Adam Adamczyk, autor blogu popularnonaukowego Kwantowo.pl jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji UŚ oraz studentem historii na Wydziale Nauk Społecznych

Św. Mikołaj nie istnieje

„Współczesny Polak nie posiada wiedzy na temat otaczającej go fizycznej rzeczywistości. Pisałem już o tym i będę to powtarzał do znudzenia” – podkreśla na swoim popularnonaukowym blogu Adam Adamczyk, z wykształcenia humanista, z zamiłowania fizyk amator. Pomimo świadomie wybranych studiów prawniczych i historycznych od kilku lat przekonuje, że ogólna teoria względności nie ma nic wspólnego z science-fiction, a odkrywanie mechanizmów rządzących rzeczywistością może być przyjemne i satysfakcjonujące.

Adam Adamczyk, absolwent Wydziału Prawa i Administracji UŚ
Adam Adamczyk, absolwent Wydziału Prawa i Administracji UŚ

Zacznijmy trochę nietypowo, bo... od św. Mikołaja. Odkąd pamiętam, prezenty zawsze dawali mi do rąk rodzice. Naprawdę! Nigdy nie przynosił ich żaden święty, może dlatego wyrósł ze mnie racjonalista (śmiech). To wcale nie było smutne. Czułem się bardziej rozczarowany faktem, że zamiast wymarzonego teleskopu dostałem mikroskop. Albo był tańszy, albo... mamie się pomyliło. Nie narzekałem. Komórek co prawda widać nie było, ale mogłem pooglądać z bliska owady. Razem z kolegą hodowaliśmy także pięknego pająka, tygrzyka paskowanego. Karmiliśmy go schwytanymi pod blokiem konikami polnymi, bo byliśmy ciekawi, jak taki pajęczak funkcjonuje. Obserwacja skończyła się w sposób dramatyczny, gdy pupil przygotował ogromny kokon do złożenia jaj. Wiele rzeczy też się niszczyło, w ramach „eksperymentów” oczywiście, co wydaje się cechą charakteryzującą prawdziwych fizyków... Bo cóż robi ekipa wykorzystująca np. akceleratory? „Rozkwasza” cząstki, by sprawdzać, co z tego wyniknie.

Zawsze lubiłem przedmioty przyrodnicze. Mimo tego zdecydowałem się studiować... prawo. Uznałem, że to najbardziej racjonalny wybór i chyba popełniłem błąd. To nie do końca moja dziedzina. Wszelkie „ludzkie twory”, jak kodeksy, literatura czy sztuka, interesują mnie mniej. Dlatego zdecydowałem się podjąć studia na drugim kierunku. Fizyka? Ależ nie! Wybrałem historię, która – choć związana z ludźmi – tworzy się z zasady spontanicznie. To w moim odczuciu różni ją od prawa i czyni bliższą mojej filozofii życia.

Zawsze sam poszukiwałem odpowiedzi na ważne pytania. Rodzice na to pozwalali, nie próbowali „na siłę” mnie kształtować, za co jestem im wdzięczny. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o mechanice kwantowej, a byłem wtedy nastolatkiem, miałem oczy jak pięciozłotówki. Zacząłem szukać lektur i starałem się możliwie dokładnie zrozumieć interesujące mnie kwestie, by potem móc je przekazywać dalej. Tak powstał blog popularnonaukowy Kwantowo.pl (początkowo pod inną nazwą). Mnie, będącemu z wykształcenia „humanistą”, bliżej jest oczywiście do laika niż do specjalisty. Prowadząc go, mam zatem drobną przewagę nad zawodowymi naukowcami. Oni, zwracając się do laików, często zapominają o tym, że ludziom brakuje podstawowej wiedzy. Boleśnie przekonują nas o tym dziennikarze przygotowujący np. sondy uliczne. „Czy podczas burzy najpierw widzimy światło błyskawicy czy może słyszymy dźwięk grzmotu?”. Z pozoru proste pytanie może sprawić nie lada kłopot odpowiadającemu, a przecież niepotrzebne są tu zdolności matematyczne. Wystarczy wiedza i wyobraźnia.

Trudno jest przełożyć skomplikowane terminy fizyczne na własny język, dlatego tworząc blog, pracuję przede wszystkim za pomocą metafor. Oczywiście wiem, że to niedoskonałe narzędzie. Praw fizyki kwantowej i relatywistycznej nie da się sprowadzić do kilku bliskich nam opisów, ale wierzę, że lepszy jest uproszczony obraz rzeczywistości niż kompletna niewiedza. Można skończyć szkołę średnią i nie zetknąć się z Einsteinem na lekcjach fizyki. Sam zresztą jestem tego przykładem. Byłem oburzony, gdy uświadomiłem sobie, że jego niezwykła teoria istnieje od 100 lat, a ja ani razu o niej nie usłyszałem w szkole. Potem trudno się dziwić bzdurom, jakie ludzie piszą i czytają w internecie.

Moi czytelnicy wiedzą, że prowadzę krucjatę przeciwko portalom informacyjnym – największej wylęgarni bzdur. Widzę wstrząsające nagłówki: „Asteroida przeleciała ekstremalnie blisko Ziemi”. Gdy zaczynam drążyć temat, okazuje się, że „ekstremalnie blisko” oznacza kilkadziesiąt milionów kilometrów od powierzchni Ziemi. Do tego podobne zjawiska zdarzają się raz na kilka miesięcy. O co zatem chodzi? Oczywiście o liczbę kliknięć tych, których przyciągnął szalony tytuł. Takich przykładów mógłbym podać wiele. Poświęciłem im zresztą osobną rubrykę na moim blogu zatytułowaną „Głupota na niedzielę”.

Mam stały kontakt z moimi czytelnikami. Cieszą mnie pozytywne reakcje ludzi. Napisała do mnie kiedyś dziewczyna, która dzięki zamieszczanym przeze mnie wpisom zdecydowała się studiować fizykę. Skorzystała z listy polecanych pozycji książkowych, znalazła kilka tematów, które ją zainteresowały, i uznała, że to jest dobry kierunek. Coś wspaniałego! Myślę, że blogów popularyzujących różne dziedziny naukowe powinno być więcej, dlatego zawsze zachęcam specjalistów i pasjonatów do dzielenia się swoją wiedzą. Warto!

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz, tło: Maciek Lulko, Seattle Central Library, https://www.flickr.com/photos/lulek/21905076149/, CC pewne prawa zastrzeżone