ŚLĄSK PRZESYPIA KWADRANS AKADEMICKI

Od jakiegos czasu na lamach slaskich czasopism, a zwlaszcza katowickiego dodatku "Gazety Wyborczej" toczy sie dyskusja wszczeta przez Stanislawa Bieniasza. Pan Bieniasz, znany w regionie pisarz, reemigrowal niedawno z Niemiec, najwyrazniej z mocnym postanowieniem naprawy nie tyle Rzeczypospolitej, co ukochanego Slaska. We wspominianej dyskusji zabierali glos politycy, dzialacze spoleczni i samorzadowi; szczegolnie mocno zabrzmiala surma bojowa przylozona do ust p. Michala Smolorza, dziennikarza i producenta telewizyjnego, ktory stwierdzil ("GW w Katowicach", 8 lutego 1995 r.), ze "przespalismy nasze piec minut" w... No wlasnie w czym? O tym juz trudniej dowiedziec sie z dyskusji, w ktorej wysokie wypowiadajace sie strony krytykuja swoich adwersarzy za nieudolnosc, niekompetencje i inne podobne niedomagania, tylko nie pisza na co mielibysmy swoje 5 minut wykorzystac. Czy Slask mial uzyskac dostep do morza? A moze mial stac sie odrebnym panstwem? Moze storpedowano zamysl wprowadzenia gwary jako jezyka urzedowego na tym terenie? Moze za malo bylo wystepow folklorystycznych? Nie wiem, nie umiem sie tego doczytac.

Co to wlasciwie ma wspolnego z Uniwersytetem? Dlaczego podejmuje ten temat w "Gazecie Uniwersyteckiej"? Otoz w tej calej dyskusji brak mi rzeczowosci, ktora nie musi byc zaleta pisarzy, dziennikarzy i politykow, ale bez ktorej nie sposob takich dyskusji toczyc. Jedynie prof. Klasik z Akademii Ekonomicznej probuje uporzadkowac problemy w jednym z artykulow na lamach "GW", jednak obawiam sie, ze jego opinia jest jak wolanie na puszczy, na ktorej wieja wiatry emocji. Dyskusja o Slasku niewatpliwie jest niezbedna, dlatego zal, ze tak malo slychac w niej glosow akademickich.

Mowiac o "przespanych pieciu minutach", dyskutanci stawiaja zagadnienie w kategoriach "zlapania" okazji lub jej bezpowrotnej utraty. Rownoczesnie roztaczaja obraz Slaska jako ziemi zniszczonej, pozbawionej wybitnych jednostek i skazanej na zaglade, od ktorej moze ja uratowac tylko cud pieciu minut. Ja sie z takim obrazem nie zgadzam, bo ludzie, ktorzy to mowia nie chca, badz nie umieja dostrzec, ze cos sie tu jednak zmienia. Na te zmiany trzeba wiecej niz piec minut, wiec nie sa az tak widowiskowe. Tymczasem po wojnie na Slasku stale zmienia sie struktura spoleczna, wzrasta poziom wyksztalcenia, powstaja nowe uczelnie wyzsze. Lekarzy ani nauczycieli nie trzeba juz "importowac" z innych rejonow, wielu uczonych nie ma prowincjonalnych kompleksow wobec nie tylko reszty Polski, ale i swiata. Swiat zachwyca sie co prawda umiarkowanie kopalnianymi orkiestrami detymi, ale kompozytorzy i muzycy ze Slaska odnosza istotne i wymierne sukcesy. Nie miejsce tu na kontynuowanie dlugiej listy znakow swiadczacych o tym, ze Slask sie zmienia, chociaz nie dzieje sie to za sprawa jakiejs erupcji koniunktury politycznej. Przy calym szacunku dla folkloru, do ktorego tez czuje duza slabosc, nie mozna zapominac, ze powolaniem oraz istota "slaskosci" od dwoch wiekow jest nowoczesnosc.

Nie darmo dziewietnastowieczni obserwatorzy porownywali kraine przemyslowa do Ameryki, a przedwojenna architektura Katowic nawiazuje do amerykanskich wzorow. I, toute proportion garde, tak jak Ameryka, Slask powinien byc nadal otwarty na akceptacje tworczych umyslow, zarowno urodzonych tutaj, jak i przybywajacych z zewnatrz. "Slaskosc" jest trudna do zdefiniowania, bo ona wciaz sie staje, wciaz zmienia swoje oblicze, w czym olbrzymi udzial maja takze tutejsze wyzsze uczelnie. Biskup Nossol z Opola, Slazak z krwi i kosci, rozumie doskonale, ze bez tworzenia i poszerzenia elity intelektualnej Slask nie bedzie odgrywal zadnej roli w przyszlosci; dlatego zabiegal o Uniwersytet w Opolu. Ale to wszystko nie jest kwestia pieciu minut. Natomiast w ciagu pieciu minut mozna przeczytac jeszcze jedna jeremiade, po ktorej poczucie krzywdy miesza sie z niechecia do egzystowania w tym kraju sadzy, beznadziei i tylez ambitnych, co niekonkretnych polemistow.