Rozmowa z prorektorem ds. badań naukowych Uniwersytetu Śląskiego prof. zw. dr. hab. Andrzejem Norasem

Dydaktyka jest konsekwencją pracy naukowej

Rozwój nauki to jedna z najważniejszych misji uniwersytetów. Już od wielu lat w środowisku akademickim, i nie tylko, mówi się jednak głośno, że owa misja mocno szwankuje. Wskazuje się na konieczność głębokiego jej zreformowania, między innymi poprzez wprowadzenie na uczelniach nowych ścieżek kariery akademickiej, zmianę modelu kształcenia doktorów, łączenie potencjału dyscyplin naukowych, odejście od tzw. punktozy, ocenę badań naukowych w ramach całej uczelni oraz dofinansowanie polskiej nauki. O tych i innych problemach rozmawiamy z prof. Andrzejem Norasem jeszcze przed Narodowym Kongresem Nauki, który odbywał się w Krakowie 19 i 20 września 2017 roku.

Prof. zw. dr hab. Andrzej Noras
Prof. zw. dr hab. Andrzej Noras

W poprzedniej kadencji, 2012– –2016, badania naukowe były w kompetencji prorektora do spraw nauki i współpracy z gospodarką. W bieżącej kadencji, 2016–2020, zyskały szczególną rangę, czego wyrazem jest m.in. powołanie prorektora do spraw badań naukowych. Co legło u podstaw takiej decyzji?

– Z jednej strony ogromne doświadczenie JM Rektora UŚ prof. Andrzeja Kowalczyka, z drugiej – fundamentalna rola badań naukowych, które wprawdzie zawsze stanowiły podstawę funkcjonowania uniwersytetu, ale nie wszyscy o tym pamiętają. Badania naukowe są kluczowym kryterium w procedurze umiejscowienia uczelni w krajowym systemie szkolnictwa wyższego. Jakość badań naukowych nie tylko jest decydująca w parametryzacji, ale także w kształtowaniu wizerunku uniwersytetu.

Czy w stosunku do uniwersytetu, którego podstawowym zadaniem jest przede wszystkim kształcenie studentów i formowanie ich twórczej postawy wobec rzeczywistości, nie jest krzywdzące stawianie badań naukowych jako zasadniczego kryterium oceny?

– To bardzo skomplikowane zagadnienie. Misją uniwersytetu jest działalność naukowo-dydaktyczna, musi więc pojawić się pytanie: jaka jest relacja pomiędzy badaniami naukowymi (upraszczając – między nauką) a dydaktyką? Odpowiedź ukształtowała wielowiekowa tradycja, w tym czasie umacniała się współzależność uczonych i uczących się. Niestety nadal wielu ludzi postrzega uniwersytet wyłącznie w kategoriach dydaktycznych. Czasy się jednak zmieniły, współczesność stawia przed kształcącymi nowe zadania i akcent należy położyć przede wszystkim na naukę, a moim zdaniem – podobnie myśli wielu innych uczonych – dydaktyka na uniwersytecie jest ściśle związana z nauką. Idąc śladem mojego mistrza, profesora Czesława Głombika, z którym miałem okazję spotkać się tu, na Uniwersytecie Śląskim, mogę stwierdzić, że dydaktyka jest niezwykle ważna, ale jest ona konsekwencją pracy naukowej. I tak w dzisiejszych czasach należy tę relację postrzegać. Od stycznia bieżącego roku znaleźliśmy się w zupełnie odmiennej, dotychczas niespotykanej sytuacji. Pojawił się nowy algorytm naliczania dotacji dla uczelni, o wysokości przyznawanych środków finansowych decyduje bowiem nie liczba studentów, a kategoria naukowa wydziału. Podstawowymi parametrami oceny jakości pracy wydziału są zarówno aktywność naukowa, jak i potencjał badawczy. Wydziały, które uzyskały kategorię A, otrzymują 100 proc. dotacji, natomiast te z kategorią B – 70 proc.

Jak w tej ocenie wypadł Uniwersytet Śląski?

– Znaleźliśmy się w gronie niewielu uczelni w Polsce, które w stosunku do roku ubiegłego otrzymały większą dotację. Zdecydowała o tym między innymi stała przeniesienia, czyli część dotacji, jaką otrzymała uczelnia na podstawie wyników z poprzedniego roku. Pięć naszych wydziałów otrzymało kategorię A, pozostałe kategorię B, żaden z wydziałów nie znalazł się w grupie kategorii C. Ten nowy sposób dzielenia środków finansowych motywuje wszystkie uczelnie do podniesienia jakości systemu naukowego i edukacyjnego, dlatego uważam, że kluczowym elementem zmian jest uświadomienie środowisku akademickiemu konieczności podniesienia jakości pracy naukowej. Dziś nie wystarczy już napisanie artykułu, jeśli chcemy – a chcemy na pewno – znaleźć się w czołówce polskich uniwersytetów, muszą to być prace wybitne i pod tym względem mamy jeszcze wiele do zrobienia. Kategorie nie są przyznane na zawsze. Każdy wydział co cztery lata podlega ocenie dokonywanej przez Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych, może więc zachować, może podwyższyć, ale też i obniżyć posiadaną kategorię – i o tym nie należy zapominać.

