Sport i matematyka

Biathlonistka Agnieszka Cyl, studentka Wydziału Pedagogiki i Psychologii UŚ, była o krok od medalu i zajęła siódme miejsce w biegu indywidualnym kobiet na 15 km na Igrzyskach Olimpijskich w Vancover. To wspaniały wynik dla polskiego kobiecego biathlonu, a dla Agnieszki sukces, który wynagrodził jej trud ciężkich treningów i dodał skrzydeł.

Agnieszka Cyl
Agnieszka Cyl
Przygodę z biathlonem rozpoczęła w wieku 14 lat, poszła na trening ze swoją siostrą, która trenowała tę dyscyplinę, weszła na strzelnicę i, jak mówi, zakochała się w karabinie. Rozpoczęła treningi w MKS Karkonosze w Jeleniej Górze, skąd pochodzi. Na pierwsze mistrzostwa pojechała w 2002 r. We włoskim Ridnaun była 24 w sprincie, 21 na dystansie długim, 17 na dochodzeniu oraz 7 w sztafecie. Świetne wyniki zachęciły do dalszej pracy. W 2004 r. trafiła do kadry C.
– Trenując pod okiem Henryka Przybyszewskiego, wywalczyłyśmy Mistrzostwo Europy w sztafecie mix oraz Mistrzostwo Świata w zwykłej sztafecie. Potem były Mistrzostwa Europy w Novosibirsku i drugie miejsce w sztafecie oraz Mistrzostwa Świata juniorów w Kontiolahtii, gdzie byłam czternasta – wylicza Agnieszka.
W 2006 r. została powołana do kadry olimpijskiej, obecnie pracuje pod okiem Andrzeja Kozińskiego (trener klubowy) i Nadii Bielovej (trenerka kadry). Ostatnie lata upłynęły jej na kolejnych startach i szlifowaniu formy przed igrzyskami. Ciężka praca przyniosła efekty. Na swojej stronie internetowej, pełna emocji, Agnieszka wyznaje: „Najlepszy życiowy rezultat właśnie tu na Igrzyskach Olimpijskich sprawia, że do końca nie wiem co chciałabym napisać... Jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, nie spodziewałam się takiego miejsca (...)”. Dziękuje też „wszystkim, którzy pomogli mi wypracować ten rezultat, którzy są ze mną i wierzą nawet wtedy, gdy zawodzę”. Pisząc te słowa, na pewno miała na myśli męża Michała, również biathlonistę, który obecnie trenuje dzieci.
Do Katowic przeprowadziła się dlatego, że mieszka tu mąż. – Niewykluczone, że i tak bym tu trafiła, bo bardzo chciałam studiować na Uniwersytecie Śląskim. Uwielbiam dzieci, dlatego wybrałam kierunek pedagogika i specjalność zintegrowana edukacja wczesnoszkolna i wychowanie przedszkolne na Wydziale Pedagogiki i Psychologii. Po ukończeniu studiów chciałabym pracować w przedszkolu lub szkole, ale moim marzeniem jest założenie własnego przedszkola, prowadzonego metodą Marii Montessori – mówi Agnieszka.
Tymczasem pisze pracę magisterską na temat trudności, jakie mają z matematyką dzieci w klasach I-III. Skąd taki temat?
– Bo matematyka jest fajna! Pomagałam często kolegom, którzy mieli problemy z tym przedmiotem. Okazywało się, że choć byli w liceum, mieli braki z matematyki na poziomie pierwszych klas podstawówki. Do wyboru tematu pracy zainspirowały mnie też zajęcia z metodyki edukacji matematycznej z dr Ireną Polewczyk oraz książka Dzieci ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się matematyki Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej – wyjaśnia.
W okresie przygotowań do Igrzysk Olimpijskich i startów bywała w Polsce po 5 dni w miesiącu. Przeznaczała je głównie na nadrobienie zaległości w nauce. Stara się wykorzystywać maksymalnie każdy dzień. Studiuje w systemie IOS (Indywidualna Organizacja Studiów), ale i tak byłoby bardzo ciężko, gdyby nie przychylna postawa wykładowców. - Nie przymykają oka, ale są bardzo wyrozumiali. Nie ma problemu z przedłużeniem sesji – zapewnia.
Na naukę trudno znaleźć czas, skoro brakuje go nawet na sen. Przyznaje, że od września tak naprawdę nie miała czasu usiąść spokojnie i pomyśleć. Wolny czas, a jest go bardzo niewiele, musi przeznaczać głównie na regenerację sił.
- Po długim okresie, kiedy musiało wystarczyć kilka godzin snu, ostatnio wreszcie miałam okazję się wyspać i, to cudowne, spałam 12 godzin. Ale zmęczenie nie odpuszcza tak łatwo. Udało nam się z mężem wyrwać do kina i... oboje zasnęliśmy. I to na „Avatarze”! – śmieje się biathlonistka.
Mąż Agnieszki jest na zawodach pracownikiem technicznym, dlatego jeżdżą na nie razem, ale jak podkreśla sportsmenka, starty to dla nich obojga ciężka praca - w ciągu dnia mijają się, wieczorem padają zmęczeni, a po powrocie do domu czasu wystarcza głównie na rozpakowanie bagaży, pranie i... ponowne ich spakowanie. Po czteroletnich przygotowaniach do igrzysk 26-letnia Agnieszka chciała zrobić sobie przerwę. Jednak postępy, które uczyniła i dobra forma są tak znaczne, że z mężem i trenerem ustalili, że będzie trenowała i startowała jeszcze przez rok. Potem przyjdzie czas na spełnienie kolejnego marzenia - urodzenie dziecka. Jednak ze sportem nie chce się żegnać. Jak twierdzi, na powrót do dobrej formy po urodzeniu dziecka potrzeba dwóch lat, ale trudniejszy może być czas spędzony bez maluszka. Tymczasem Agnieszka ma przed sobą serię zawodów: po trzy starty w Finlandii, Norwegii i Rosji. Codzienna praca składa się z porannego rozruchu, głównego treningu (np. trzy godziny na nartach lub rolkach) i luźniejszego treningu popołudniowego np. na siłowni.
- Odnalazłam swój rytm i to daje dobre efekty. Biathlon wymaga nieustającej pracy, by panować nad ciałem i emocjami. Jest widowiskowy i nieprzewidywalny, dlatego kocham to, co robię. Biathlon i Michał to miłości mojego życia – podsumowuje Agnieszka Cyl.
 

Autorzy: Katarzyna Rożko
Fotografie: Archiwum Agnieszki Cyl