Skrócona wersja wykładu prof. dr. hab. Andrzeja Gwoździa wygłoszonego podczas inauguracji roku akademickiego Zespołu Szkół Wyższych w Rybniku

Kino po kinie czyli film w epoce możliwości jego elektronicznej dystrybucji

Kino współczesne, a wraz z nim cała kultura audiowizualna znalazły się w nowej sytuacji, zarówno technologicznej, jak i antropologicznej. Można ją określić mianem syndromu "pomiędzy", czyli próbować opisać za pomocą kategorii interfejsu - miejsca przecięcia jednych form mediów z innymi, analogonu i cyfry, materialności taśmy fotochemicznej z niematerialnościami bitów informacji, powierzchni styku podmiotu z ekranem.

Prof. dr hab. Andrzej Gwóźdź

Tatechnologiczna zmiana warty ku intermedialności nie pozostaje, rzecz jasna, bez wpływu na konsekwencje odbioru, i szerzej - kondycję kulturową użytkowników obrazów, czyli nas wszystkich. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że tych obrazów jest dużo, być może za dużo, że są one dostępne zawsze i wszędzie, że nasza ikonosfera jest nimi wypełniona do cna, że świat stał się po prostu jednym wielkim Heideggerowskim "światoobrazem", a epoka nasza zasłużyła na miano "epoki rozpaczliwej multiplikacji obrazów" (Pascal Bonitzer).

W konsekwencji każde medium, a zwłaszcza tzw. nowe media audiowizualne wywołują niekwestionowany już przez nikogo, coraz przemożniejszy wpływ na całość naszych doświadczeń kulturowych - poddają nas nieustannej próbie siły i ognia, wyobraźni i wyborów kształtując już nie tylko nowe style kultury, ale współtworząc wydatnie jej modele.

DVD na przykład, rozumiane jako technokulturowy porządek użytkowania przekazu audiowizualnego na dysku optycznym (Digital Versatile Disc), obejmujący odtwarzacz wraz z podmiotową sytuacją odbioru, traktować należy jako podstawowe (obok telewizji) medium obcowania z filmem w dobie elektronizacji i cyfryzacji kultury, albo - jak kto woli - filmu po kinie. Właśnie medium (a nie tylko - jak mówimy dzisiaj modnie - format), skoro możliwości korzystania zeń daleko wykraczają poza sam nośnik, a ograniczenia technik kinematograficznych - zwłaszcza tych decydujących o istocie iluzji kinematograficznej (brak opcjonalności, lektura "jednokanałowa", pozbawiona dodatkowych pakietów informacji) - zostają przełamane bądź wydatnie złagodzone.

Otóż owa "DVD-zacja kina" reaktywuje, z jednej strony, życie kinowe filmu na nowym etapie jego technokulturowego rozwoju, a to wskutek udomowienia kinopodobnego porządku odbioru filmu (z wielokanałową ścieżką dźwiękową i panoramicznym formatem na czele), czemu sprzyja także powolne rozpowszechnianie się nowej generacji telewizorów plazmowych, zawieszanych niczym obrazy w ramach na ścianach mieszkań. Z drugiej strony film "na DVD" oznacza nieuchronnie postęp ogólnej mobilizacji widzenia tekstów audiowizualnych, a nawet czegoś, co można by określić mianem jego "uturystycznienia": masowego włączania do rozmaitych porządków lokomocyjno-turystycznych, co na ogół wiąże się z podpięciem go do aktywności typowo konsumpcyjnych (od zakupów do jedzenia), a w wielu wypadkach antycypuje doświadczenie turystyczne bądź dokonuje się równolegle z nim: film trafił przecież do autobusów, biur podróży, do wind i barów; a lotnictwo ma nawet swoją własną sieć dystrybucyjną Inflight Entertainment, działającą w ramach World Airline Entertainment Association (WAEA) i rozdającą nawet swoje podniebne Oskary (w roku 2004 przyznano ich aż w jedenastu kategoriach!) itp.

W tym wypadku mamy do czynienia ze swoistą praktyką dekonstrukcyjną, wskazującą na współczesną postać tego, co Walter Benjamin w swoim artykule "Dzieło sztuki w epoce możliwości jego technicznej reprodukcji" z 1936 roku - także ze względu na film - określał mianem "wartości ekspozycyjnych". Chodzi o absolutny demontaż kinematograficznego porządku odbioru, opartego na "czerni kina" (Roland Barthes), zastępowanego teraz świetlistością samolotowego pokładu czy kakofonią ulicznego hałasu. Zarazem przecież owa kulturowa zmiana prowadzi do zastąpienia logiki nowości przez logikę powtarzalności: jeżeli na przykład Marzyciela Marca Forstera oglądam nad Mongolią lecąc do Chin, po raz trzeci nad Antarktydą w drodze do Kanady, bo wcześniej widziałem ten film już w multipleksie, to mogę jedynie powiedzieć, iż okoliczności odbioru stają się ważniejsze od fabuły.

Obydwa zjawiska - udomowienie kina na etapie nowej, cyfrowej technokultury oraz jego mobilizacja - są dwoma w istocie biegunami na tej samej skali przemian charakteryzujących ruch filmu z kina do innych przestrzeni odbioru (film z odtwarzacza DVD na ekranie telewizora w domu, na wyświetlaczu w samolocie, na laptopie w pociągu czy na przenośnym odtwarzaczu DVD w samochodzie).

