Wiosna nad(chodzi)eszła

Obudzili mnie ze snu i powiedzieli: Oślizło, wstawaj, nie leń się, wiosna przyszła! Wszyscy się cieszą, dziewczyny odsłaniają coraz więcej ciała, panuje ogólne szczęście i błogostan. Aż korci, żeby wetknąć jakąś szpilę! Ale nie będę dziś wtykał, raczej spróbuję się dostosować do ogólnej atmosfery. Z mojego punktu widzenia wiosna to przede wszystkim okres wytrwałych przygotowań do sesji i sezonu konferencyjnego. W tym roku wiosna to jeszcze zbliżająca się kategoryzacja, czyli procedura, od której zależą losy nasze, naszych bliskich i w ogóle całego świata. Bo czyż istnieje świat nieskategoryzowany? Czy istnieje cokolwiek, co nie jest mierzone, ważone lub policzone?

A jednak chyba istnieje. Wystarczy sięgnąć po tomiki poezji. Gdy zielenić gaj się zacznie/ w majową pogodę,/ Zaczynają się nieznacznie/ Budzić serca młode./ Gdy różowe kwiecia puchy/ pokryją jabłonie,/ Ktoś się skrada do dziewuchy/ A ta cała płonie. Nie oczekuję, że Państwo wiedzą, kto to napisał, dla ułatwienia dodam, że w innym wierszu ten sam poeta napisał Między nami nic nie było […] prócz natury słodkich czarów… Zaczyna się robić ciekawie, jak mawia jeden z moich znajomych, mając na myśli to, co wszyscy poeci mieli na myśli. A nawet filozofowie nie stronią od podobnych myśli, aczkolwiek Immanuel Kant miał powiedzieć po wizycie w królewieckim zamtuzie: Rzecz sama w sobie przyjemna, ale ruchy niegodne filozofa. Czytajmy jednak dalej, co poeci mają do powiedzenia o wiośnie: Takiej wiosny rzetelnej, jaką w swoim powiecie/ widział Jędrek Wysmółek – nikt nie widział na świecie. Dalej jest o wieprzu, który pcha się do ogrodu i o Kachnie, co płonącą powiewa spódnicą oraz skry miota wedle woli – nie szuka powodu,/ i z szeptem „Moja wina” dymi się od spodu! Tak sobie swawolnie poczynają polscy poeci. Ale i te wizje mają, jak się okazuje, wiele wspólnego z nauką. I to z królową nauk – matematyką, która wydawałaby się całkowicie nieczuła na wiosenne powiewy. Niedawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł, w którym autor twierdzi, iż według amerykańskich (oczywiście!) uczonych skłonność do dostrzegania ukrytych obrazów w grze cieni, rysach na szkle, kłębach chmur czy plamach Rorschacha albo obrazach Pollocka nie jest tylko wyrazem nadmiaru fantazji czy religijnego uniesienia. Włada nią precyzyjna... geometria fraktalna. A już dr h.c. Uniwersytetu Śląskiego prof. Andrzej Lasota był zdania, że matematyka jest jak poezja. Prof. Lasota był zresztą specjalistą od fraktali, które coraz częściej są doceniane nie przez matematyków i nawet nie fizyków, lecz przez artystów i humanistów. Być może w jednym z następnych rozdań nagród Pro Arte et Scientia trzeba będzie wyróżnić dwóch ścisłowców (przypomnę, że corocznie jedna z tych nagród trafia do przedstawiciela nauk matematyczno-przyrodniczych, druga zaś – do przedstawiciela humanistów i artystów). Gdy się czyta o doniesieniach z pracowni uczonych, to człowiekowi robi się w mózgu fraktal. Oto czytam, że według amerykańskich (oczywiście!) uczonych wiosna będzie coraz dłuższa – podaje serwis Radia znad Wilii. Już się cieszę, bo rzecz sama w sobie przyjemna. Ale jeszcze niespełna cztery lata temu polscy uczeni ze stacji na Spitsbergenie prognozowali: W przyszłości będziemy mieli tylko trzy pory roku. Wiosna będzie coraz krótsza, aż w końcu zaniknie. Czeka nas coraz wcześniej przychodzące lato z atakami upałów już w maju i coraz dłuższa jesień przeciągająca się na początek zimy. No cóż, prognoza niegodna uczonego. Ale, jak mawiał Niels Bohr, prognozowanie jest trudne, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczy przyszłości. I tego się trzymajmy