaną do osób zainteresowanych ofertą Szkoły, odnalazłam m.in. pytanie dotyczące źródła, z którego kandydat dowiedział się o jej działalności. Skąd zatem uczestnicy zajęć zdobywają tę informację?

R.C.: Szkoła od samego początku starała się działać w myśl strategii marketingowych. Już w roku 1991 przeprowadzaliśmy na ich temat rozmowy. Ówczesny rektor UŚ, profesor Maksymilian Pazdan pochwalił nas za to, ale stwierdził też, że Szkoła powinna dążyć do samofinansowania. Pamiętaliśmy o tym przez wszystkie następne lata. Informacje odnośnie Szkoły rozsyłamy do różnego rodzaju ośrodków, uniwersytetów, instytutów polskich i ambasad.

J. T.: Dziś potęgą jest internet. Równie dobrze działa tzw. poczta pantoflowa. Bardzo często dowiadujemy się o rekomendacjach, jakie wystawiają nam nasi kursanci. Informują oni o naszej Szkole swoich znajomych, którzy następnie przyjeżdżają właśnie na Uniwersytet Śląski.

- Czy wśród uczestników zajęć pojawiły się osoby, które odwiedziły Katowice kilkakrotnie, chcąc skorzystać z różnych możliwości, jakie daje Szkoła lub pogłębić tu zdobytą wiedzę?

J. T.: Owszem. Mieliśmy do czynienia z osobami, które przyjeżdżały tu dwanaście razy, ale są to, oczywiście, sytuacje wyjątkowe. Bardzo często nasi uczniowie pojawiali się w Szkole siedem – osiem razy, niektórzy dwa lub trzy, bo obowiązki nie pozwalały im na częstsze wyjazdy. Szczególnie miłe są dla nas odwiedziny byłych uczniów, którzy przyjeżdżają niespodziewanie, wykorzystując na przykład spędzany w Polsce urlop. Cieszymy się, iż w trakcie uroczystości jubileuszowych Szkołę odwiedzi dziesięć osób z pierwszych kursów.

- W proponowanych przez was formach działalności na rzecz poznania języka i kultury polskiej biorą udział osoby z różnych stron świata. Przedstawiciele których narodowości przyjeżdżają najczęściej, kto natomiast bywa rzadkim gościem?

J. T.: Przyjeżdżają kursanci z całej Europy, z Azji, Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, Australii i Nowej Zelandii, także z Afryki. Ogółem gościliśmy u siebie przedstawicieli osiemdziesięciu siedmiu państw.

R.C.: Regularne wizyty osób z Japonii czy Chin sprawiają, że nawet przyjezdni z bardzo odległych stron nie budzą już w nas zdziwienia.

J. T.: Pamiętam jednak, że byliśmy nieco zdumieni, gdy pojawiła się u nas pierwsza osoba z Uzbekistanu. To było egzotyczne.

- Przeglądając ofertę studiów polskich, zapoznałam się z problematyką proponowanych przez was zajęć. Szczególne miejsce zajmują te, poświęcone literaturze i filmowi, obok zagadnień związanych m.in. z geografią czy historią naszego kraju. Nie zauważyłam natomiast zajęć, które traktowałyby o teatrze, mimo iż na Wydziale Filologicznym znajdziemy osoby mogące pochwalić się bardzo dużą wiedzą w tym temacie.

J. T.: Zajęcia dotyczące teatru, prowadzone w języku polskim i angielskim, oferujemy studentom letniej szkoły. Odbywają się one regularnie, gdyż od pierwszego kursu współpracuje z nami pani profesor Ewa Wąchocka. R.C.: Staramy się także, aby kierunek, który nazywa się „wiedza o Polsce” miał swą ugruntowaną specyfikę i nie był mylony z polonistyką. Tu też jest miejsce na teatr.

- Domyślam się, że wielokrotnie odpowiadali już państwo na pytania dotyczące funkcjonowania Szkoły Języka i Kultury Polskiej. Czy są jednak takie aspekty jej działalności, które bywają zazwyczaj pomijane w rozmowach, a o których chcielibyście wspomnieć?

 

J. T.: Wymienię pewien aspekt, równie ważny jak działalność merytoryczna Szkoły. Dzięki związanej z nią pracą mam niesłychanie dużo przyjaciół w środowisku uniwersyteckim, osób poznanych przy okazji realizacji wspólnych zadań i wyjazdów. Mam tu na myśli nie tylko przedstawicieli mojej dyscypliny, czyli językoznawców, ale wielu innych, z którymi miałam przyjemność pracować i przebywać. Mam się więc nieustannie do kogo uśmiechać na uniwersyteckich korytarzach.

R.C.: Zgadzam się. Bardzo się cieszę, że Szkoła działa w tak przyjazny sposób. Za sprawą naszej pracy zyskaliśmy przyjaciół nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jeśli chcielibyśmy wyjechać w jakieś, nawet bardzo odległe, miejsce, wiemy do kogo się udać, kto z pewnością nas przyjmie i ucieszy się na nasz widok.

Autorzy: Agata Hajda