Tłumaczka Fridy

Kilka miesięcy temu na polskim rynku pojawiła się książka Kucharka Fridy autorstwa argentyńskiej pisarki Florencii Etcheves. Powieść, w której barwny klimat Meksyku połowy XX wieku przeplata się z tajemnicą rodzinną osnutą wokół obrazu Fridy Kahlo w dwóch płaszczyznach czasowych, spotkała się z pozytywnym odbiorem czytelniczek i czytelników. Dagmara Magryta, tłumaczka Kucharki Fridy, opowiada m.in. o wyzwaniach związanych z pracą nad przekładem powieści, pracy w wolontariacie, planach na przyszłość, a także o tym, co dały jej studia polonistyczne na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.

Polonistyka

Pójście na polonistykę było w jej przypadku podszyte swego rodzaju lękiem: według wielu obiegowych opinii, które słyszała, kierunek ten nie stwarzał zbyt wielkich perspektyw zawodowych. Tłumaczka uważa jednak, że studia bardzo rozwinęły ją intelektualnie, poszerzyły jej horyzonty, nauczyły krytycznego myślenia, dyskutowania, analizowania i wyciągania wniosków oraz czytania literatury w pogłębiony sposób. Choć edytorstwo i redakcja tekstu nie było jej pierwszym wyborem jako specjalność, dziś pracuje w zawodzie i po latach twierdzi, że trafiła bardzo dobrze: – Do tej pory prawie wszystkie moje zawodowe doświadczenia wiążą się z szeroko pojętym światem wydawniczym. Studia dały mi dużo narzędzi i wiedzy. Okazało się, że to jest właśnie to, co chcę w życiu robić.

Sprawą zasadniczą dla warsztatu tłumaczki jest oczywiście znajomość języków obcych. W przypadku Dagmary Magryty najpierw był angielski. W szkole średniej doszedł kluczowy z punktu widzenia naszej rozmowy hiszpański, a trzecim językiem, którego nauczyła się biegle, jest niemiecki.

– Dało mi to możliwość rozmawiania z ludźmi hiszpańskojęzycznymi czy niemieckojęzycznymi na innym poziomie kontaktu – uważa tłumaczka. – Jest w tym pogłębiona ciekawość świata, innych ludzi, tego, jak żyją i co mają do powiedzenia w swoim języku, a nie tylko w lingua franca, czyli po angielsku.

Wolontariat

Ze wszystkich trzech języków, które poznała w stopniu biegłym, miała już okazję korzystać w trakcie pracy zawodowej. Pracę w charakterze tłumaczki zaczęła w okresie studiów, w ramach rozmaitych inicjatyw wolontariackich, w których uczestniczyła.

– Tłumaczyłam dokumenty z angielskiego na polski dla Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH) – wspomina absolwentka UŚ. – Przekładałam też materiały prasowe tworzone przez wolontariuszy z zagranicy dla stowarzyszenia Bona Fides.

Przełomowym wydarzeniem, jeżeli chodzi o zaangażowanie Dagmary Magryty w wolontariat, było uczestnictwo w Szkole Letniej Praw Człowieka i Obywatela organizacji Humanity in Action. Wzięła wówczas udział w spotkaniach i wykładach w międzynarodowym towarzystwie, między innymi z Adamem Bodnarem, ówczesnym Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Na zakończenie Szkoły Letniej wraz z koleżanką przeprowadziła projekt społeczny we Wrocławiu, na który otrzymały finansowanie. W dalszym ciągu uważa wolontariat za dziedzinę sobie bliską: wciąż współpracuje z Humanity in Action i stara się być aktywnym członkiem społeczności. Z uwagi na obowiązki zawodowe ma jednak obecnie na tego rodzaju działalność znacznie mniej czasu: pracuje na etacie w wydawnictwie i tłumaczy literaturę. W jakich okolicznościach w jej życiu pojawiła się powieść Florencii Etcheves?

Bogini, opuncja i porteña

– W trakcie rozmowy o pracę z wydawnictwem LeTra usłyszałam: „Skoro zna Pani hiszpański, to może przetłumaczy dla nas Kucharkę Fridy”? Po przesłaniu próbki tekstu – dwóch czy trzech pierwszych rozdziałów – zdecydowaliśmy się obustronnie na współpracę. Książka mnie zaciekawiła, jest świetnie napisana i ma wciągającą fabułę, więc bardzo chciałam to zrobić – przyznaje Dagmara Magryta. – Pomyślałam, że polski czytelnik powinien ją przeczytać, sama też chciałam się wgłębić we wszystkie niuanse powieści. Zresztą kiedy się tłumaczy, to nie ma innego wyjścia.

Przełożenie niemal pięćsetstronicowej powieści trwało około trzech miesięcy. Początek był trudny i stresujący: wydawnictwu zależało na tym, żeby książka została przetłumaczona jak najszybciej, siedziała więc nad tekstem co najmniej sześć godzin dziennie. Specyfika powieści wymagała również przeprowadzenia solidnego researchu w zakresie kwestii kulturowych.

