Akademia Śląska

Karnawał w pełni, ale felieton piszę zanim jeszcze rozpoczęły się bale. Piszę go w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, prawdę mówiąc już jest po świętach i szkoda, że tak długo trzeba czekać na następne. Nie wiem jak społeczność akademicka spędzała ten czas, zapewne nie da się ustalić normy akademickiego świętowania, po prostu ta grupa jest zbyt różnorodna. Ale nie przesądzam, kto wie, czy socjologowie z psychologami wkrótce nie pouczą nas jak się święta spędza i wtedy będzie nam głupio, że nie pasujemy do opisu. Ja w każdym razie się leniłem, do czego mało kto się przyzna, bo ludzie u nas wciąż tworzą i tworzą, a jak nie tworzą, to myślą i trapią się, dlaczego nie tworzą. U nas to jeszcze pół biedy, gorzej, jeśli ktoś w ministerstwie się nudzi i miedzy jedną a drugą kolędą wpadnie na pomysł jakiegoś nowego rozporządzenia. To może być niebezpieczne i dlatego postulowałbym uchwalenie jakiejś ustawy albo nawet nowelizacji konstytucji, która zakazywałaby myślenia w święta. Skoro można podejmować próby zakazu handlowania w niedziele i w ogóle zakazu pracy, to może i myślenia dałoby się zakazać.

Ja w każdym razie mało myślałem, a już na pewno niezbyt twórczo. Czas spędziłem na regeneracji mózgu, karmieniu go słodyczami (podobno mózg ,,chodzi" na cukier). Zbędne kalorie traciłem podczas drzemek, bo parę miesięcy wcześniej przeczytałem, że według niektórych badań, kto śpi, ten chudnie. Poza tym gapiłem się w telewizję, co było bardzo podobne do śpiewania kolęd. Po wielu latach dorocznych ćwiczeń, przeciętny Polak zna tekst kolęd na pamięć. Podobnie z telewizją: po wielu latach gapienia się w ekran, przeciętny widz na pamięć zna filmy, programy rozrywkowe, a nawet wiadomości emitowane w okresie świątecznym. A ponieważ duch inżyniera Mamonia (tego z ,,Rejsu") nie ginie w narodzie, z przyjemnością oglądamy to wszystko raz jeszcze, bo najbardziej lubimy (jak Mamoń) to, co znamy.

Z przyjemnością dostrzegłem więc na ekranie znajomą twarz pani dr Hrapkiewicz, która zarządza u nas Uniwersytetem III Wieku (UTW). Twarz, oraz wypowiedź pani doktor, wyemitowały Wiadomości właśnie w drugi dzień Świąt. Okazało się jednak, że ja wiem swoje, a TVP - swoje. Podpis głosił, że pani doktor kieruje UTW w ... Akademii Śląskiej. Istne science - fiction, bo taka akademia nie istnieje. Ha, ha, ha, zaśmiałem się smutno, bo przecież z punktu widzenia uniwersyteckiego pi-aru korzystne jest wymienianie jego nazwy jak najczęściej. Żelazna zasada promocji medialnej głosi bowiem ,,źle lub dobrze, byle po nazwisku" (lub z pełną nazwą instytucji). Tymczasem tu nagle jakaś księżycowa Akademia Śląska. Podobnie bolesne jest pomijanie afiliacji takich gwiazd jak dr Migalski czy dr Łęcki.

Z drugiej strony, może ta ,,Akademia Śląska" to nie pomyłka, ale sugestia. Niedawno pojawił się pomysł ustawy o aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej, która byłaby największym miastem w naszym kraju. Takie miasto zasługiwałoby na jedną uczelnię z ekstraklasy, zamiast na pięć czy sześć drugoligowych. Może więc ta Akademia to jakiś pomysł? A pani dr Hrapkiewicz występowała jako gość z przyszłości? Na pewno mówiła o naszej przyszłości, bo III wiek to wspólna przyszłość wieków I i II.

Stefan Oślizło