DOCIEKLIWOŚĆ ŻEGLARZA

Lucjan Wolanowski

Dawno, dawno temu zjawiłem się w Polinezji. Wszystko było dla mnie nowe, wszystko interesujące. Była już noc, gdy skończyłem porządkowanie notatek i szykowałem się do snu. Nocną ciszę rozdarł nagle głuchy łomot bębnów, dobiegający z bliskiej okolicy. Ledwie ustał, gdy z oddali dał się słyszeć podobny, ale już przytłumiony przez dystans, miarowy "werbel". Jeszcze przez wiele godzin dobiegał coraz to z innych stron ten ówczesny telegraf Oceanu zwanego Spokojnym...

Theyerdahl w 1955 roku, z modelem Kon-Tiki
Theyerdahl w 1955 roku,
z modelem Kon-Tiki

Mogę sobie wyobrazić teraz, gdy wyspiarze komunikują się nowoczesnymi środkami łączności (i pewnie odszedł w zapomnienie zawód "dobosza - telegrafisty"), jak intensywnie pracował ów telegraf, gdy miał przekazać sensację nad sensacjami: oto popaas, czyli biali ludzie zjawili się na tratwie u wybrzeży wyspy Raroia, po 101 dniach żeglugi!

Wyspa należy do archipelagu Tuamotu, jakieś 4300 mil morskich od Callao, wielkiego portu w Peru, gdzie zaczął się śmiały rejs. Ale - jak pisze jeden z ówczesnych komentatorów wyprawy - "wywołała ona więcej szyderstw niż uznania w środowisku akademickiej antropologii". Czy uczeni powodowani byli wtedy tylko zawiścią lub niechęcią wobec młodego zoologa, który burzył ich teorie? Otóż wydaje się, ze takie twierdzenie byłoby uproszczeniem. Poważny dziennik australijski "The Australian" pisze obecnie, że "antropologowie współcześni, uzbrojeni w wiedzę o genetycznym dziedzictwie ras - są pewni, że tezy Heyerdahla o kolonizacji pozbawione są podstaw naukowych".

Norweski podróżnik z żoną w Maroku (1969 r.) tuż przed próbą przebycia przez Atlantyk w Ra
Norweski podróżnik z żoną w Maroku
(1969 r.) tuż przed próbą przebycia przez
Atlantyk w Ra

Norweg po wyprawie na Kon - Tiki sposobił się już do następnych dalekich podróży. Ze środkowej Afryki sprowadził kilku budowniczych z plemienia Burundi, którzy - zbrojni w umiejętności przekazywane z pokolenia na pokolenie - zbudowali dlań w 1969 roku egipskie czółno z papirusa. Powstało u stóp piramid i zostało nazwane "Ra", tak, jak zwał się bóg słońca. Przewieziona najpierw do Safi w Maroku, łódź wypłynęłą do Barbados. Po jakichś trzech tysiącach mil żeglugi - zaczęły się problemy i trzeba było zakończyć rejs, niezbyt zresztą daleko od celu.

Uparty Norweg nie był zrażony trudnościami. Po dziesięciu miesiącach sprowadził budowniczych z plemienia Indian Aymara w Boliwii, które dalej potrafiło budować łodzie z trzciny. Ich dziełem była "Ra II", która w 57 dni dopłynęła do Barbados, co miało być dowodem kontaktów transatlantyckich między dawnymi cywilizacjami a ludami Ameryk.

Heyerdahl (fot. z 2001 r.)
Heyerdahl (fot. z 2001 r.)

Ci sami budowniczowie stworzyli z trzciny łódź "Tigris". Tym razem rejs miał udowodnić, że istniały kontakty i wymiana wpływów między wielkimi kulturami Mezopotamii, doliną Indus i Egiptem. W 1978 roku "stocznia" była w Iraku a budulcem została lokalna trzcina. Największy trzcinowy statek, jaki zbudowano na zlecenie norweskiego żeglarza, miał na pokładzie jedenaście osób załogi. Przez rzekę Tigris i Zatokę Perską wpłynął na Ocean Indyjski. Po pięciu miesiącach żeglugi statek znalazł się w rejonie nękanym lokalnymi wojnami i nie dostał zgody na wypłynięcie z portu Dżibuti. Heyerdahl w proteście przeciw wojnom - zakończył rejs podpalając statek.

Dedykacja Heyerdahla na norweskim wydaniu 'Aku-Aku' (wrzesień 1957 r.)
Dedykacja Heyerdahla na norweskim
wydaniu "Aku-Aku" (wrzesień 1957 r.)

Gdy w roku 1955 Heyerdahl wyruszał na Wyspę Wielkanocną, sam finansował tę wyprawę, choć patronat nad nią objął król Norwegii Olaf V. Tam podjął prace wykopaliskowe. Zdobył dowody, że wyspa była niegdyś gęsto zalesiona i że już w czwartym wieku, czyli o tysiąc lat wcześniej, niż dotąd uznawano, żyli na niej ludzie.

Frapowały go wielkie posągi, rzeźby wskazywały by na peruwiańskie wzornictwo. Opierając się na przekazywanych z pokolenia na pokolenie legendach głoszących, że gigantyczne posągi "spacerowały" - Norweg, stosując skomplikowany system sznurów i zaprzęgów udowodnił, że tymi sposobami przemieszczenie tych masywnych budowli było zupełnie możliwe.

