WILNO MICKIEWICZA I SŁOWACKIEGO


Ostra Brama

Uczestniczący w dniach 22-25 czerwca br. w IV Międzynarodowej Konferencji Nauka a jakość życia", zorganizowanej przez Stowarzyszenie Naukowców Polaków Litwy i funkcjonujący przy SNPL Uniwersytet Polski w Wilnie (GU zamieściła w poprzednim numerze nader zwięzłe sprawozdanie z tej sesji), mieli okazję - niektórzy po raz pierwszy - zapoznać się z tym, co pozostało po Wilnie Mickiewicza i Słowackiego. Nie samymi referatami przecież żyje nawet najbardziej oficjalna delegacja, poza celami ściślej naukowymi, każdy z nas pragnął jak najwięcej zobaczyć i skonfrontować oczekiwania podpowiadane przez poetyczną tradycję literacką i kulturową z prozą rzeczywistości. Gdyby pojawiła się konieczność jak najkrótszego zasygnalizowania ogólnego wrażenia, jakie pozostało po odwiedzeniu niektórych miejsc najbliższych "centrum polszczyzny" (tak pięknie Bartek Prusak wyraził się o Soplicowie w Panu Tadeuszu, a z Wilna przecież, to już kilka kroków), to trzeba by, jak sądzę, przywołać obraz jednego z wielu pospiesznie remontowanych przed wizytą Papieża kościołów: remont zatrzymał się na nawie głównej i nie wiadomo, kiedy dojdzie do prezbiterium; bladokremowe tynki porażają jasnością w zestawieniu z liszajami starych zacieków wyzierających spod pozostawionych rusztowań. Albo rozsypujące się mury Teatru Dramatycznego (przy ul. Mickiewicza), zadaszone litościwie przez Budimex, przecież popadające, jak się zdaje, w nieodwracalną już ruinę. Ale byłby to obraz jednostronny, równie prawdziwy i zapadający w pamięć jest przecież widok starannie remontowanego domu, w którym mieszkał Mickiewicz w r. 1822 podczas pracy nad wydaniem Grażyny i cudownie odnowiony zespół budynków Uniwersytetu Wileńskiego - dawniej Uniwersytetu Stefana Batorego - wraz z kościołem św. Jana, w którym czynna jest wymowna wystawa starodruków (liczne polonica i lituanica).

MIASTO A WIESZCZE

Do Wilna przybył Mickiewicz z Nowogródka prawdopodobnie w niedzielę 12/24 września 1815 r., kilka dni później rozpoczął studia na Wydziale Fizyko-Matematycznym Uniwersytetu Wileńskiego i starania o stypendium przysługujące przyszłym nauczycielom, co doradzał mu jego wiekowy już opiekun ks. dziekan Józef Mickiewicz, u którego zresztą zamieszkał w domu rektorskim na rogu Skopówki i ul. Zamkowej. Czteroletnie studia doprowadziły do wykształcenia zainteresowań bardziej filozoficznych i literackich, mniej zaś fizycznych i matematycznych, a już zupełnie nie prawniczych, co byłoby zgodne z tradycją rodzinną, zaowocowały młodzieńczymi przyjaźniami (Towarzystwo Filomatów) i pierwszymi utworami. Pobierane stypendium trzeba jednak było odpracować w Kownie. Źle opłacana praca nauczyciela doprowadziła do szybkiej utraty zdrowia i urlopu od tego zajęcia. Kolejne pobyty w Wilnie przynoszą tom pierwszy Poezji (Wilno 1822) i drugi (Wilno 1823); wspaniałe projekty przerwane zostają jednak aresztowaniem i osadzeniem w klasztorze Bazylianów, przerobionym na więzienie stanowe (dla więźniów politycznych), w związku ze śledztwem prowadzonym przez Nowosilcowa. Tam Mickiewicz spędza brzemienną dla poezji polskiej noc wigilijną r. 1823. Kilka miesięcy później, na mocy wyroku sądowego opuszcza Wilno na zawsze. Państwo Salomea i Euzebiusz Słowaccy, wraz z dwuletnim wówczas Julkiem, przeprowadzili się z Krzemieńca do Wilna w r. 1811 w związku z błyskotliwym rozwojem kariery naukowej ojca poety - otrzymał bowiem nominację na stanowisko profesora Uniwersytetu Wileńskiego, w którego też gmachu zamieszkali. Jednak wskutek przedwczesnej śmierci ojca rodziny w r. 1814 pani Salomea z synem wróciła do Krzemieńca; do Wilna mieli powrócić w r. 1818, po ponownym zamążpójściu matki poety za cenionego wówczas lekarz, profesora patologii i higieny Augusta B(cu. Zamieszkali przy ul. Zamkowej. Śmierć od uderzenia pioruna (7 września 1924) ojczyma poety, uwieczniona przez Mickiewicza w Dziadów części III, dała początek "czarnej legendzie" tej postaci. Juliusz Słowacki ukończył w Wilnie zrazu gimnazjum prowadzone przez Uniwersytet Wileński, później zaś (w r. 1828) Wydział Nauk Moralnych i Politycznych tegoż Uniwersytetu i jako "kandydat obojga praw", urażony, że nie otrzymał tzw. praemium (nagrody pieniężnej), obiecując sobie, że nigdy do Wilna nie wróci, udał się do Warszawy w celu osiągnięcia kariery urzędniczej. Kariery w Komisji Skarbu nie zrobił, do Wilna jednak rzeczywiście nigdy już nie wrócił. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, iż Wilno ze swą niepowtarzalną atmosferą umysłową pierwszych dekad XIX w. wywarło decydujący, chociaż jakże odmienny wpływ na dwóch spośród największych polskich romantyków.

