Dr Anna Watoła z Katedry Pedagogiki Wczesnoszkolnej i Pedagogiki Mediów Uniwersytetu Śląskiego w styczniu 2016 roku już po raz piąty odwiedziła Kenię

Hakuna matata

Tegoroczna wyprawa różniła się znacznie od poprzednich. O ile we wcześniejszych dr Watole towarzyszyli członkowie najbliższej rodziny, najczęściej córka, o tyle teraz w daleką podróż postanowili udać się także jej przyjaciele – cały skład ekspedycji liczył aż 20 osób. Niezmienny pozostał cel wyprawy, czyli pomoc kenijskim dzieciom w zdobywaniu wiedzy.

Dr Anna Watoła i Agnieszka Madeja w wiosce masajskiej
Dr Anna Watoła i Agnieszka Madeja w wiosce masajskiej

Pierwszy wyjazd dr Watoły był typowo turystyczny, dzisiaj kwestie związane z podziwianiem rajskich krajobrazów i dzikich zwierząt ustąpiły miejsca działalności wolontariackiej i naukowej. O początkach przygody dr Watoły z Afryką pisaliśmy już w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ” w marcu 2014 i maju 2015 roku.

– Teraz moje relacje są daleko bardziej zaawansowane – mówi dr Anna Watoła, której wcześniej udało się z pomocą lokalnej społeczności zaaranżować szkołę dla dzieci z plemienia Masajów, niedaleko granicy kenijsko-tanzańskiej. – Na początku do szkoły uczęszczało niespełna 50 dzieci. Postawiłam warunek, że na lekcje mają chodzić też dziewczynki. Podczas ostatniej podróży byłam pozytywnie zaskoczona, bo Masajowie spełnili go. Dziewczynki chodzą do szkoły i bardzo mnie to cieszy, choć wiem, że będzie tak tylko do momentu pierwszej menstruacji. Potem dziewczynka będzie musiała się poświęcić życiu w społeczności – relacjonuje dr Watoła.

Obecnie do szkoły chodzi ok. 200 dzieci i to nie tylko z wioski, w której gościła wyprawa: placówka cieszy się ogromną popularnością, niektórzy uczniowie, aby dojść do szkoły, muszą przemierzyć nawet 20 km! Głównie z braku pomieszczeń różne grupy uczą się w różne dni, ale kiedy nie mają lekcji, i tak przychodzą pod szkołę, bawią się i spotykają z rówieśnikami. Klasa to pojęcie umowne, bo do jednego oddziału chodzą dzieciaki w różnym wieku. Uczą się języka angielskiego (na co dzień posługują się językiem suahili), podstaw matematyki i biologii, a przede wszystkim obsługi podstawowych programów komputerowych. Szkoła ma do dyspozycji kilka laptopów, które dr Watoła przywoziła do wioski przez ostatnich kilka lat i które zasilane są przez – także sprowadzone z Polski – panele fotowoltaiczne firmy ON z Rzeszowa. Dlaczego dr Watole tak zależy na edukacji informatycznej najmłodszego pokolenia Masajów?

– To ogromna szansa na poprawę ich życia, ponieważ dzięki znajomości obsługi komputera i języka angielskiego mogliby podjąć pracę chociażby w takiej loggii turystycznej, w jakiej ja mieszkałam. Starsi Masajowie już się pewnych rzeczy nie nauczą, dzieci i młodzież wciąż jeszcze mogą. Celem zawożenia do wioski sprzętu elektronicznego nie jest granie w gry komputerowe – podkreśla pedagożka.

Chodzi też o pozytywną zmianę nastawienia mentalnego. Masajowie, którzy także wyglądem różnią się znacznie od innych plemion zamieszkujących tamte tereny (są bardzo wysocy i mają długie, szczupłe nogi), bardzo mocno akcentują swoją odrębność etniczną i kulturową. Władze Kenii uważają ich za „lud o twardym karku” i zmuszają do osiadłego trybu życia. Masajowie trudnią się głównie wypasaniem bydła, z którym wędrują, nie zważając na granicę kenijsko-tanzańską czy obszar Parku Narodowego Amboseli. Nakazem „osiadłości” rząd Kenii próbuje spowodować, aby Masajowie nie przepłaszali dzikich zwierząt – atrakcję przyciągającą do Afryki turystów. Wioska, w której gości dr Watoła, istnieje dopiero sześć lat, a położona jest w takim miejscu, że kobiety czasami zmuszone są chodzić do studni po wodę wiele kilometrów.

