ŁAPY PRECZ OD KSIĄŻEK

Umberto Eco w swoim znanym felietonie "Jak urządzić bibliotekę publiczną" dawał przewrotne wskazówki do takiej organizacji bibliotek, aby zniechęcić potencjalnych czytelników do korzystania z niej. Postulował więc, ażeby jak najbardziej skomplikować katalog, maksymalnie wydłużyć czas pomiędzy zamówieniem a dostarczeniem książki, ustalić godziny otwarcia tak, by pokrywały się z godzinami pracy, słowem - dążyć do sytuacji idealnej, w której czytelnika będzie obowiązywał zakaz wstępu do biblioteki w ogóle. Bibliotekarz powinien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby w pracy) i za potencjalnego złodzieja.

Słowa te przypomniały mi się, gdy ostatnio próbowałem zdobyć dramat G. B. Shaw`a w - o zgrozo - oryginalnej wersji językowej. Z góry skazane na niepowodzenie były próby znalezienia tej książki w bibliotekach publicznych (kto by to czytał) i dostępnych mi bibliotekach wydziałowych Uniwersytetu (studenci w ogóle nie mają czasu na czytanie, a co dopiero w obcych językach). Uznałem, że najpewniejsza będzie biblioteka wydziału anglistyki lub kolegium języka angielskiego. W kolegium pani bibliotekarka, dowiedziawszy się, że nie jestem studentem tej szkoły, nawet nie chciała ze mną rozmawiać na temat wypożyczenia czegokolwiek. Słusznie - pomyślałem - jeśli chcieliby dawać książki wszystkim, cóż by pozostało przyszłym nauczycielom. Olśniła mnie myśl, że jestem przecież studentem Uniwersytetu (wprawdzie tylko studium podyplomowego, ale za to płatnego), więc nie powinienem mieć żadnych trudności przy korzystaniu z biblioteki wydziału filologicznego mojej macierzystej uczelni. Pokrzepiony tą myślą pobiegłem na anglistykę. Zgodnie z zaleceniami Eco wypożyczalnia była czynna w godzinach od 11 do 13, aby jak najmniej nierobów mogło z niej skorzystać. Na moją prośbę pani zareagowała niemalże oburzeniem, gdyż biblioteka wydziałowa jest tylko dla studentów anglistyki. Postanowiłem uciec się do podstępu - namówiłem koleżankę, ubiegłoroczną absolwentkę filologii, aby wypożyczyła książkę na swoje nazwisko. Długo musiałem uspakajać ją później, gdyż bibliotekarka wygnała ją na cztery wiatry krzycząc, że nie może używać swojej karty bibliotecznej, skoro już dawno skończyła studia. Widocznie nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może chcieć jeszcze coś czytać, jak już udało mu się skończyć studia. W cytowanym felietonie Eco pisze: największym wrogiem biblioteki jest pilny student, najlepszym przyjacielem - Don Ferrante, człowiek, który ma własną bibliotekę, nie musi więc chodzić do biblioteki publicznej, której zapisuje jednak stój księgozbiór.

Okazuje się jednak, iż w naszych bibliotekach jeszcze większym nieprzyjacielem jest człowiek, któremu zachciewa się książek, pomimo uzyskania dyplomu magistra.

(Tekst przedrukowany z dyplomowego pisma słuchaczy Podyplomowego Studium Dziennikarskiego UŚ "No to cześć" - Nr 2, styczeń 1997)

Autorzy: Artur Polak