UNIWERSYTET POLSKI

Sytuacja Uniwersytetu Polskiego w Wilnie, działającego dzięki ogromnej energii prof. Romualda Brazisa i wielu ludzi dobrej woli przy Stowarzyszeniu Naukowców Polaków Litwy, jeszcze podczas trwania naszej konferencji, była nader "delikatna". Z jednej bowiem strony ukazują się i są sprzedawane - chyba legalnie - mapki (drukowane w Warszawie, wyd. nie podaję, by nie czynić z tej relacji zwykłego donosu), informujące o zał. w 1991 r. Uniwersytecie Polskim: "Kształcącym przyszłych polskich lekarzy, nauczycieli i prawników. " W rzeczywistości zaś zakresowi obecnie prowadzonych kierunków daleko jeszcze takiego rozmachu, a tym bardziej, że funkcjonująca instytucja nie ma praw nadawania stopnia magistra. Z drugiej jednak strony, co jest rzeczą zrozumiałą, władze litewskie nie chcą się zgodzić na zarejestrowanie uczelni, która nie prowadzi żadnych zajęć w języku narodowym litewskim i nie przygotowuje do dalszych (magisterskich) studiów na Uniwersytecie Wileńskim. Po co Litwinom polski prawnik, nie znający ani prawa, ani języka litewskiego? Po co Polakom na Litwie taki prawnik? W trakcie sesji prof. Hipolit Mogilnicki, Dziekan Wydziału Przyrodniczego UP, złożył we właściwym ministerstwie kolejny projekt, uwzględniający w szerszym niż dotąd zakresie życzenia strony litewskiej. Miejmy nadzieję, że i ten problem został już rozwiązany.

MOŚCISZKI

Uniwersytet Polski mieści się przy ul. Subocz, w częściowo już odremontowanej, urokliwej kamienicy, kilka kroków od pozostałości murów obronnych i niewiele dalej od symbolu Wilna - Ostrej Bramy. Cudowny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, koronowany w r. 1927, jednym - jak chce legenda - przypomina rysy Barbary Radziwiłłówny, innych zadziwia, iż jest portretem Matki bez Dzieciątka, na wszystkich rzuca blask zwielokrotniony refleksami światła odbitego od licznie zgromadzonych wotów dziękczynnych. Po załatwieniu wstępnych spraw organizacyjnych, w których - podobnie jak i podczas całego pobytu - nieocenienie pomocny był nam prof. Artur Starczewski, mieliśmy sporo czasu na zwiedzanie. Opisowi wrażeń z Cmentarza na Rossie (rzecz ciekawa, w nie tak dawno wydawanych naszych encyklopediach nie ma go w wykazie zabytków Wilna), niszczejącego, brutalnie przepołowionego nitką półautostrady, wrażeń z dziesiątków kościołów i cerkwi, jednej, zbudowanej w stylu mauretańskim synagogi - już odbudowanej i ruin na szczycie Góry Zamkowej, należałoby poświęcić osobną relację. Gościnni gospodarze zaprosili nas na zlot polskiej młodzieży, który tym razem zorganizowano w Mościszkach, niewielkiej mieścince położonej na południe od Wilna, blisko Białorusi, a więc Mickiewiczowskiej Nowogródczyzny. Zauroczyła nas śpiewność języka (fachowcy zachwycali się dostrzeżonymi reliktami językowymi, odnotowywali również nieuświadamiane sobie przez użytkowników dość liczne naleciałości z jęz. rosyjskiego). Niestety, ulewny deszcz - niweczący niepowtarzalne powaby pleneru - zmusił nas do wcześniejszego powrotu, w trakcie którego ponownie zaświeciło słońce i świeciło tak dosłownie niemal do północy. Najdłuższy dzień w roku rzeczywiście był imponująco niezatapialny. Ponieważ nie uzyskałem zgody na autoryzację tej myśli, podam ją jako anonimową: ktoś westchnął, że Mieszkańcy Niebiescy najpierw bez opamiętania spuszczali wodę, ostatni zaś zapomniał zgasić światło.