– Mimo niedogodności, jakie odczuwa w wiosce człowiek z Europy, chętnie zostałabym tam na noc, ale nigdy nie wiadomo, co można spotkać po zmroku. Jadowite owady czy skorpiony są na porządku dziennym, pod wioskę podchodzą też lwice polujące zwłaszcza na cielęta. Spałam więc w oddalonej o 5 km wspomnianej loggii turystycznej – wyjaśnia dr Anna Watoła, która z myślą o codziennym dojeżdżaniu do wioski zabrała ze sobą rower, mający służyć w przyszłości nauczycielom uczącym wśród Masajów. Bicykl okazał się największym hitem tegorocznej wyprawy. – Rower, który ofiarowała nam polska rodzina z Niemiec, a „podrasował” znajomy mechanik rowerowy, zrobił w wiosce ogromną furorę! Ja na nim nawet nie usiadłam. Do dzisiaj Masajowie zapewne jeżdżą na nim po dwóch, po trzech, a dzieci i kobiety nawet się pewnie nie dopchały – śmieje się dr Watoła, która załatwia już następne rowery.

Dzieci z masajskiej wioski zostały obdarowane laptopami i przyborami szkolnymi
Dzieci z masajskiej wioski zostały obdarowane laptopami i przyborami szkolnymi

Jeszcze lepiej społeczność masajska przyjęła niepełnosprawną uczestniczkę tegorocznej ekspedycji Agnieszkę Madeję.

– Jako oligofrenopedagog miałam z Agą kontakt przed laty. Przyjaźnimy się, mówimy sobie imieniu. Aga, choć była już w wielu miejscach na świecie, bardzo chciała zobaczyć Afrykę. Aby mogła mi towarzyszyć, musiała się zebrać większa grupa i udało się to właśnie teraz, bo dołączyli do nas głównie znajomi męża jeszcze z czasów szkoły podstawowej z rodzinami. Aga wzbudziła ogromnie pozytywne zainteresowanie, była ciągle w centrum uwagi. Masajowie wyznaczali spośród siebie kogoś do stałej opieki nad Agnieszką i była to wielce prestiżowa funkcja – relacjonuje dr Watoła. Dzięki tak licznej grupie udało się zawieźć imponującą ilość darów, bo firma Rainbow Tours zwiększyła limit bagażowy każdego uczestnika z przepisowym 20 do aż 32 kilogramów.

Wiejskiej szkółki pozazdrościli Masajom mieszkańcy wyspy Wasini położonej na Oceanie Indyjskim i oddalonej o trzy godziny drogi na południe od Mombasy, największego kenijskiego portu. – Kierowca, który woził nas po całym kraju, „naskarżył”, że u Masajów założyłam pracownię komputerową. I pewnego dnia, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, jedna z najważniejszych osób na wyspie mówi mi, że od tego baobabu do tego baobabu ziemia jest moja i dobrze byłoby zbudować szkołę – śmieje się dr Watoła. Mieszkańcy Wasini sami wykuwają kamienie, w tamtejszym klimacie dach można byłoby zrobić z trzciny, a największe trudności – ze względu na koszty – wiązałyby się z kupnem cementu i piachu na lądzie i z ich transportem na wyspę. Logistycznie operacja jest do wykonania, ale dr Watole bardzo zależało również na kwestiach formalnych.

– Poinformowanie na forum społeczności, że zostałam obdarowana ziemią pod budowę szkoły, a nawet dokument spisany w suahili – to za mało. Dlatego w Mombasie spisaliśmy notarialny akt darowizny, także po to, aby nikt nie mógł mi zarzucić, że dary dla Kenijczyków zbieram tak naprawdę dla siebie – zapewnia wykładowczyni z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UŚ. Na Wasini zaplanowano budowę trzech pomieszczeń lekcyjnych oraz kantorku służącego za pokój nauczycielski. Dr Watoła gromadzi laptopy i czyni starania o pozyskanie kolejnych paneli fotowoltaicznych, aby na wyspie, podobnie jak w wiosce masajskiej, uruchomić pracownię informatyczną. O szacunku, jakim cieszy się na Wasini nasza bohaterka, niech świadczy fakt, że została przybraną córką naczelnika społeczności, dzięki czemu ma teraz… trzynaścioro przybranego rodzeństwa.

