UDERZ W STÓŁ...

Nawiązanie do najważniejszego wniosku Profesora Z. Żmigrodzkiego (o "zabawowej" naturze rankingów i kategorii badawczych) z artykułu w nr 10/98 "Forum Akademickiego" spełniło swój cel. Ubolewam tylko, że tak znaczna cześć wypowiedzi mojego Szanownego Adwersarza wynika z nieporozumienia.

W akapicie artykułu, cytowanym częściowo przez Prof. Żmigrodzkiego, zawarte są dwie podstawowe informacje: (1) o niskiej pozycji Uniwersytetu Śląskiego w naukometrycznym rankingu uczelni autorstwa Wiceprzewodniczącego KBN Prof. A. K. Wróblewskiego i głównych uwarunkowaniach tego stanu rzeczy, oraz (2) o krytycznych poglądach na temat tego rodzaju klasyfikacji, mających na ogół - nieraz starannie skrywany - przyczynowy związek z takimi, a nie innymi notowaniami górnośląskiej Alma Mater; sztandarowym przykładem owego krytycznego podejścia jest wymieniony na wstępie artykuł Prof. Żmigrodzkiego. Oba te wątki w moim tekście były rozdzielone zdaniem na temat publikacji Prof. J. Wodza o grożącej UŚ zapaści kadrowej w grupie profesorów (Prof. Żmigrodzki raczył był je pominąć). Okazało się to jednak - jak teraz widzę - zabezpieczeniem niedostatecznym. Za nieudolne przedstawienie swoich myśli i wynikające z szerokiego kontekstu niezamierzone złośliwości przepraszam Pana Profesora Żmigrodzkiego i P. T. Czytelników. To jest zarazem logiczne wytłumaczenie, dlaczego mój Szanowny Adwersarz z tytułem profesorskim nie pasuje do schematu badaczy mających kłopoty z awansami.

Od razu wyjaśniam, że wśród znanych mi żarliwych sceptyków są zarówno profesorowie sławy światowej, jak i osoby mniej znane. Mój Szanowny Adwersarz zaliczył sam siebie do profesorów wykazujących aktywność "więcej niż wymaganą". We wspólnym interesie życzę potwierdzenia tej wysokiej klasy publikacjami w tzw. prestiżowych czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej. W opisanym przeze mnie w GU wzroście międzynarodowej rangi dorobku UŚ Prof. Żmigrodzki nie ma na razie udziału...

Mój Szanowny Adwersarz czyni mi zarzut, że nie polemizuję z jego poglądami "w sposób rzeczowy". A przecież mój artykuł w GU nie miał charakteru przeglądu czy dyskusji. Ja z kolei mogę zauważyć, że począwszy od nr 12/95, siedmiokrotnie przedstawiałem na tych łamach swój doktrynersko pozytywny osąd analiz statystyczno-porównawczych na podstawie rejestrów ISI, w tym opis założeń monitoringu naukometrycznego UŚ, realizowanego od dwóch lat pod moim kierunkiem. Nie śmiem przypuszczać, że Prof. Żmigrodzki nie zna GU. Byłem zatem zbulwersowany, czytając w ogólnopolskim czasopiśmie opinię kierownika Zakładu Bibliografii i Informacji Naukowej mojej macierzystej uczelni, że w istocie tracę bezsensownie czas, a uniwersytet marnuje pieniądze. Co gorsza, z inicjatywy J. M. Rektora tworzymy indeks cytowań "Polska Literatura Humanistyczna" (patrz moja notatka w "Forum" nr 12/98). Na niedawnym spotkaniu prorektorów ds. nauki w Cieszynie okazało się (o zgrozo!), że w tych igraszkach jesteśmy krajowym liderem.

Trudno zatem zrozumieć pouczenia Szanownego Adwersarza, gdzie jest właściwe miejsce do polemik i co powinienem przeczytać, a rzekomo nie czytałem w "Forum". Wkrótce będzie okazja do obszerniejszej dyskusji z moim udziałem i na tym forum. Głównym adresatem krytyki jest jednak KBN. W nr 11/98 tego miesięcznika Prof. J. Ratajewski (UŚ) poddaje miażdzącej krytyce wspominany uprzednio ranking uczelni. Argumentacja przeciwników dyktatu Filadelfii bywa jednak tego typu, że nie dziwię się opieszałości Prof. Wróblewskiego. Oto jaskrawy przykład: Prof. J. Wojciechowski (UJ) twierdzi (też w "Forum" nr 11/98), iż ISI "rejestruje cytowania dokonywane TYLKO [sic!] przez Amerykanów (... )". Szacuję, że autorzy jedynie z UŚ (ponad 2000 artykułów w rejestrach ISI) dokonali co najmniej 30 tys. cytowań, z tego ja osobiście 178. I takie - między innymi - chwyty mają uzasadniać ponowne wprowadzenie "żelaznej kurtyny" i konserwowanie systemu uświęconego tradycją. Prof. Żmigrodzki postuluje likwidację KBN i sprawiedliwy podział odzyskanych funduszy przez MEN i szkoły wyższe. Ze strachem myślę, jak przebiegałyby obrady Senatu i Senackiej Komisji przy ustalaniu reguł finansowania w UŚ.

Właśnie jako Z-ca Przewodniczącego Komisji ds. Badań Naukowych i Pełnomocnik Rektora ds. Analizy Naukometrycznej dostrzegam potencjalny wpływ zachowawczych postaw na rozwój uczelni. Tak się dziwnie składa, że największe zrozumienie do tzw. standardów światowych jest przede wszystkim na wydziałach najbardziej prężnych i najwyżej klasyfikowanych (= bogatych): Matematyki, Fizyki i Chemii oraz Nauk o Ziemi. Oczywiście, możemy obligatoryjnie w UŚ zaakceptować opinię, że utrudniający życie badacza dogmat polityki rządowej "publikuj w wydawnictwach renomowanych albo zgiń" jest metodologicznie błędny a lista filadelfijska nie ma sensu (nota bene, Prof. R. Tadusiewicz odnosi to tylko do nauk technicznych). Nie frustrujmy się i nie snujmy później spiskowych teorii, gdy będzie mniej profesur a wydziały i instytuty będą uzyskiwały niższe kategorie. Niezależnie od intencji, ignorowanie każdego sponsora musi prowadzić do mniejszych dotacji. Prof. Żmigrodzki żali się w "Forum": "(... ) nawet dla profesorów znanych w swojej specjalności nie starcza na koszty udziału w konferencjach a korespondencję naukową i zawodową muszą prowadzić na własny rachunek". Czyżby to było mylenie skutku z przyczyną? Konstatacja Szanownego Adwersarza dotyczy jednak sytuacji fikcyjnej, bo tak rozumiem apel: "Proszę uprzejmie P. T. Czytelników, aby nie sądzili, że treść tego artykułu dotyczy uczelni, która mnie zatrudnia. Nie leży w moich zwyczajach przenoszenie kwestii lokalnych na ogólne forum dyskusyjne".

Pozostając z szacunkiem na generalnie odmiennym stanowisku, zgadzam się na koniec z Prof. Żmigrodzkim, że informacja o dorobku naukowym uczelni jest niedostateczna. I dlatego ja - geolog - staram się w sposób mniej lub bardziej udany tę lukę wypełniać.

Autorzy: Grzegorz Racki