DWA OBLICZA DYDAKTYKI

Kwestie oceny pracy dydaktycznej i jej relacji do działalności badawczej były od zawsze przedmiotem (nigdy) nie rozstrzygniętych do końca polemik, zwłaszcza przy okazji różnorakich przeglądów kadrowych. Niżej podpisany doświadczył tych dylematów jako członek odpowiedniej komisji Rady Wydziału Nauk o Ziemi.

Formalnie, diabeł tkwi w interpretacji przepisów obowiązującej Ustawy o Szkolnictwie Wyższym z 12 września 1990 r. Zdefiniowano w niej (w artykule 99) dwie kategorie nauczycieli akademickich. Pracownicy naukowo-dydaktyczni są zobowiązani - obok kształcenia studentów - podnosić swoje kwalifikacje zawodowe, a jeszcze dodatkowo prowadzić badania naukowe. Pracownicy dydaktyczni (lektorzy, wykładowcy, starsi wykładowcy) mają jedynie ten pierwszy obowiązek, przy zwiększonym wymiarze pensum (maksymalnie z 210 do 360 godzin obliczeniowych). I w taki też sposób zostały niedawno zdiagnozowane składniki naszych wynagrodzeń zasadniczych z tytułu korzystania z praw autorskich. Można z nich wnioskować, że pracownicy naukowo-dydaktycznych powinni 25% czasu pracy poświęcać na swój rozwój naukowy niezbędny dla prowadzenia procesu dydaktycznego, zaś pracownicy dydaktyczni zostali formalnie zwolnieni z tego przykrego obowiązku. Zasady te przelano na papier w formie oddzielnych formularzy dla obu kategorii nauczycieli akademickich.

Takie biurokratyczne rozwiązanie, przyjęte Uchwałą Senatu z dnia 2 lipca 1996 r., nie budzi wątpliwości w odniesieniu do pracowników ogólnouniwersyteckich jednostek par excelance dydaktycznych: Studium Języków Obcych i Studium Wychowania Fizycznego. W odniesieniu do wydziałów, jedność procesu nauki i nauczania nie powinna być aż tak beztrosko potraktowana; sprawa ma delikatny kontekst z okazji zbliżającej się okresowej oceny pracowników i wciąż nie zakończonej sprawy adiunktów, z których 60 zostało niedawno "uratowanych" na stanowiskach starszych wykładowców. Co gorsze, sam uchwałodawca wydaje się nie mieć w tej ostatniej kwestii jednoznacznej opinii: w artykule 1 i 3 Uchwały, wysokości honorariów starszych wykładowców ze stopniem doktora rozpatruje się tak samo jak dla pracowników naukowo-dydaktycznych; zapomniano(? ) to jednak zaznaczyć w artykule 2, omawiającym wynagrodzenia wszystkich bez wyjątku dydaktyków. W każdym razie, na WNoZ obowiązywało jednolite (ustawowe) traktowanie pracowników dydaktycznych.

Z niezbyt fortunnego sformułowania w Uchwale Senatu wynika, że w naszej uczelni można prowadzić badania zbędne z punktu widzenia dydaktyki - jak je zatem rozpoznawać? Ważniejsze jednak, że w świetle wyżej przedstawionych rozwiązań coraz większa część zajęć na Uniwersytecie Śląskim może być realizowania BEZ ŻADNEGO ZWIĄZKU z pracą naukową. Ciekawe, czy bierze się to pod uwagę przy ustalaniu obciążeń...

Z pewnością jest różnie w różnych działach nauki, ale w naukach ścisłych u progu XXI wieku niełatwo jest wyobrazić sobie to drugie oblicze nauczania akademickiego, zwłaszcza w przypadku bardziej specjalistycznych zajęć na latach wyższych czy opieki nad magistrantami. Nie prowadzącemu twórczych badań, trudność może sprawiać nawet właściwe selekcjonowanie i przyswajanie cudzych osiągnięć metodycznych i teoretycznych. A chyba jest niebezpieczne dla prestiżu nauczyciela prowadzenie wykładów i seminariów, gdy całokształt wiedzy ogranicza się do czyichś skryptów i prac popularnonaukowych. I u nas zdarzają się od czasu do czasu wybitni studenci.

Z drugiej strony, świeżo upieczeni starsi wykładowcy, przynajmniej na WNoZ, oficjalnie zobowiązali się do szybkiego ukończenia habilitacji. Nie trzeba też chyba szeroko przypominać, że ta sama ustawa i inne ministerialne przepisy wiążą wszelkie uprawnienia akademickie, a przede wszystkim zakres studiów, jak też wielkość dotacji wyznaczającą nasze płace, właśnie ze stanem kadry i jej rozwojem naukowym. Nierzadko jest to wciąż "być albo nie być" naszych jednostek uniwersyteckich, a jak na razie, nikt się nawet nie doktoryzował na podstawie cyklu błyskotliwych wykładów. Niech ostrzeżeniem będzie Wydział Radia i Telewizji, zdominowany przez wykładowców, spędzający - jako struktura naukowo-dydaktyczna - sen z oczu kolejnych ekip rektorskich.

Dlatego uważam, że w ramach ustawowego nakazu podnoszenia kwalifikacji WSZYSCY nauczyciele Uniwersytetu Śląskiego powinni być zobowiązani do pracy badawczej, której formalny wymiar czasowy dla pracowników dydaktycznych (wyłącznie w wyżej wspomnianych celach podatkowych) ustalałyby poszczególne Rady Wydziału. W końcu trzeba jeszcze raz przypomnieć, że naszej uczelni daleko jeszcze do miana potęgi naukowej w skali krajowej, co szeroko opisałem - w kontekście naukometrycznym - w "GU" nr 10/1996. O poprawę tej sytuacji zabiegają usilnie nowe władze rektorskie, o czym mam obowiązek i przyjemność poinformować jako wiceprzewodniczący senackiej Komisji ds. Nauki.

Autorzy: Grzegorz Racki