Parametryzacja ma wielu przeciwników.

– Uczestniczyłem w posiedzeniach rad wszystkich wydziałów naszej uczelni i trudno było nie zauważyć pewnej niechęci do tego sposobu oceny, dlatego przestrzegałem wszystkich przed utożsamianiem parametryzacji z tak zwaną punktozą. Parametryzacja jest dostatecznie wymiernym elementem oceny jakości pracy naukowo-badawczej i niesie wiele korzyści. Dotyczy to także modyfikacji wskaźnika dostępności dydaktycznej, który określa stosunek liczby studentów do kadry. Stare zasady premiowały uczelnie, które przyjmowały największą liczbę studentów, nowe zdecydowanie kładą nacisk na jakość. Wskaźnik SSR (Student Staff Ratio), który określa stosunek liczbowy wykładowców do studentów, przedstawia optymalną relację: jednemu naukowcowi powinno być przypisanych trzynastu studentów, każda osoba powyżej trzynastu powoduje proporcjonalne zmniejszenie dotacji. Na szczęście zrezygnowano z dolnej granicy, która nie została określona. W praktyce oznacza to odstąpienie od masowości, ale jednocześnie wymusza zwiększenie kadry naukowej.

Odchodzimy więc od egalitaryzmu.

– To słuszny kierunek. Liczba studentów nie powinna decydować o wysokości przyznawanych dotacji, ponieważ rywalizacja o studenta w żaden sposób nie motywuje do podnoszenia jakości kształcenia. Nadszedł wreszcie czas na przyjmowanie na uczelnię tylko najlepszych absolwentów szkół średnich, a zmniejszenie liczebności grup na zajęciach gwarantuje znacznie lepszy kontakt uczonych ze studentami. Skutki stosowania nowego algorytmu będą zapewne widoczne już wkrótce. Ten sposób ustalania wysokości dotacji ma jeszcze jedną zaletę, jest on przeliczany w skali uczelni, a to pozwala na bezpieczne funkcjonowanie wydziałów zarówno tych bardziej, jak i mniej obleganych. Zmierzamy więc we właściwym kierunku – studiować powinni najzdolniejsi. Myślę, że w niedalekiej przyszłości studia magisterskie staną się także elitarne, system boloński nie zakłada przecież obowiązku kontynuacji nauki po ukończeniu studiów I stopnia. Oczywiście nie wszystkich taka zmiana ucieszy, ale to powrót do dobrej tradycji i z tej drogi nie powinniśmy zawracać. Żadna jednak reforma szkolnictwa wyższego ani podnoszenie poziomu kształcenia na uczelniach nie przyniosą oczekiwanych rezultatów, jeśli nie poprawi się poziom edukacji w szkołach średnich. Z roku na rok wyniki matur są coraz słabsze. To bardzo niepokojący sygnał.

W kwietniu tego roku weszła w życie ustawa wprowadzająca doktoraty wdrożeniowe, które – jak pokazują doświadczenia wielu krajów europejskich – potwierdzają ożywienie transferu wiedzy między nauką a biznesem.

– To propozycja skierowana głównie do doktorantów z obszarów nauk technicznych, ścisłych i przyrodniczych, ich idea jest przejrzysta. Nie wszyscy, którzy czują niedosyt wiedzy po obronie pracy magisterskiej, muszą się doktoryzować z myślą o karierze naukowej na uczelni. To przede wszystkim znakomite usprawnienie współpracy badaczy z podmiotami gospodarczymi w regionie. Korzyści będą odczuwalne na wielu płaszczyznach, usatysfakcjonowani będą doktoranci, gospodarka zyska konkretne wdrożenia, zyska także nauka, jej rozwój opiera się przecież nie tylko na teorii. Współpraca uczelni z biznesem nie jest nowością, nasz uniwersytet prowadzi wiele projektów w porozumieniu z różnymi podmiotami gospodarczymi w regionie i kontakty te przynoszą wymierne efekty.

System grantowy przynosi korzyści badaczom, uczelni a także nauce, a jednak wciąż toczą się wokół niego poważne dyskusje, obsługa projektów wzbudza nadal wiele kontrowersji.