Heyerdahl, podczas wizyty w kairskim muzeum, ogląda modele najstarszych na świecie łodzi trzcinowych z egipskich grobowców
Heyerdahl, podczas wizyty w kairskim
muzeum, ogląda modele najstarszych na świecie
łodzi trzcinowych z egipskich grobowców

Na pewnym etapie swych działań Heyerdahl uznał, że nie może być obojętny wobec nasilającej się krytyki ze strony uznanych autorytetów naukowych. Napisał: "Udowodniłem, że wszystkie dawne przed-europejskie cywilizacje mogły komunikować się przez oceany, a to posługując się prymitywnymi środkami, jakie miały do dyspozycji. Uważam, że teraz swe racje winni przedstawić ci, którzy uważają, że to właśnie oceany były czynnikiem oddzielającym cywilizacje".

Spuszczenie 'Ra' na wodę
Spuszczenie "Ra" na wodę

W latach osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych zawędrował znowu do Ameryki Łacińskiej, gdzie spotkał przyjaciela z dawnych lat, kierującego wykopaliskami świątyni, z czasów jeszcze przed Inkami. Badając obiekty uzyskane w czasie tych prac, Norweg umocnił się w swych przekonaniach, że dawne cywilizacje tych rejonów były na drodze postępu na długo przed przybyciem Kolumba.

Heyerdahl podjął wykopaliska w rejonie peruwiańskiej piramidy w Tucume, gdzie znalazł dowody, że już przodkowie Inków urządzali rejsy dalekomorskie, a ich symbole głowy ptaka były identyczne, jak te, odnalezione na Wyspie Wielkanocnej. Uczeni, zwolennicy tradycyjnych poglądów naukowych nie bez wahania uznali, że te odkrycia były ważne. Inni uczeni i autorzy albo negowali wprost odkrycia Heyerdahla, albo poklepywali go protekcjonalnie po ramieniu, że niby młody wiekiem - to błądzi, ale jak się postara, to przyzna im jednak rację...

Lucjan Wolanowski w rozmowie z Thorem Heyerdahlem (Oslo, 20.09.1957 r.)         Foto: K. Jarochowski
Lucjan Wolanowski w rozmowie z Thorem
Heyerdahlem (Oslo, 20.09.1957 r.)
Foto: K. Jarochowski

Pisze niemiecki autor Herbert Wendt: "To, że Polinezyjczycy uprawiają słodkie ziemniaki i bawełnę, wskazują tylko na to, że jacyś odważni żeglarze zapuścili się aż do Ameryki Południowej mimo niesprzyjających wiatrów i prądów morskich. E ustalenia nie zadowalają autorów pseudo - naukowych. [...] Heyerdahl zgromadził obszerną dokumentację na pokrewieństwo religijne, kulturalne, artystyczne i rolnicze między Polinezyjczykami a pramieszkańcami Ameryki Południowej - jednak faktem jest, że Polinezyjczycy nie mają nic wspólnego z cywilizacją morską Peru".

Zdania uczonych były i są podzielone. Australijscy antropologowie uważają, iż podstawowa teza Norwega, głoszącego, ze to Indianie południowo amerykańscy skolonizowali Polinezję jeszcze przed przybyciem Europejczyków - nie da się utrzymać.

Jednak prof. Peter Bellwood z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego w Canberrze zgadza się, że wyczyny Heyerdahla wzbudziły żywe zainteresowanie: "Wyprawa na Kon - Tiki nie udowodniła niczego, ale to była słynna ekspedycja i zwróciła powszechną uwagę na antropologię, co samo w sobie było już osiągnięciem. On oddał antropologii wielką przysługę" - powiada Bellwood.

Reportaże Wolanowskiego z Norwegii (i nie tylko), drukowane w tygodniku 'Świat', ukazały się później w książce pt.: 'Dokąd oczy poniosą' (Wyd. MON, Warszawa 1958)
Reportaże Wolanowskiego z Norwegii
(i nie tylko), drukowane w tygodniku "Świat",
ukazały się później w książce pt.: "Dokąd
oczy poniosą" (Wyd. MON, Warszawa 1958)

Emerytowany profesor z Auckland University na Nowej Zelandii Roger Green przyjaźnił się od dawna z Heyerdahlem. Spod jego pióra wyszły artykuły naukowe, które niekiedy popierały norweskiego podróżnika, a niekiedy podważały jego odkrycia. Green jest zdania, że słodki ziemniak i inne rośliny wywodzące się z Ameryki Południowej a mające służyć Heyerdahlowi na poparcie jego tez - znalazły się na Polinezji jeszcze przed przybyciem Europejczyków - za sprawą polinezyjskich wędrówek. "To tylko poniektóre sprawy, w których zgadzamy się z Thorem, a są i takie, w których grzecznie mamy odmienne zdania, a jednak dalej jesteśmy kolegami i przyjaciółmi".

U schyłku swego życia Norweg postawił śmiałą tezę, że mityczne bóstwo Odyn było w istocie człowiekiem, potężnym władcą, który w I w. n.e. przywędrował znad Morza Czarnego na teren obecnej Szwecji. Prowadził wykopaliska na terenie Azerbejdżanu, aby raz jeszcze podważyć uczone opinie innych badaczy. Jednak wielki żeglarz zawinął do Ostatniego Portu, nim jeszcze zdołał przekonać swych uczonych adwersarzy...

Warszawa, 21 czerwca 2002 r.
Internet: http://free.art.pl/wolanowski
e-mail: wolanowski@free.art.pl

Autorzy: Lucjan Wolanowski, Foto: Archiwum Autora