Gaudeamus, mimo wszystko

Jak wszystko w wojsku, nawet najdłuższe wakacje się kończą. I nie ma zmiłuj, od poniedziałku trzeba ruszyć ostro do pracy. Pamiętajmy tylko, żeby nie przyjść na zajęcia w piżamie, teraz nauka będzie się odbywała (przynajmniej na razie) w trybie kontaktowym. (Ta piżama, to inspiracja z jednego z niezwykle licznych memów, którymi internauci uczcili początek roku akademickiego). Koniec zdalności, teraz trzeba znów sięgnąć po zdolność! O ile jakiś kolejny atak korony nie postawi świata na głowie; jednak nie lękajmy się: my, społeczność akademicka i nowo przybyli, jesteśmy już weteranami bojów covidowych, więc nie damy się tak łatwo nastraszyć. Najnowszy rok akademicki zaczyna się tak, jak sobie to zawsze marzyłem: jedna inauguracja, zamiast korowodu lokalnych inauguracyjek, na które rektor lub jego zastępcy byli zapraszani i musieli odsiadywać niekończące się ceremonie. Zawdzięczamy to tytułowi Europejskiego Miasta Nauki 2024 (czyli dopiero za dwa lata, ale już widzimy skutki). Zanim jednak ruszymy pełną parą do boju, na dobry początek kilka reminiscencji z minionych, nieodżałowanych wakacji.

Tegoroczne wakacje postanowiłem spędzić w zasadzie w domu. Bo to paragony grozy, zagrożenie wirusem wciąż się tli, na lotniskach tłok, na polskich plażach (jeśli ich nie zamknęli z powodu sinicy) też nie ma gdzie miejsca znaleźć wśród parawanów, w górach łatwo spaść do przepaści (bo na szlakach kłębi się ciżba) itd., itp. A poza tym wojna, wojny, wojnie: deklinacja tego strasznego słowa robi okropne wrażenie. I tak wolę nie myśleć, co czują nasi przyjaciele ukraińscy: te wszystkie czołgi, hajmarsy, bajraktary, a nawet elektryczne rowery bojowe, bezszelestnie zbliżające się w zmroku. Mój przyjaciel, z którym często spaceruję, twierdzi, że ma takie poczucie, jakby znalazł się w sierpniu 1939 roku. On nigdy tam nie był, urodził się w drugiej połowie minionego wieku, ale nie na darmo przez lata byliśmy karmieni książkami, filmami, obrazami i wierszami. W końcu czujemy tamtą atmosferę końca świata może nawet lepiej niż bezpośredni świadkowie. Dlatego wydawało się, że bezpieczniej spacerować po okolicy, ograniczając wyjazdy do krótkich wypadów – zupełnie jakby mniejsza długość wyjazdu była gwarancją uniknięcia najgorszego. W każdym razie przedłużanie wyjazdu zwiększałoby prawdopodobieństwo trafienia (a kysz, a kysz). Podobnie myślała spora część rodaków; podczas konferencji, która odbywała się w atrakcyjnej miejscowości, dowiedziałem się, że w tym roku zrobiły się modne krótkie wyjazdy – na dwa, trzy dni. Poza tym jednak modne były wyjazdy za granicę: Turcja, Grecja, Chorwacja, Bułgaria. Przez całe wakacje spotykałem ludzi, którzy właśnie wrócili z Turcji, a za tydzień wyjeżdżali do Chorwacji. Najwyraźniej było ich stać.

Pewnie w przyszłym roku będzie trudniej z wyjazdami, bo będzie mniej pieniędzy. Raptownie tracą na wartości nasze oszczędności. W dodatku w domu, w którym nie otwierałem okien przez całe lato (żeby nie wpuszczać gorącego powietrza), teraz dalej ich nie otwieram, ale marznę. Podobno 19°C jest zdrowe, ale gdy się człowiek uczy lub pisze felieton, to trochę za zimno. Z drugiej strony jest szansa, że trafię do szpitala (w moim mieszkaniu w tej chwili jest temperatura 18°C), a szpitale mają być ogrzewane. Nie poddaję się jednak zbyt łatwo. Żeby nabrać odporności, udałem się na ćwiczenia fizyczne do zaprzyjaźnionej siłowni. Właściciel niedawno kupił psa, teoretycznie groźnego obrońcę. Na razie jest on jeszcze młody i „zadaje się” z klientami. Ostatnio, ledwie się położyłem na matę, zaczął mnie dokładnie oblizywać, poczynając od twarzy, poprzez ręce aż do nóg. Na moje pytanie, co to oznacza, uzyskałem kilka odpowiedzi, do wyboru: a) pewnie już pachnę jak padlina, choć to dopiero przede mną, b) pies zlizuje sól z mojej skóry, c) zapewne po wczorajszych ekscesach mam kaca i pies liże wydzielający się przez pory alkohol. No, nie wiem, która możliwość jest prawdziwa, żadna z nich mnie osobiście nie odpowiada.

Jak nie gimnastyka, to może spacer (oczywiście z piersiówką, żeby pies miał co lizać)? Długich, jesiennych spacerów w dobrym towarzystwie życzy Stefan Oślizło.