– Pamiętam słowo z jednego z języków rdzennych, oznaczające imię pewnej bogini – wspomina tłumaczka. – Byłam przerażona, bo absolutnie nigdzie w internecie nie można było znaleźć żadnej informacji na ten temat. Zaczęłam pisać do ludzi z Meksyku, ale po jakimś czasie dotarło do mnie, że oni też nic o tym nie wiedzą. W końcu zostawiłam w przekładzie imię tej bogini w oryginale, bo z kontekstu wynikało, kim i od czego była.

Do innych ciekawych wyzwań translatorskich Dagmara Magryta zalicza nazwy potraw, przypraw, a także roślin i drzew, które najczęściej w Europie Środkowej w ogóle nie występują. Szczególnie zalazł jej za skórę nopal, czyli jeden z rodzajów opuncji. Musiała też pochylić się nad zaułkami stolicy Argentyny, gdzie rozgrywa się „współczesna” część książki:

– W Buenos Aires jest dzielnica portowa, od której pochodzi przymiotnik porteña. W powieści jest dość ważny moment, kiedy główna bohaterka mówi do swojej matki, że ona jest „bardziej porteña niż obelisk w Buenos Aires” – i jak to przetłumaczyć?

Odpowiedzi należy szukać w polskim wydaniu Kucharki Fridy, z którego autorka, Florencia Etcheves jest ponoć zadowolona – podobnie jak dotychczasowi odbiorcy, a szczególnie odbiorczynie powieści. Choć bowiem tłumaczka zastrzega, że zdecydowanie nie jest zwolenniczką podziału na „literaturę dla mężczyzn” i „literaturę dla kobiet”, to uważa, że Kucharka Fridy ma szansę trafić szczególnie na półki, do serc i umysłów czytelniczek.

– To książka o kobiecie. Frida jest w niej bardzo ważną i wyraźną postacią, ale mamy tam też współczesny plan czasowy, w którym główną rolę odgrywa młoda dziewczyna z generacji millenialsów. Rozlicza się z pokoleniem swojej matki i babki, próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie w odniesieniu do historii. Powiedziałabym, że to książka przede wszystkim dla kobiet, raczej młodych; utożsamiałabym je z główną bohaterką, która wiedzie nas przez swoją historię współczesną, losy swej rodziny i Fridy Kahlo.

Słynna malarka nie była wcześniej szczególnym przedmiotem zainteresowania Dagmary Magryty, która znała tylko podstawowe informacje na jej temat. Artystka wydawała jej się „popkulturowa” i nieco przereklamowana. Zmieniła zdanie pod wpływem lektury książki Florencii Etcheves, dzięki której mogła bliżej przyjrzeć się postaci i dziełu Fridy.

– Ona wymyśliła się sztuką – uważa tłumaczka. – Po tym, jak doznała wypadku, który naznaczył ją na całe życie, była w zasadzie niepełnosprawna. Miała uraz kręgosłupa i nie mogła funkcjonować normalnie. Wówczas zaczęła malować i odnalazła siebie na nowo. Pokazała całe swoje cierpienie, pragnienie miłości, dylematy czy chęć posiadania dziecka, którego nigdy nie urodziła, choć wielokrotnie była w ciąży. Po prostu jej ciało nie było w stanie tego zrobić.

Kierunek: Niemcy

W chwili obecnej absolwentka filologii polskiej jest na etapie wybierania kolejnej książki do tłumaczenia. Prawdopodobnie będzie to ponownie utwór w jakimś sensie związany ze sztuką, zgodnie z profilem wydawnictwa Le- Tra. Dagmara Magryta myśli również o przekładach z języka niemieckiego, a nawet wskazuje konkretną powieść, która ją zafascynowała. Niedawno starała się przekonać jedno z wydawnictw do jej przetłumaczenia.

– To Junge Frau, am Fenster stehend, Abendlicht, blaues Kleid Aleny Schröder. Książka ta jest nieco podobna do Kucharki Fridy. W niej także pojawia się wątek rozliczenia z przeszłością. Mamy tam młodą kobietę próbującą zrozumieć swoje przodkinie, w tym jej babcię, oraz zaginiony obraz Vermeera, który został ukryty przez przed nazistami, i próbę jego odnalezienia. Książka odbiła się w Niemczech szerokim echem.

Do Niemiec wiedzie również zasadniczy trop zawodowy związany z absolwentką UŚ, Dagmara Magryta pracuje bowiem na stałe w prestiżowym wydawnictwie Walter de Gruyter, które istnieje od stu lat i specjalizuje się w literaturze naukowej. Na co dzień tłumaczka wykonuje więc zadania nieco odbiegające od pracy nad przekładem powieści.

– Zajmuję się procesami wydawniczymi – wyjaśnia absolwentka UŚ. – Koordynuję prace nad przygotowaniem i wydaniem czasopism naukowych: od początku, na etapie, kiedy autorzy mają pytania dotyczące złożenia artykułu, aż do samego końca, kiedy czasopismo się ukazuje. Na każdym etapie współpracuję z innymi osobami, ale za ostateczny efekt jestem odpowiedzialna ja.