Felieton z cytatów

Jak to pisał poeta? Mróz trzaskający. Zima – niczego. A bluzy się lepią od potu. Czy ktoś jeszcze pamięta, co to za poeta i co było dalej? W każdym razie, nawiązując do wspomnianego wiersza i spoglądając przez okno, chciałbym napisać: Na chodnikach liście. Jesień – niczego. Czasem słońce, czasem słota. Mój nauczyciel matematyki mawiał, że w końcu można się wyszumieć, mając na myśli owe leżące wszędzie liście.

Do dziś, gdy nadchodzi jesień, pamiętam o tamtych słowach i „szumię” aż miło. Tym bardziej, że w związku z ocieplającym się klimatem trudno liczyć na „mróz trzaskający” tego roku. Ale być może znów prognozy wezmą w łeb, bo prognozowanie jest niełatwe, szczególnie gdy dotyczy przyszłości, jak mawiał Niels Bohr. Więc lepiej się wyszumieć w listopadzie, tym bardziej, że to dla Polski niebezpieczna pora, jak napisał ongiś Wyspiański, i jeśli się Polacy nie wyszumią, to gotowi wpaść na jakiś raczej kiepski pomysł. Nawiasem mówiąc, byłem niedawno w katowickim teatrze imienia tegoż Wyspiańskiego na sztuce napisanej cytatami przez niegoż, czyli Weselu. To już było parę tygodni temu, ale do dziś jestem pod wrażeniem. Rzecz działa się bowiem w… Belfaście, w latach siedemdziesiątych. No cóż, i tak można. Udatną całość zakończyły ochocze tany – chciałoby się napisać za jednym z pierwszych recenzentów sztuki, czyli Władysławem Prokeschem (w rzeczywistości napisał on: rozlegają się dźwięki weselnego oberka i w jednej chwili pełen grozy nastrojowy obraz poprzedni zmienia się w wesołą, barwną scenerię weselną). W katowickiej inscenizacji zamiast tany trzeba by raczej napisać strzały, bo taki jest urok Irlandii Północnej.

Nie jest to jednak miejsce dla recenzentów (Nawiasem mówiąc, tego mi w GU brakuje: recenzji sztuk, filmów, podpowiedzi, co można w metropolii zobaczyć, dokąd iść, a dokąd lepiej nie. Czy Redakcja nie widzi potrzeby takich „kulturalnych” wtrętów? To napisałem ja, Oślizło Stefan, felietonista drugiej klasy. Niech nam żyje Redakcja 100 lat!). Zajmijmy się raczej listopadem, który jest miesiącem rewolucji październikowej. (Za rok setna rocznica; ciekawe, jak huczne będą obchody i czy ktoś nie wymyśli strzelania z Aurory. Byłoby to zresztą utrudnione, bo od grudnia 2010 roku krążownik nie jest już własnością marynarki wojennej. Aliści, jakby powiedział Jerzy Waldorff, w 2012 roku deputowani petersburskiego zgromadzenia prawodawczego zwrócili się do władz Federacji, by przywrócić Aurorze status okrętu nr 1. Aurora po remoncie powróciła na miejsce wiecznego(?) postoju 16 lipca 2016 roku.) Dlaczego październikowa w listopadzie? A dlaczego Oktoberfest we wrześniu? Pewnie dlatego, że październik miesiącem oszczędności (czy ktoś jeszcze pamięta to określenie?) i nie można się rozmieniać na drobne. Tzn. na grube, bo Oktoberfest i rocznica rewolucji to raczej sprawy poważne, a nie jakieś drobiazgi. Oj, chyba brnę, więc już zamilknę. W listopadzie możemy się pochylić nad symboliką, cytatami, literaturą i spróbować wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Jeśli w ogóle da się jakiekolwiek wnioski wyciągnąć z tylu danych. Być może trzeba by zastosować data mining albo inne narzędzie do obróbki wielkiej ilości danych.

Dla uczczenia rewolucji dodam, że poeta cytowany we wstępie to Włodzimierz Majakowski, który kończy ów wiersz wyznaniem dużego wujcia, że buduje wraz z innymi wujciami socjalizm, swobodny trud swobodnie zrzeszonych ludzi. Howgh!