– Procedury są skomplikowane, ale to nie powinno odstraszać badaczy. W Narodowym Centrum Nauki funkcjonuje wiele projektów, których obsługa pozwala oswoić się z procedurą obiegu dokumentów. Dobrym startem może być na przykład konkurs MINIATURA. Warto skorzystać z oferty NCN, NCBiR ponieważ to jest najprostsza droga przygotowująca do ubiegania się o granty międzynarodowe, oferowane czy to przez Europejską Radę ds. Badań Naukowych (ERC – European Research Council), czy programy z funduszy norweskich i EOG, a także wielu innych. O ocenie jakości kształcenia w głównej mierze decyduje liczba pozyskanych grantów. Zgodnie z proponowanymi przez środowisko akademickie zmianami, które zapewne znajdą się w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym i nauce, wkrótce rozpocznie się proces wyłaniania uczelni badawczych. To ogromna szansa dla naszego uniwersytetu, chcielibyśmy znaleźć się w tym elitarnym gronie. Obecnie balansujemy na granicy i należy zrobić wszystko, aby mobilizować naszą kadrę do udziału w konkursach grantowych najwyższej rangi, abyśmy bez obaw przystąpili do tej ewaluacji. Uniwersytety badawcze nie tylko otrzymają znacznie większe dofinansowanie i zyskają prestiż, będą także wyławiać talenty z pozostałych uczelni, dlatego jesteśmy bardzo mocno zmotywowani do intensyfikacji badań naukowych. Źródeł finansowania projektów badawczych jest bardzo dużo, jednak skuteczność uzyskiwania grantów jest nadal zdecydowanie za niska. Ogólnouczelniane jednostki pomocne w obsłudze grantów, choć są bardzo dobrze wyspecjalizowane, powinny uzyskać wsparcie. Chcemy, aby na każdym wydziale powstała taka jednostka, gdzie każdy, kto ma pomysł i szuka źródeł jego finansowania, uzyska wszystkie niezbędne informacje oraz pomoc w sformułowaniu wniosku i obsłudze grantu. Procedury administracyjne są niezwykle czasochłonne, bywa więc, że działają zniechęcająco. Dlatego chcemy odciążyć uczonych i badaczy, ich zadaniem powinno być merytoryczne opracowanie wniosku, a nie zmaganie się z biurokratycznymi formalnościami.

Badania kojarzą się zwykle z naukami ścisłymi. Czy humaniści, a tych jest większość na uniwersytecie, nie czują się przytłoczeni determinacją prowadzenia prac badawczych?

– Paradoks polega na tym, że aktywizować trzeba wszystkich, nie tylko humanistów, ale także matematyków, fizyków, chemików… W każdej z tych dyscyplin są bowiem bardziej i mniej aktywni naukowcy. Humanistyka jest natomiast znacznie mniej wymierna. Publikacja naukowa, na przykład z bliskiej mi filozofii, może być odkryta i doceniona nawet po wielu latach, gdy tymczasem rezultaty uzyskane przez chemików czy fizyków znajdują niemal natychmiast przełożenie, prace są cytowane, kontynuowane i rozwijane. Wśród uniwersytetów nasza uczelnia przoduje w kategorii uzyskanych patentów. W humanistyce proces ten jest znacznie wydłużony, czego nie można utożsamiać z jakością badań, nie ma tu jednak spektakularnie widocznych rezultatów. Musimy znaleźć złoty środek pomiędzy funkcjonowaniem w różnych dyscyplinach naukowych. W pewnym stopniu naprzeciw tym problemom wychodzi Narodowy Program Rozwoju Humanistyki (NPRH), który umożliwia korzystanie z systemu grantowego uzupełniającego oferty Narodowego Centrum Nauki, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju czy środków europejskich. NPRH nakierowany jest głównie na tłumaczenia najważniejszych dzieł polskich wraz z naukowym opracowaniem edytorskim na języki obce. Program ma więc upowszechniać osiągnięcia polskiej humanistyki naukowej w świecie, lecz nie wyczerpuje oczekiwań humanistów, ponieważ ich obowiązkiem jest wzbogacanie rodzimej kultury, a więc pisanie przede wszystkim w języku ojczystym. Wyznaję jednak zasadę, w myśl której każdy mający ambicję bycia liczącym się uczonym powinien przetłumaczyć z języków obcych kilka istotnych publikacji naukowych, i mówię to na podstawie własnych doświadczeń. Problem języka publikacji w zasadzie nie dotyczy nauk ścisłych, obowiązujący powszechnie język angielski nie wzbudza zastrzeżeń i tak liczy się bowiem efekt finalny w postaci wynalazku czy jakiegoś udoskonalenia technologicznego, które w szybkim tempie docierają do konsumenta. Konsument kultury powinien natomiast mieć przede wszystkim dostęp do tekstu, który musi funkcjonować w przestrzeni publicznej. Badania naukowe nie powinny być traktowane w kategorii przymusu i konieczności, ale przywileju, z którego można i należy korzystać. Jednym z pomysłów na przyszłość, zapewne temat ten pojawi się podczas obrad Narodowego Kongresu Nauki, jest zastąpienie parametryzacji zbiorowej indywidualną i nie należy tego odbierać w kategoriach zbierania punktów, ale rzeczywistego indywidualnego wkładu w rozwój nauki – czy to w postaci wynalazku, czy też wartościowej publikacji naukowej.

Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Agnieszka Szymala