Dr Anna Watoła nie ukrywa, że afrykańskie wojaże stanowią dla niej – jako dydaktyka i pedagoga – także interesujący materiał naukowy, a wnioski z próby zaadaptowania niektórych metod na gruncie kenijskim chciałaby uczynić podstawą dalszej pracy badawczej. Każdy uczeń z masajskiej wioski ma swój folder, dane są przesyłane przez nauczycieli drogą elektroniczną, a dr Watoła może analizować postępy w nauce każdego z dzieci. Kontakty polsko- -kenijskie można jej zdaniem wykorzystać również jako motywację dla polskich uczniów.

– Zachęcam znajomych nauczycieli, aby ich uczniowie w ramach nauki języka angielskiego pisali listy do swoich rówieśników w Kenii. Zamiast poczty używamy teraz pendrive’ów i internetu. Wiem, że przypomina to trochę praktyki z minionego ustroju, kiedy listy wysyłało się do Związku Radzieckiego, ale to bardzo dobra forma nauki języka obcego – przekonuje nasza rozmówczyni.

W fazie zamysłów jest zorganizowane dla studentów naszej uczelni praktyk dydaktycznych w Kenii. W ramach projektów międzynarodowych dr Watoła stara się o fundusze na przyjazd do Polski Simona, nauczyciela z wioski Masajów, oraz dwojga zaprzyjaźnionych profesorów z uniwersytetów w Mombasie i stołecznym Nairobi.

– Simon może przyjechać także indywidualnie, pomagam mu wyrobić paszport i uzyskać wizę, ale on sam musi najpierw załatwić sobie akt urodzenia. Problemem Afryki jest ich powszechny brak. Simon wie jedynie, że urodził się między 1985 a 1988 rokiem. Trzech świadków musi poświadczyć jakąś przybliżoną datę – tłumaczy dr Watoła.

Następny wyjazd na Czarny Ląd ma mieć charakter bardziej akademicki. Naszej bohaterce miałaby w nim towarzyszyć prof. Elżbieta Perzycka z Uniwersytetu Szczecińskiego, która już teraz z dr Watołą blisko współpracuje, a w planie – oprócz wymiany naukowej literatury – znalazłyby się także spotkania ze środowiskiem naukowym w Nairobi i Mombasie.

– Na razie działamy w kręgu rodziny, znajomych i przyjaciół, oni mi wierzą i ufają, ale działania zakrojone na szerszą skalę będą wymagały zapewne powołania fundacji, do czego powoli się przymierzamy. Wszystko jednak w swoim czasie. Podróże do Kenii zmieniły zupełnie moją perspektywę postrzegania tego, co dzieje się w Polsce. Dlatego, jak mówią mieszkańcy Afryki: „Pole pole”, czyli „Powoli, nie ma się co spieszyć” i „Hakuna matata”, czyli „Nie ma problemu, wszystko będzie dobrze” – podsumowuje dr Watoła.

Podziękowania:

Uniwersytet Śląski Dzieci
Społeczność akademicka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
Przedszkole nr 29 z Oddziałami Integracyjnymi w Tychach
Ewelina i Robert Pasjowie
Alicja i Krzysztof Grupkowie
Piotr Piekorz
Kinga i Szymon Zachmanowie
Małgorzata i Janusz Kurzakowie
Barbara i Grzegorz Wagstylowie
Bronisława i Roman Wagstylowie
Lilianna i Grzegorz Stolarzowie
Marian Pilorz
Agnieszka Madeja
Marta i Janusz Watołowie
Biuro Podróży Rainbow Tours
Biuro Podróży Itaka
Linie lotnicze Enter Air

Autorzy: Tomasz Płosa
Fotografie: Anna Watoła