BORNE SULINOWO - RAZ JESZCZE

O Bornem Sulinowie mówi się i pisze od pewnego czasu, temat ten nie jest także obcy czytelnikom "GU". Nie ma się co dziwić, jest to zjawisko ciekawe. Ta dawna poniemiecka, potem poradziecka wielka baza wojskowa, położona wśród pomorskich lasów i jezior to wyzwanie dla ludzi z inwencją, chcących tam "na nowo urządzić sobie życie". Ten pionierski charakter tworzącego się miasteczka wyczuwa się od pierwszego dnia pobytu, ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami pionierstwa. Uniwersytet otrzymał w owym Bornym Sulinowie dwa poniemieckie parterowe budynki, dużymi nakładami finansowymi urządzono kilkanaście zespołów mieszkalnych (po dwa do czterech pokoi plus kuchnia i węzeł sanitarny). Mamy więc nie tylko "temat" Sulinowa ale i miejsce wypoczynku dla pracowników UŚ oraz miejsce dla prowadzenia całorocznych zajęć ze studentami. I chwała za to komuś kto podjął taką decyzję, choć pewnie udałoby się uzyskać ten sam efekt za o wiele mniejsze pieniądze. Powstała jednak natychmiast dyskusja o ekologicznych warunkach w tej poradzieckiej bazie wojskowej, otoczonej w dodatku wielkimi terenami poligonowymi.

O sprawach ewentualnych zanieczyszczeń nie mnie się wypowiadać skoro eksperci wydali już ocenę, iż skażeń wykluczających bezpieczny pobyt tam nie ma. Mogę natomiast powiedzieć, że ekologiczne warunki to nie tylko czyste powietrze, gleba i woda; to także stan szaty roślinnej, to również estetyka owych miejsc itp. Otóż o ile pewnie prawdą jest, że skażeń nie ma, to prawdą jest również, że do pewnych części lasu (pomiędzy Bornym a Nadarzycami) nie wolno wejść bo jak głosi ostrzeżenie "teren jest zdegradowany", nieco bliżej rosyjskojęzyczny napis poucza nas, iż mieściło się tu "pole ćwiczebne wojsk chemicznych". W miejscowej gazecie czytamy, że saperzy zaczynają rozminowywać pewne tereny, gdzie zostało jeszcze dużo ostrej amunicji. Ludzie miejscowi mówią, iż opuszczające bazę wojska zamiast detonować amunicję topiły ją w jeziorze (ktoś inny mówi mi, że to niegroźne, bo te skrzynki leżą na głębokości poniżej 4 metrów, ale przecież lustro może się obniżyć). Słowem, jak zwykle w podobnych warunkach, była pewna euforia budowania uniwersyteckiego ośrodka, były też superpozytywne oceny, a rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i trzeba do niej podchodzić ze spokojem.

Jest jeszcze jeden, dla mnie ważny aspekt - estetyka. Borne Sulinowo to nie jest normalne miasto. Jeśli prawdą jest, że w pewnych okresach koszarowano tam ponad 20 tys. żołnierzy to nie ma się co dziwić, iż z urbanistycznego punktu widzenia Borne to nie miasto a jedne wielkie koszary. Wyobraźmy sobie teraz, że około połowa tych budynków koszarowych to dziś kilkupiętrowe kikuty domów z których wykradziono dosłownie wszystko co się dało wynieść, w których porozbijano wszystkie okna. Brzydota jest tu wręcz niewyobrażalna. Cały ten kompleks mieszkalny otoczony jest olbrzymią ilością wielkich wojskowych garaży (jak sądzę na pojazdy opancerzone czy lekkie czołgi), baz remontowych, wszystko to podobnie jak budynki mieszkalne w skrajnej dewastacji (mimo, że niektóre z tych obiektów udało się miastu sprzedać na cele jakiejś działalności gospodarczej - miała być nawet stadnina koni) co w sumie czyni wrażenie naprawdę bardzo smutne. Ale znowu oddać trzeba prawdę, że owe dwa budynki uniwersyteckie położone są w ładniejszej części miasteczka, w sosnowym lesie i blisko jeziora.

Borne Sulinowo powstaje na naszych oczach jako organizm miejski. Jest to miasto szczególne, dziedziczy bowiem cały układ przestrzenny po bazie wojskowej. Skoro Uniwersytet ma już tam owe dwa budynki to warto byłoby z owego Bornego Sulinowa uczynić bazę badawczą dla przedstawicieli bardzo różnych nauk, coś co byłoby połączeniem dawnej idei domów pracy twórczej z ideą baz dla studenckich zajęć terenowych.

I jeszcze dwa słowa o wypoczynku. Pierwszy kłopot to fatalny dojazd. Niewiele ponad 500 km jedzie się ze Śląska około 8-9 godzin, bo drogi są wąskie i przepełnione. Nie ma więc mowy o żadnych wyjazdach weekendowych. Ośrodek jest bogato wyposażony (oj czy aby nie za bogato?), ale daje to pewien luksus wypoczynku. Niedogodnością są niepilnowane przez nikogo, czasem agresywne dwa "poradzieckie" duże psy, które pewnie kiedyś "dużo przeżyły" i dziś są nieco nieobliczalne. Za to jest bliski dostęp do jeziora (a propos - trzebaby jakoś o dostęp do tego jeziora zadbać), a las sosnowy w tej części Bornego jest uroczy.

Jak to więc bywa zwykle - po okresie euforii trzeba przejść do chłodnej analizy tego co mamy i co najlepiej z tym zrobić.Mimo trudności, które są jeszcze z pewnością ujawnią, uważam, że o Borne trzeba dbać, czyniąc z tego unikalnego miejsca przedmiot kompleksowych badań, tak przyrodniczych jak i społecznych.

Autorzy: Jacek Wódz