Rozmowa z dr Urszulą Mizią, adiunktem Wydziału Artystycznego Instytutu Muzyki UŚ, autorką transkrypcji Sonata da camera Grażyny Bacewicz na wiolonczelę i fortepian

Perła warta trudu

- Sonata da camera Grażyny Bacewicz z 1945 roku miała wiele wydań swej oryginalnej wersji - na skrzypce i fortepian. W 2007 dokonała pani jej transkrypcji na wiolonczelę z fortepianem. Skąd zainteresowanie właśnie tym utworem? Czy wynika to z faktu, że w polskiej kameralistyce współczesnej nie ma zbyt wielu interesujących utworów z wiolonczelą?

- Z twórczością Grażyny Bacewicz zetknęłam się poprzez jej transkrypcje na wiolonczelę, które mam w repertuarze i często wykonuję. Taniec Mazowiecki jest efektowny i dynamiczny, Andante Sostenuto posiada fascynującą cantylenę i wreszcie witalistyczny Kaprys Polski w transkrypcji prof. Andrzeja Orkisza to wspaniała muzyka, można by rzec trzy miniaturowe znakomitości. W 2006 r. wykonałam te utwory podczas Festiwalu Kompozytorów Polskich, wielkiej imprezie, której IX edycja była poświęconej naszym najwybitniejszym kompozytorom i skrzypkom zarazem: Henrykowi Wieniawskiemu i Grażynie Bacewicz. Podczas słuchania pięcioczęściowej Sonaty da camera Grażyny Bacewicz, w chwili refleksji zrodziła się myśl przeniesienia tego utworu ze skrzypiec na wiolonczelę, to utwór uniwersalny - pomyślałam, byłam pewna, że doskonale zabrzmi na wiolonczeli.

- Dokonała pani nagrań wielu transkrypcji na wiolonczelę. W tym utworze, partię fortepianu pozostawiła pani bez retuszy, zajmując się wyłącznie partią skrzypiec.... z czego to wynikło?

 

dr Urszula Mizia

 

- Przed przystąpieniem do pracy cofnęłam się do skrzypcowych oryginałów wszystkich znanych mi już transkrypcji, przeanalizowałam pracę kompozytorki, Grażyna Bacewicz zmieniała jedynie medium wykonawcze - skrzypce na wiolonczelę - partię fortepianu pozostawiała bez zmian. Ten rodzaj transkrypcji nosi nazwę: substancjonalnej, literalnej lub naturalnej, bowiem nie narusza substancji muzycznej - wykorzystując ją w całości. Moja intencja była podobna, nie wyobrażam sobie ingerencji w kompozytorski język Grażyny Bacewicz, który w moim przekonaniu jest doskonały. W tym wypadku rola transkrybenta porównywalna jest do pracy tłumacza, który dzięki przekładowi poszerza krąg odbiorców, zachwycając ich niezdeformowanym dziełem genialnego autora. Tak więc wiolonczeliści otrzymują utwór należący do wybitnej literatury skrzypcowej XX w., zróżnicowany, cykliczny pięcioczęściowy, zwięzły, pełen ciekawych zwrotów, w częściach szybkich wartki, motoryczny, "z gazem" (to określenie muzyczne G. Bacewicz), a w wolnych - refleksyjny i liryczny. To prawda, nie ma takiego utworu wiolonczelowego, Grażyna Bacewicz niestety nie napisała sonaty na ten instrument. Z jej listu do Marii Dziewulskiej z 1963 r. wiemy, że wiolonczela była w sferze zainteresowań kompozytorki, po skomponowanych wcześniej dwóch koncertach wiolonczelowych z roku 1951 i w 1962 pisze ona: "Od dawna nurtowała mnie myśl napisania kwartetu na 4 wiolonczele(...). Zestawienie czterech wiolonczel pociągało mnie swym bogactwem materii dźwiękowej, na jesieni 1963 r. doszłam do wniosku, że cztery wiolonczele w zespole - to nieprzebrane skarby dla współczesnego kompozytora...". Te bardzo ciepłe słowa na temat możliwości wiolonczeli, stanowiły również pośrednio zachętę do mojej pracy z Sonatą da camera.

- Pani praca została zaakceptowana przez spadkobierczynię kompozytorki Alinę Biernacką i wydana przez PWM, następnie przekazana do gry najwybitniejszym wiolonczelistom polskim oraz kilku zagranicznym, a także rozesłana do bibliotek w całej Polsce. Kiedy odbyło się pierwsze wykonanie transkrypcji?

