Przeczytajmy tę książkę

„Rozziew między astronomicznym dorobkiem przekładowym Skibniewskiej a znikomością śladów, jaki po niej pozostały, poraża. Trudno przez chwilę nie pomyśleć, że coś jest na rzeczy. Że chciała zniknąć, rozpuścić się w przekładzie” (s. 197). Bo dzieło, do tłumaczenia którego przystępujemy, należy do dwóch światów: jednym jest świat przedstawiony wykreowany przez autora; nawet jeśli są tam wydarzenia historyczne, to przecież odtworzone i przetworzone, a zatem zabezpieczone przed nami odpowiednim dystansem. Drugi świat to ten, w którym żyje czytelnik tłumacz, a ten jest światem bezwarunkowym – gdy coś w nim nie jest po naszej myśli, gdy coś nas w nim rani, nie możemy odstawić go na półkę; to świat naszego życia, w który wkroczyło dzieło. Czasami najdosłowniej: godziny mozolnej lektury odciskają swe piętno, i to właśnie ono odróżnia czytelnika od czytelnika tłumacza: „książkę poznaje się w tłumaczeniu, a wtedy czasem człowiek odkrywa, że to, co jawiło mu się jako ‘piękne i wzruszające’, bywa monotonne, pretensjonalne, mgliste lub niezrozumiałe. Czytelnik prześlizguje się po tych fragmentach. Tłumaczowi wchodzą one w kręgi szyjne, nadgarstki i pod czaszkę” (s. 38). Ale i odwrotnie – to czytelnik tłumacz wstępuje do wnętrza, wnosząc tam swoje przeżycia i emocje. Czytanie, a tym bardziej tłumaczenie jako stan dociekliwego i powolnego czytania, oznacza istnienie w świecie pośrednim, w którym czytelnik tłumacz „znika”, „rozpuszcza się”, ale także niejako „oczyszcza się”. Myślę, że Arystotelesowskie katharsis miałoby tu dobre zastosowanie. Praca z Władcą pierścieni Tolkiena „uśmierzała ból” dotkniętej śmiercią męża tłumaczki, bowiem „wiele w tej powieści kojących składników. Ład aksjologiczny bez moralizatorstwa. Urzekająca wizja przyrody”, to książka „konsolacyjna”, „lekarstwo na ból żałoby i nieszczęśliwego dzieciństwa, na strach przed zimną wojną i na depresję klimatyczną” (s. 243).

Bo książka Krzysztofa Umińskiego o trzech wybitnych polskich tłumaczkach jest pochwałą potęgi lektury, żarliwym przypomnieniem znaczenia słowa drukowanego nie jako ucieczki przed pełnym zagrożeń światem, ale przeciwnie – jako sztuki i umiejętności stawiania tym zagrożeniom czoła. Nie można tego uczynić, nie widząc tychże zagrożeń i nie poddając ich namysłowi, a ten pozwala zobaczyć w zjawisku ze świata fikcji literackiej wierne odbicie rzeczywistości, w której żyjemy. Mordor to w Warszawie dzielnica korporacyjnych molochów. Nie dziwi więc, że końcowe zdania książki Umińskiego każą zapytać o przyszłość z perspektywy tego, co będziemy czytać dzieciom: „Czy będą mu czytać Hobbita?” (s. 275) i co ewentualnie przyszły czytelnik wyczyta z Władcy pierścieni.

Trzy tłumaczki, bohaterki Umińskiego, to trzy silne i bardzo różne osobowości, które do świata powojennej literatury wkraczają w różnych okolicznościach i z bagażem różnych doświadczeń. Bo też i losy miały te trzy panie niezwykłe. W tym sensie Trzy tłumaczki to także szybki kurs historii powojennej Polski i zmieniających się postaw i reagowania na sytuacje trudne i boleśnie konfliktowe. Joanna Guze wróciła do powojennej Polski wraz z Armią Czerwoną, Anna Przedpełska- Trzeciakowska i Maria Skibniewska przeszły przez Powstanie Warszawskie; wszystkie trzy odnalazły się wśród dramatycznych zdarzeń epoki stalinowskiej w rzeczywistości rynku wydawniczego, choć każda z nich poszukiwała pewnie czegoś innego w tłumaczonej przez siebie literaturze. „Szukają” tłumaczki swoich autorów: pracy Guze zawdzięczamy polską obecność Baudelaire’a i Camusa, ale również Trzech muszkieterów; Anna Przedpełska-Trzeciakowska to wielka powieść angielska: Dickens, Austen, ale także Conrad i Faulkner; u Marii Skibniewskiej mamy dług wdzięczności za Tolkiena i Kwartet aleksandryjski Lawrence’a Durrella, Salingera, Saroyana i Goldinga.

Książka Krzysztofa Umińskiego śledzi wybory tekstów przeznaczonych do tłumaczenia, wplata wybrane, krótkie ich fragmenty do życiorysu tłumaczki, wydaje się bowiem, że tezą jego książki jest pokazać, jak tekst literacki zespala się z życiem tłumacza/tłumaczki, pomaga mu/jej przeżyć jego/jej życie, wzbogacając je o metafory, w których odnajdujemy sens naszych poczynań i pocieszenie w nieszczęściu.

Krzysztof Umiński, Trzy tłumaczki. Marginesy: Warszawa 2022, ss. 334.