TROKI

W niedzielę "Arturas" Starczewski zaproponował dwie atrakcje: zamek w Trokach i kuchnię karaimską (tamże). Odczucia - jak zawsze - pozostały mieszane. Pieczołowicie odrestaurowany zamek, przypominający dobrą, krzyżacka robotę w Malborku, może nie tak wysoki, jednak zajmujący niemal w całości przestrzeń rozległego ostrowu pośród malowniczego ciągu jezior o kryształowej wodzie (na brzegach sprzedają bursztynowe sznury), wypełniono eksponatami przedstawiającymi dziedzictwo kulturowe l i t e w s k i e. Próżno jednak szukać wspólnych związków; wybitny litewski pisarz Piotras Skargas nie wiedzieć dlaczego na karcie tytułowej kazał wytłoczyć napis Kazania, nie mogliśmy się nigdzie doczytać, że Wielkiemu Księciu Witoldowi w zwycięstwie pod Żalgirisem dopomógł nieco król Władysław Jagiełło, a na miniaturze Bitwy pod Grunwaldem (wszystkiego metr na półtora, albo i mniej) nie zmieściło się, oczywiście, nazwisko Matejki. Pozostają jednak te setki pieczęci rodowych, zgromadzonych z pietyzmem, ładnie eksponowanych, a że polskie nazwiska tak trudno z nich odczytać, to już inna historia. Następnym razem zabierzemy lupę. Zziębniętych i nieco zadumanych w tonacji sit transit... pocieszył znakomity kociołek karaimskiej strawy, na którego opisanie (poszczególnych ingrediencji, smaków, bukietu, elegancji podania, klimatu wnętrza i pozostałych okoliczności) musiałbym poświęcić całą resztę przydzielonego mi tu miejsca, poprzestańmy więc jedynie na stwierdzeniu, że do utrwalenia wrażeń znacznie przyczynił się wyborny likwor, zawdzięczający swój aromat owocom pigwy, przywieziony przez jedynego (na szczęście) w naszym gronie Jana oraz miejscowy specjał - suktinis. Litwa była, jest i będzie krainą miodem płynącą.

AMBASADA

Mieliśmy nieco kłopotu z odnalezieniem nowej siedziby Ambasady RP w Wilnie (poprzednia, nie opodal Ostrej Bramy, za piękną lecz wąską bramą klasztoru Bazylianów, wymagała nie tylko generalnego remontu, ale nie zapewniała możliwości rozwoju), przybyliśmy jednak punktualnie. Niestety, poprzednie spotkanie Pana Ambasadora nieco się przeciągnęło, uprawialiśmy więc, jak to ktoś zauważył, stending uparty w niewielkim przedpokoiku i zastanawialiśmy się, jak to jest: O tym, że to ambasada, świadczy wnętrze, czy fasada. Kiedy już jednak powitał nas Pan Ambasador Jan Widacki, którego tym milej nam było poznać, że niegdyś należał do grona pracowników Uniwersytetu Śląskiego, zagłębiliśmy się w fotele, chyba z premedytacją tak skonstruowane, że trudno było się z nich podnieść. Z dłuższej rozmowy przywołam jedną tylko kwestię: największym problemem ambasadora w Wilnie nie jest tradycyjna "zgodność" środowiska polonijnego, jak wszędzie na świecie, gdzie dwóch Polaków, tam co najmniej dwa, albo i trzy poglądy. Ale z tym można sobie po pewnym czasie poradzić. Najwięcej zamieszania czynią jednak "nawiedzeni" politycy, którzy niegdyś w kraju piastowali może nawet zbyt wysokie stanowiska, teraz zaś chcą ratować tę naszą biedną Polonię pomysłami w rodzaju otaczania Wilna przez polskie szklarnie, które dostarczałyby stolicy nowalijki. Bezczelnie obiecują nawet pomoc w uzyskaniu kredytów bankowych, cieplarnie przecież muszą sporo kosztować. A przecież wystarczy spytać w Pruszkowie czy Wołominie i dowiedzieć się, że w pobliskiej Holandii jest znacznie krótszy okres grzewczy. Było miło, ale musieliśmy pędzić na otwarcie konferencji. W tej relacji jednak nadal tylko o sprawach pozanaukowych.