- W przeszłości nie było żadnych ograniczeń, transkrybowano w olbrzymich ilościach przeróżne utwory, słowo transkrypcja zastosowane zostało przez Franciszka Liszta, który pozostawił po sobie więcej transkrypcji niż swoich oryginalnych kompozycji, wykonywanych zresztą na koncertach z wielkim powodzeniem. Wiemy również, że kompozycje Fryderyka Chopina egzystują w niezliczonej ilości transkrypcji. PWM wylicza, że jest ich ponad cztery tysiące i ciągle powstają nowe. Idea transkrypcji przeżyła swe apogeum w poglądach Ferruccio Busoniego, uważał on, że nawet zapis nutowy jest transkrypcją - pomysłu samego kompozytora, dla niego cała zapisana muzyka to transkrypcje.

Wielką zmianę przyniósł wiek XX , kompozytorzy tacy, jak Maurycy Ravel, a zwłaszcza Igor Strawiński mocno krytykowali jakąkolwiek ingerencję w kompozycję, nawet wykonanie przez innego niż akceptowany artysta mogło stać się przyczyną, ich zdaniem, deformacji utworu. Dla Igora Strawińskiego to był poważny problem natury etycznej, nie tylko estetycznej.

Obecnie każda publikacja musi mieć uregulowane prawa autorskie - w wypadku G. Bacewicz posiada je Alina Biernacka, a prawa wydawnicze ma PWM, tak więc akceptacja mojego pomysłu musiała być podwójna. Cieszę się, bo reakcja była przychylna, pani Biernacka, po wysłuchaniu mojego CD z transkrypcjami, napisała: "Urszula Mizia przedstawia się jako wytrawna wiolonczelistka... naturalnie zgadzam się na transkrypcję.", również szacowne kolegium wydawnicze PWM zezwoliło na opublikowanie wysłanego rękopisu.

Sonata da camera w moim wykonaniu została nagrana na CD "Klejnoty muzyki polskiej" w 2007, w czerwcu tegoż roku wykonana podczas wielkiego koncertu na zakończenie roku artystycznego Bielskiego Towarzystwa Muzycznego, zaraz potem na Międzynarodowych Kursach Wileńskiej Akademii Muzycznej w Palandze oraz największym Litewskim Festiwalu w Wilnie. W roku 2008 na koncercie kameralnym w Trewirze i na Festiwalu w Finlandii. Utwór jest przyjęty przez publiczność z dużym zainteresowaniem.

- Prof. dr Krzysztof Baculewski z Uniwersytetu Fryderyka Chopina w Warszawie napisał m.in. w recenzji "O Sonacie da camera Grażyny Bacewicz w redakcji Urszuli Mizi", iż "nie ingerując w estetykę i styl kompozytorki - wzbogaciła polski repertuar kameralny o nową, niebanalną i efektowną pozycję". Taka ocena z pewnością zachęca do pracy nad kolejnymi utworami...?

- Wiolonczelista prof. dr Witold Herman z Akademii Muzycznej w Krakowie pogratulował mi "znakomitej transkrypcji", również przychylna opinia prof. dr. Krzysztofa Baculewskiego jest upewnieniem się, że ta praca miała sens. Nie mam jeszcze konkretnego pomysłu odnośnie kolejnego utworu. W twórczości G. Bacewicz można znaleźć wiele takich pereł wartych trudu ich wydobycia, gdy czas pozwoli z wielką przyjemnością wrócę do jej twórczości.

- W bieżącym roku przypada rocznica urodzin i śmieci Grażyny Bacewicz (1909-1969). Czy w związku z tym utwór będzie mogła usłyszeć również społeczność akademicka?

- Grażyna Bacewicz była zwyczajną i nadzwyczajną kobietą, wspaniałą osobowością, wybitną artystką, obdarzona talentem kompozytorskim wpisującym ją do grona najwybitniejszych kompozytorów XX wieku, wybitną instrumentalistką: skrzypaczką oraz pianistką, miała niezwykłą wrażliwość i wielki talent literacki, była znakomitym pedagogiem akademickim, można wymieniać i wymieniać jej atrybuty. Zawdzięczamy jej wiele, jak napisał Stefan Kisielewski (o jej koncercie na orkiestrę): "Można powiedzieć z czystym sumieniem, że honor kompozytorów polskich uratowała tym razem "baba"- Grażyna Bacewicz". Mam nadzieję, że jej rocznica zostanie zauważona, odbędą się koncerty, konferencje i nie zabraknie okazji do prezentacji znakomitych kompozycji G. Bacewicz, wtedy będzie najlepsza sposobność, aby wykonać wiolonczelową transkrypcję jej Sonaty da camera.