Ale obok przemian samych porządków widzenia nowe doświadczenie medialne obejmuje również cyfrowe formy i porządki samych filmów, na które w sposób istotny wpływają paratekstualne warunki lektury widzialności i słyszalności: chodzi zwłaszcza o cyfrowe rekonstrukcje starych filmów oraz rozmaite strategie opatrywania ich ramami w nowych kontekstach kulturowo-interpretacyjnych. DVD pozwala na niebywałą ekspansję tej właśnie formy dyskursu współ- czy okołofilmowego, bo organizuje, lepiej: edytuje materiały z rozmaitych etapów życia filmu i różne jego poziomy w swego rodzaju palimpsest, przyjmując na siebie funkcje paramedium kina - kina o kinie.

Mamy zatem możliwość przerabiania filmu kinowego, zwłaszcza wskutek jego cyfrowej rekonstrukcji (co idzie czasami w parze z zastępowaniem wcześniejszej wersji kinowych autoryzowanymi edycjami reżyserskimi). Zdecydowanie jednak bardziej donośne z kulturowego punktu widzenia okazują się praktyki paratekstualizacyjne (oparte na rozplenianiu się tego, co handel wdzięcznie określa mianem bonusów), anektujące filmy za pomocą ich postkinowych "biografii", często aspirujące do roli przepracowanej na nowo historii filmu. Tutaj sam film stanowi jedynie cząstkę oferty na dysku DVD (po prostu jego programu), sterowaną i dostępną poprzez menu, które pozwala dotrzeć bezpośrednio do jego paratekstualnych elementów: zwiastuna, dokumentu z realizacji, zestawu scen usuniętych bądź dodanych, audiokomentarza, materiału ikonograficznego itp., ale zawiera także na przykład zwiastuny innych filmów tego samego reżysera, serii, kolekcji, cyklu itd. W rezultacie poprzez zrekonstruowany (w stosunku do "oryginału") paratekst możliwa staje się bezprecedensowa ingerencja w proces historycznofilmowy - poprawianie, a czasami wręcz naprawianie, historii kina (już wcześniej proces ten zainaugurowało kolorkowanie filmów czarno-białych).

Nadto obcowanie z filmem w postaci cyfrowej, zwłaszcza na komputerze (ale i do pewnego stopnia w porządku odtwarzacz-telewizor), zaświadcza pewien typowy dla tego medium charakter: użytkowane na laptopach bądź displayach komputerów stacjonarnych obok lub równolegle z różnymi postaciami oferowanych bądź "ściąganych" z Sieci paratekstami stają się miejscem i segmentem lektury paraliterackiej: film można, jak książkę, przelecieć wzrokiem, otworzyć na odpowiednim "rozdziale" bądź "podrozdziale" (patrz nazewnictwo na DVD), zajrzeć do rozlicznych komentarzy - swego rodzaju megaprzypisów - zobaczyć dokument o jego powstaniu i jeszcze posłuchać tego, co na jego temat ma do powiedzenia sam autor bądź inni członkowie ekipy realizacyjnej (w osobnym komentarzu lub audiokomentarzu dołączonym do filmu). Pociąga to za sobą nieuchronnie i nieustannie proces odraczania filmowych sensów, które wobec nieobecności sensu finalnego mogą klonować się "bez końca".

W tym sensie filmy "na DVD" nie są już w istocie "filmami", lecz wynikłymi z medialnej różnicy i powtórzenia w innym medium cyfrowymi cytatami tychże, skoro zarówno wydawca, jak i widz zostają upoważnieni do rozmontowywania i składania na nowo artefaktów wizualnych wedle własnego uznania, do kształtowania (w istocie: designowania) z nich własnego filmu włącznie.

Może to prowadzić i na ogół prowadzi - o paradoksie! - do reaktywacji rytualnego oglądania filmu w sytuacjach, których osnowę stanowi odbiór typu eksperckiego (ujawnianie tajników warsztatu twórczego, na przykład symulacji komputerowej). Ten paradoks okazuje się jednak mało paradoksalny, bowiem poprzez inscenizowanie podobnego stylu odbioru rytuał zaczyna przyjmować znamiona rytuału ekspertów, staje się manifestacją wtajemniczania w sekretny świat, co w efekcie tworzy więź przemysłu filmowego z fanami. Krótko mówiąc: fascynacja iluzją zostaje tu zastąpiona fascynacją tym, jak to zostało zrobione, w czym celują dokumentacje w rodzaju "Jak realizowano...".

W tym sensie zmienia się nie tylko sposób obcowania z filmem, ale i cały model dyskursu wokół niego. Innymi słowy - "stare" kino staje się elementem "nowego" doświadczenia audiowizualnego.

Zmieniony skrót artykułu A. Gwóźdź: Start filmu/dodatki albo czytanie filmów na płytach DVD. W: Nowoczesność jako doświadczenie. Red. R. Nycz, A. Zeidler-Janiszewska. Universitas: Kraków (w druku).

Autorzy: Andrzej Gwóźdź, Foto: Agnieszka Sikora