W CELI KONRADA

W trakcie jednej z przerw udało nam się, dzięki uprzejmości poety i doktora Aleksandra Sokołowskiego - uczestnika konferencji, prezesa sekcji Literatów Polskich przy Związku Pisarzy Litwy, zobaczyć "celę Konrada". Któż z nas nie pamięta bodaj początku Wielkiej Improwizacji! A czym dopiero musiała być ta chwila dla romantologa od lat zajmującego się twórczością Adama Mickiewicza, któremu właśnie w ostatnim tygodniu czerwca br. składano wydanie Dziadów części III z jego wstępem i objaśnieniami. Na okładce Czytelnik znajdzie wspomnianą już bramę klasztoru Bazylianów. Czułem się po części jak Hrabia z Pana Tadeusza, który najpierw zauroczony niezwykłą urodą nimfy, czy bogini, dostrzegł przecież "po czasie", że Zosia jest ziemianką, która "gęsi pasie". Potęga iluzji utrwalonych wyobrażeń zderzona z prozą rzeczywistości. "Cela Konrada" mieści się na pierwszym piętrze budynku poklasztornego, zajmowanego obecnie przez Politechnikę. Przy wejściu do budynku umieszczono pamiątkową tablicę z napisami w jęz. litewskim i polskim: W tym budynku od 23 X 1823 do 21 IV 1824 był więziony wraz z innymi Filomatami ADAM MICKIEWICZ

Tu rozgrywa się akcja "Dziadów" części III. Trzeba wejść do pomieszczeń biblioteki, przecisnąć się przez magazyn i oto znajdujemy się w przestronnej sali-klasie o trzech oknach wychodzących na rozsłonecznione południe. Pod ścianami rzędy krzeseł, gdyż jest to piękne miejsce spotkań literackich (prof. Zbigniew Sudolski, autor najnowszej monografii poświęconej Mickiewiczowi, gościł tu z odczytem kilka tygodni przed nami), a i pojawiające się tu wycieczki chętnie sobie przysiadają, słuchając objaśnień przewodniczki. Przed półtora wiekiem z okładem inaczej to musiało wyglądać. Ledwie zdążyliśmy sobie zrobić zdjęcia na tle niewielkiej tablicy z fragmentem tekstu dramatu (wyłącznie po łacinie), obrazującym przemianę duchową Gustawa w Konrada, ledwie kol. Sokołowski wypisał nam dedykacje na swoim najnowszym tomiku wierszy Podanie o zwrot ziemi, a już trzeba było pędzić na kolejną część konferencji. Z jednej strony niewątpliwy genius loci, duch miejsca, który uzmysławia, jak wielka jest magia poezji, potęga wyobraźni. Z drugiej strony - sit transit...

PARLAMENT

Podczas kolejnej, nieco większej przerwy w obradach prof. Mogilnicki zaproponował nam odmienną atrakcję, zaprosił nas do Litewskiego Parlamentu i to nie tylko dlatego, żeby pokazać nam rzadkiej urody witraże, a jakże jego projektu i po części wykonania. Zobaczyliśmy więc fragment przeniesionej tu historycznej barykady i pozostawione w ogromnych szybach przestrzeliny - pamiątki paroksyzmów rodzącej się demokracji. Mogliśmy posłuchać posła wypowiadającego się w kwestiach polityki kulturalnej, bystrzejsi fizjonomiści rozpoznali w nim nawet kierownika zespołu "Wileńszczyzna", którego koncert z poprzedniego wieczoru na długo pozostanie nam w pamieci, niestety, obrady prowadzono w języku litewskim. Oprowadzająca nas panna Aglija (to dźwięczne imię oznacza ponoć Jodełkę), gdy miała jakieś trudności z objaśnieniami i brakowało jej słów angielskich, pomagała sobie rosyjskimi. Zobaczyliśmy, gdzie mieszka Prezydent (kątem w Parlamencie) - właśnie odbierał cenną i prestiżową nagrodę w Stanach Zjednoczonych - za to o nowym hotelu dla posłów opowiada się takie legendy, że nawet jeśli połowa z tego jest prawdą, to nasi parlamentarzyści ze swymi dietami powinni się poczuć nieswojo.

KATEDRA JĘZYKA I LITERATURY POLSKIEJ

Czasu było tak mało, że musieliśmy się rozdzielać, by przeprowadzić wszystkie zaplanowane rozmowy. Część delegacji udała się więc do Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, pięknie położonego na wysokim, prawym brzegu Wilii, aby odnowić znajomość i omówić zasady dalszej współpracy z prodziekanem Wydziału Filologicznego dr hab. Romualdem Naruńcem i kierującą Zakładem Języka i Literatury Polskiej prof. Haliną Turkiewicz. Pozostali, z Waszym sprawozdawcą, wybrali się do Katedry Języka i Literatury Polskiej w Uniwersytecie Wileńskim na spotkanie z prof. Algisem Kaledą. Perspektywy polonistyki w Uniwersytecie Wileńskim od strony "popytu", to jest ilości studentów poszczególnych kierunków bliskich humanistyce (medycyna, prawo) a nawet jej odległych, chcących studiować przedmioty tradycyjnie polonistyczne (język, historię literatury), przedstawiają się jak najlepiej

Autorzy: Marek Piechota